Nie mogłem powstrzymać śmiechu, kiedy Jungkook zziajany wbiegł do pokoju.
Właśnie zapinałem swoją torbę, gdy z korytarza dobiegły donośne śmiechy. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł zdyszany Jungkook. Widziałem za jego plecami, jak jeszcze co najmniej trójka chłopaków biegła w stronę swoich izb. Jeden z nich miał przywieszoną przez ramię torbę, w której obijały się szklane butelki.
Kiedy spojrzałem zaskoczony na Jeona, on odwzajemnił spojrzenie, zamknął za sobą drzwi i rzucił się na swoje łóżko, wybuchając głośnym i słyszalnym mimo jego twarzy wtulonej w poduszkę, śmiechem, a jego całe ciało zaczęło się trząść. Siedziałem i patrzyłem na niego, jak na głupka. Wyglądał wtedy, jak naćpany. Zachowywał się niczym niespełna rozumu.
Roztaczał wokół siebie tak zabawną aurę, że ja, ponownie tego dnia również nie mogłem powstrzymać chichotu.
W końcu, po paru minutach, spojrzał na mnie z czerwonymi policzkami i roześmianymi oczami. Zauważając mój pytający wzrok, ostatni raz parsknął, siadając i biorąc głębszy oddech, zaczął wyjaśniać całą sytuację.
Domniemany sklep, do którego mieli się udać, powinien znajdować się dwa kilometry od ośrodka, przynajmniej tego dowiedział się jeden z uczestników, jednak zbyt pobudzony zdobytą informacją, nie dosłyszał strony, w jaką mają iść wzdłuż drogi, a na pytanie o nią, posłuchał swojej intuicji.
Głupiego przeczucia.
Tak więc całą grupą ruszyli w prawo, nieświadomie zbaczając z prawdziwego kursu. Jungkook z widocznym rozweseleniem mówił o chwili, kiedy po przejściu ponad pięciu kilometrów, pani Jeong zdzieliła tego delikwenta po głowie i zrobiła naburmuszoną minę. Biedaczek podobno tak się zmieszał, że jego uszy nabrały koloru dojrzałych pomidorów, a sama kobieta kazała mu się nieść na plecach. Oczywiście jej groźby spoczęły na niczym, jednak jego przerażone oczy skierowane na naszą wychowawczynie, mówiły same za siebie. Wyrażały prawdziwy niepokój.
Obrazowały chęć, jak najszybszej ucieczki.
Ostatecznie musieli zadzwonić po pana Chana, ponieważ pani Jeong stwierdziła, że nie ruszy się już nawet o krok. Patrzyłem na Jungkooka z pewną rezerwą, nie zauważając w jego dotychczasowej wypowiedzi, ani nuty śmieszności. On, jakby czytając w moich myślach, żywo zaczął kontynuować dalszą część historii.
Mimo ogólnego wzburzenia, pani Jeong poprosiła naszego kierowcę o zawrócenie i podjechanie pod upragniony spożywczak, już wtedy pan Chan poczerwieniał ze złości na twarzy, ale nie odezwał się ani słowem, posłusznie spełniając jej prośbę. Chłopcy i kobieta znaleźli się pod wymarzonym sklepem, a ten, jak na złość, okazał się być zamknięty. Pani Jeong podobno wtedy pomasowała się po czole i parsknęła śmiechem, widząc, jak wystraszeni są jej uczniowie. Mimo swojej zmienności, ta kobieta za każdym razem była po naszej stronie, a jej gniew szybko zmieniał się troskę i pobłażliwość. Zawsze równocześnie była naszą deską ratunku, dobrodusznym katem oraz najwspanialszym aniołem.
Była wyśnioną wychowawczynią, na którą mieliśmy szczęście trafić.
Zacząłem rozumieć komizm całej tej sytuacji, gdy Jungkook postanowił inscenizować miny pana Chana, kiedy dowiedział się, że muszą poszukać innego marketu. Najpierw się zapowietrzył, ściągając brwi i podrapał się po swoim niewidzialnym wąsie, aby następnie wyrzucić do góry ręce i zacząć nimi żywo wymachiwać, krzycząc jakieś pomruki w moją stronę.
Miałem wrażenie, że trochę to przekoloryzowuje, tylko po to, by widzieć u mnie rozbawienie. A ja mimo jego lekkiego natężenia, uśmiechałem się pięknie w jego kierunku, nie mogąc oderwać oczu od jego warg, które nieświadomie, co chwilę oblizywał.
Twoje dalsze opowiadanie historii, w którymś momencie stało się dla mnie o wiele cichsze, Jungkook, tak, jakby gdzieś zanikało, a na pierwszy plan wychodziło moje serce. Jego bicie rozchodziło się po całej mojej świadomości, kiedy nie potrafiłem się powstrzymać, przez wpatrywaniem w twoje usta. Nigdy nie patrzyłem na nie tak natarczywie. Nigdy nie myślałem o nich, jak o czymś, czego chciałbym posmakować.
Nigdy nie zachowywałem się w sposób tak bezpośredni i kolidujący z moją mentalną nieśmiałością.
Nie obchodziło mnie wtedy twoje dalsze tłumaczenie ataku głupawki. Nie interesowała mnie mimika, jaką właśnie przedstawiasz.
Liczyły się dla mnie tylko wyobrażenia twoich warg na tych, należących do mnie.
I chyba zorientowałeś się, że coś jest nie tak, bo zamilkłeś, a ja nie widziałem, co mam zrobić, czy odwrócić wzrok, przynieść go na twoje oczy, czy pozostawić w tym miejscu, w którym się znajduje.
Wybrałem oczy. I to był błąd.
Kiedy to zrobiłem cała ich intensywność skierowana została na mnie, a ostrość twoich rys, jakby na pokaz, się wyostrzyła. Przed chwilą uniesione w finezyjny uśmiech usta, teraz zmieniły ułożenie w bardziej groźny i tajemniczy wyraz, a twój język wysunął się, przejeżdżając po dolnej wardze.
Mimowolnie poczułem, jak moja płochliwość wraca i pokrywa policzki żywym ogniem. Szybko odwróciłem wzrok, co było przyznaniem się do winy i zatopiłem się w karceniu własnej bezmyślności.
Nie powinienem o tym myśleć, nie powinienem być tak cholernie oczywisty.
Nie powinienem na własne życzenie wplątywać się w tak wielkie i zawstydzające zakłopotanie.
Byłem głupi. Jestem głupi.
Ta miłość na dobre odebrała mi rozum.
A potem wszystko wróciło do normy, choć mógłbym przysiądz, że zapanował nad tobą spokój. Odmiana uczuciowej, dobrej nostalgii. Wyglądałeś na zamyślonego.
Pogrążonego w jednej sprawie.
Jeszcze przez moment wpatrywałeś się we mnie, aby potem oznajmić, że idziesz się ogarnąć i specjalnie podszedłeś do mojego łóżka, by zmierzwić mi włosy i wierzchem dłoni, delikatnie pogłaskać mnie po ciepłym od zażenowania czole.
Teraz, zorientowałem się, że właśnie stoisz przy szafie, ubrany na czarno, dokładnie tak, jak w dniu, kiedy po raz pierwszy rozegrała się pomiędzy nami jakaś interakcja. Twój bok nonszalancko oparty jest o drewnianą powierzchnię, włosy są w artystycznym, lekkim nieładzie, a oczy wlepione we mnie.
Moje myślenie znów jest ostrożne, ciche i nie wyrzucające na powierzchnię wszelkich moich wyobrażeń. Znów odczuwam zawstydzenie i skrytość, bardziej niż niepohamowanie i ten dziwny trans.
Znów stałem się idealnym pionkiem, który przejdzie tyle, ile pokaże kostka wyrzucona przez ciebie, Jungkook.
-Tae, powinniśmy już iść.
Blondyn usłyszał głos tuż koło swojego ucha, gdy Jungkook niespodziewanie znalazł się obok niego i nachylił. Mocniejsza dłoń, bez zbędnych pytań odnalazła tą bledszą i zacisnęła się na niej, unosząc do góry oraz pociągając do siebie. Głowa bruneta, która dalej znajdowała się na wysokości twarzy drobniejszego, delikatnie zderzyła się z nią przez pociągnięcie, a Taehyung poczuł szybkiego całusa na swoim policzku.
CZYTASZ
Thorns | Taekook✔️
FanfictionZeszyt zagubionego w swoich myślach Taehyunga, dla którego Jungkook jest nieosiągalną ostoją. Diary, School!au, fluff, angst, Top!jk