EDIT: JEZU ZAPOMNIAŁAM PRZEPRASZAM DEDYKUJE TEN ROZDZIAŁ Natiink BO 20 LIPCA MIAŁA URODZINY WIĘC SPÓŹNIONE WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KOCHANA UHHH❤️❤️
myśleliście, że drama to dopiero była, jak spencer odkrył romans ryana? uroczy jesteście ;)
Immortality
Dojeżdżamy do Denver, gdy słońce dawno już zachodzi za horyzontem, bus zatrzymuje się przed hotelem Cosmopolitan. Wchodzimy do pokoju wypoczynkowego i czekamy na pozwolenie, by rozejść się do swoich pokoi. Brentowi odcisnęła się nieco poduszka na policzku, a spojrzenie Trohmana nieskupione, zaspane, gdy Pete rusza po klucze hotelowe i pyta, gdzie Zack mógł zaparkować nasz środek lokomocji. Opieram się na leżance, czując się jak żywy trup.
Nagły wybuch śmiechu Andy'ego przyciąga uwagę całej ekipy, a on wciąż przygląda się czemuś przez okno badawczo.
— Koleś, na zewnątrz są dwie dziewczyny ze znakiem "Bliźniaczki Trohman"! — Uśmiecha się, a Joe natychmiast ożywia się.
— Och, to są Kirsten i Kirstin. — Szczerzy się. — Zawsze na czas! Niesamowite dziewczyny! Organizujemy imprezę. Chce ktoś wpaść?
Brent oraz Andy natychmiast zgłaszają się na ochotników, co nie jest ani trochę zaskakujące. Jednak odpowiedź Brendona nieco zbija mnie z tropu.
— Jasne, wpadnę. — Opiera się o framugę drzwi do kolejnego pomieszczenia, jego włosy są potargane, a ubrania pomięte od niezdjęcia ich do snu.
Skupiam się na moich poobgryzanych, o ostrych krawędziach paznokciach, przyglądając się w spokoju.
— Ta? Bo pójdę, jeśli ty idziesz. — William natychmiast podpytuje.
Brendon zasnął, zanim jeszcze dotarliśmy do Lincoln. Przez chwilę słuchałem, jak oddycha, tracąc poczucie czasu. Czasami wzdycha we śnie – te spokojne, głębokie westchnienia, a potem lekko się przesuwa. Udało mi się delikatnie oderwać od uścisku chłopaka jeszcze sto mil przed granicą stanu, chwytając za książkę i przenosząc się do salonu, gdzie moi kumple, którzy nie zdążyli przenieść się do swoich łóżek, drzemali.
Teraz wygląda na tak dobrze wypoczętego, jakby był wrażliwy, emanujący ciepłem. Wracam myślami do imprezy w Cleveland, gdzie wciągnął nieco więcej kokainy i skończył w kącie z jakimś facetem na nim. Pozwalam sobie na niewielki uśmiech. To niesamowite, jak wiele różnych stron charakteru posiada.
— Zajebiście, stary. Ktoś jeszcze? — pyta Joe, a ja potrząsam w przeczeniu głową. Właśnie chodzę czterdziestą szóstą godzinę bez snu, jesteśmy na zewnątrz pięknego hotelu i nie gramy już dzisiaj żadnego koncertu. Czym prędzej z wyprzedzeniem znam swoje plany.
Kiedy Wentz wraca, wręczając nam wszystkim klucze do swoich oddzielnych pokoi, w końcu otrzymujemy pozwolenie na opuszczenie busa. Wciąż czekam na coś w rodzaju symptomu, który wskazywałby, że on wie, jakieś porozumiewawcze spojrzenie bądź ironiczny uśmieszek, jego wzrok przeszywający moją skórę na wskroś z obrzydzeniem, tak jak Spencer to robił z początku. Niczego nie dostrzegam. Jakby Pete był zrobiony z kamienia i jest to na tyle nie do wiary, że aż mnie wytrąca z równowagi.
Co on może jeszcze wiedzieć?
Pakuję na wpół czyste ubrania do małej walizki i, chwytając za uchwyt, czym prędzej wychodzę z pojazdu. Kirstin oraz Kirsten natychmiast podbiegają, oferując Joemu powitanie herosa. Kieruję się prosto do obrotowych drzwi hotelowych, kiedy gitarzysta woła, że imprezowicze powinni pojawić się na zewnątrz za pół godziny. Wywołujemy niewielkie zamieszanie w holu – albo i nie my – zmęczony zespół oraz ekipa techników – ale parę dzieciaków, które pojawiają się znikąd, wymachując przy tym winylami, plakatami jak jacyś maniacy, kiedy Pete jeszcze przez sekundą mamrotał, że nikogo nie widział na horyzoncie.
CZYTASZ
The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenie
FanficLatem 1974 roku, muzyk Ryan Ross rozpoczyna wyczerpującą trasę koncertową, by wspomóc przełomowy album swojego zespołu. Z trudem radzi sobie z presją i oczekiwaniami nagłej sławy, w chaosie niekończących się występów i wywiadów. Gdy stara się manewr...