Chapter 3.2

192 38 12
                                        

          Brendon trzyma ręcznik, podczas gdy ja przemywam chłodną wodą twarz. Makijaż, który ukrywał przez kilka ostatnich godzin niedoskonałości mojej twarzy, zmywa się, zmieniając ton kolorytu mojej skóry. Kilka szaleńczo zakochanych we mnie fanek powiedziało mi, że jestem piękny. Takiego siebie nie widzę. Kilka kosmyków zawisło przed moimi oczami, a ja preferuję to jako moją malutką ochronę.

          — Dzięki — mamroczę, odebrawszy ręcznik oferowany przez Brendona.

          Brendon opiera się o drzwi do łazienki, a jego ciasna koszulka unosi się lekko, ukazując lewe biodro. Gdyby nie powiedział nam, że jest gejem, z pewnością starałbym się ogarnąć o co chodzi w tym momencie.

          — Czyli tak będzie wyglądać cała trasa? — pyta, a ja unoszę brew. — Media. Ten program radiowy, dla którego udzielałeś wywiadu w Milwaukee, teraz ten. Wiem, że masz pojawić się w jakimś sklepie muzycznym w Cleveland. Myślałem, że w trasach koncertowych chodzi o to, że wiesz... gracie koncerty.

         — Muszę promować nowy album — mówię, prostując się. — Wolałbym nie, ale zaufaj mi. Uważam to wszystko za pieprzenie. Chodzi o politykę, sprzedaż i zysk. Niestety to nie jest cholerna muzyka.

         — Na szczęście wszystkie wytwórnie mnie odrzuciły. — Brendon chichocze.

         — Grasz? — pytam, lekko zaskoczony. Oczywiście, że gra, jednak komponowanie muzyki to zupełnie co innego.

         — Trochę. Ale nie myślę o tym, jako o zawodzie. Jedynymi muzykami na tym świecie bez pełnej wolności artystycznej są ci, którzy mają podpisany kontrakt płytowy. — Wzrusza ramionami. Opuszczam ręcznik z mojej twarzy, czując nieprzyjemny ucisk w okolicach brzucha na jego słowa. — Tęskniłeś za niektórymi tutaj. — Pomaga, wykonując ruch lewą brwią. Wycieram mocniej twarz, mając nadzieję, że uda mi się wszystko z niej zmyć. Czuję, jak wyczekuje, bym rozpoczął ponownie rozmowę, jednak ja nie jestem najbardziej towarzyską osobą z tego grona. Nie chodzi o to, że jestem aspołeczny. Po prostu wolę milczenie od własnego głosu. Przez większość czasu nie mogę przejmować się ludźmi, gdyż moje własne myśli bawią mnie jeszcze bardziej niż bezmyślne farmazony drugiego człowieka.

         — Spójrz — mówię w każdym razie, sprzeciwiając się własnemu wyrokowi. Zdecydowanie planowałem nie angażować się w to. — Przykro mi, jeśli chłopaki są wobec ciebie zdystansowani. William został odstawiony na bok — dodaję. — Po prostu nie koncertowaliśmy z... no cóż, wiesz. Nigdy wcześniej.

         — Z pedałem? — sugeruje.

         — Tak. Z pedałem.

         — Spodziewałem się tego. Liczyłem na coś innego, ale przygotowałem się na takie okoliczności. I tak wiem, że większość muzyków myśli tylko o cipce. Oczywiście z wyjątkiem ciebie. Uważam, że myślisz także o innych rzeczach.

         — Jasne, ale jestem całkiem pewny, że ​​cipka jest w pierwszej piątce.

         Brendon śmieje się, ukazując rząd bielutkich zębów w szerokim uśmiechu. Zdaję sobie sprawę, że rozmawiamy ze sobą, niczym pustelnicy.

         — Po prostu mówię, że jesteśmy w tym już trzy miesiące. Także sam rozumiesz. Jeśli byś potrzebował porozmawiać trochę dłużej... — Nacisk na rozmowę będziesz kładł ty, ponieważ ja nie mam zamiaru się odzywać. Oddaję mu z powrotem ręcznik. Wygląda na autentycznie wzruszonego. — Gracias.

         — Masz w sobie trochę latynoskiej krwi? — pytam.

         — Hawajskiej — poprawia mnie, przez co wyjaśnia się, skąd ta odrobina egzotyczności w jego wyglądzie. — Tak mi po prostu zostało, uch. Nie jestem zbytnio skory, by, wiesz, mówić "gracias" po angielsku. Nie chodzi o to, że nie chcę, po prostu... nie? Zwyczajnie wiem, jak to powiedzieć w wielu innych językach, więc tak. Zawsze mówię to w jednym z nich. Tak po prostu mam.

The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz