Czuję, jak płonę, a każdy mój organ wypełnia się śmiercionośną lawą.
Musiałem wyjść i ochłonąć, a chłodnym wiatr okazał się moim dobrym towarzyszem. Nie wiem, co się przed chwilą działo. Nie wiem, jak to wyjaśnić.
Nie wiem również, dlaczego to uczucie, nagle stworzyło ze mnie zniesmaczoną bestię.
Z początku czułem na języku gorzki posmak, pomieszany z krwistą dozą i zaschnięte, bolące gardło, pragnące krzyku i wrzasku. Potem byłem już jedynie wulkanem nabuzowanych emocji. Byłem bliski niszczycielskiej erupcji. Bliski całkowitego zalania jej ślicznej twarzy żrącym kwasem.
Bliski zniekształcenia jej udawanego piękna.
Ona była zbyt blisko ciebie, Jungkook. Za bardzo próbowała cię omotać. Wmówić, że jest delikatna i przesłodka, choć w środku jest jedynie gnijącym mięsem, pełnym przebrzydłych larw. Pełnym nieszczerości i pozornej chęci pomocy.
Pełnym zimna i chorej egoistyczności.
Nie znasz jej, Jeon, a jak już, znasz tylko powierzchowną warstwę. Nie wiesz, jak wiele zła znajduje się w środku i jak wiele destrukcyjnych sposobów ma w swojej głowie. Ona lubi działać powoli, niespiesznie, jednocześnie dając ci nadzieję, że uciekniesz. Jisoo i Lisa mają taką samą taktykę.
Taki sam plan działania.
W pewnym momencie chciałem podejść i wyrwać jej nic nie warte serce, by następnie na jej słabnących oczach, przygnieść je podeszwą buta. Podeptać z premedytacją. Sprawić, by i ona cierpiała.
Zrobić z niej taką kukłę, jaką ona zrobiła ze mnie.
Blondyn zacisnął jedną dłoń w pięść i spojrzał, jak na bladej skórze widoczne robią się niebieskawe żyły, a knykcie uwydatniają się. Jego ręka wydawała się mu krucha. Zbyt krucha, by zadać decydujący cios.
Szkoda tylko, że nie potrafiłbym tego uczynić. Jestem potworem jedynie pod wpływem tego, co wywołał we mnie ich widok.
Pod wpływem zazdrości.
Kiedyś już nim byłem za czasów Jacksona, ale tamten napad nie był tak długi i namiętny, jak ten. Był na swój sposób niewinny i słaby.
Taehyung przeskoczył przez leżące drzewo i po chwili namysłu, usiadł na jego wilgotnej korze, unosząc twarz do góry. Szare chmury zakryły całe niebo, nie pozostawiając żadnych błękitnych przebłysków pomiędzy sobą. Wiał lekki, zachodni wiatr, sprawiający, że zielone liście zaczęły grać leśne, nieznane dotąd melodie, a ściszony, wysoki, ptasi śpiew, idealnie dopełniał całą symfonię.
Kim zaciągnął się kwiatowym zapachem i pozwolił powieką swobodnie opaść, zostawiając go w ciemności. Chłopak poczuł, jak całe rozgoryczenie znika z jego organizmu, a on znów zatapia się w względnej harmonii.
-Musisz iść- powiedział do siebie pod nosem, ściągając brwi.- Czas wszystko wyjaśnić, prawda?
I jakby na potwierdzenie jego słów, pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać na bujne korony drzew. Taehyung uniósł kącik ust w uśmiechu, wstał i z idącym za nim cieniem niedopowiedzeń, ruszył w drogę powrotną, już z daleka widząc zapalone światła w niektórych oknach ośrodka.
CZYTASZ
Thorns | Taekook✔️
FanfictionZeszyt zagubionego w swoich myślach Taehyunga, dla którego Jungkook jest nieosiągalną ostoją. Diary, School!au, fluff, angst, Top!jk