"Sumienie"
W Chicago gramy trzy wyprzedane koncerty z rzędu. Więc tymczasowo przenosimy się do hotelu. Już pierwszego dnia jestem umówiony na wywiad, a Pete przybywa do mojego pokoju kilka minut po ósmej trzydzieści, by wyrzucić mnie z łóżka i wysyłać do domu jakąś dziewczynę, która wczoraj wieczorem koczowała pod naszym hotelem, czekając na nas. Udaję się pod prysznic, aby uratować się przed pożegnaniem z nią. Nie czuję się winny, nie do końca. Może po prostu spodziewałem się, że oprę się pokusie przynajmniej przez tydzień.
Godzinę później jestem ubrany i najedzony, a Wentz powoli prowadzi mnie po schodach hotelowych.
— Nie chcę tam iść — mówię mu.
— Musisz — odpowiada stanowczo Pete. — Chcą umieścić cię na okładce.
— Widzisz, byliśmy już na okładce "The Rolling Stone", więc to wszystko wydaje się po prostu rozczarowujące. Poza tym myślę, że "Creem" jest gównianym magazynem dla pretensjonalnych dupków.
— Więc z pewnością to coś dla ciebie.
— A weź się pierdol.
Podążam za mężczyzną korytarzem hotelowym, po czym wchodzimy do małej sali konferencyjnej czy coś. Dłoń Pete'a ląduje na moich plecach, popychając mnie do przodu. Gdybyś go zapytał, powiedziałby, że mną "kieruje".
— Ich recenzje o nowej płycie są kurewsko niesamowite, więc lepiej tam idź i gadaj o tej swojej muzyce. W południe odbywa się sesja zdjęciowa. Zgarnie nas samochód. Och i czy wspominałem ci, że "Boneless" jest numerem jeden na liście "Billboard's LP and Tapes" przez trzy tygodnie z rzędu?
— Yay — mamroczę bez entuzjazmu. Czuję się nieswojo z myślą, że teraz wiele osób słucha o moich najmroczniejszych sekretach. Prosiłem się o to, czyż nie?
Dziennikarz jest facetem po trzydziestce. Na jego oczach widnieją okulary przeciwsłoneczne. Idiota. Posiada drewniany naszyjnik, który okala podwójnie jego szyję, niewątpliwie to pamiątka z czasów, gdy był jeszcze hipisem. Co stary, walący w tamburyn hipis może wiedzieć o rocku?
Dużo, jak się okazuje.
— Jak postrzegasz przystępność swojej muzyki? — pyta po trzech minutach. Magnetofon kasetowy leży na stoliku pomiędzy nami i jestem w stanie zauważyć dwie, małe, białe szpulki, zwijające się pod przezroczystą pokrywą. Przybliża maleńki mikrofon w moją stronę. Poświęcam chwilę, by nalać sobie szklankę wody, napić się łyka i połknąć przezroczysty płyn. Rozmówca trzyma końcówkę długopisu między wargami, posyłając mi ciekawiony wyraz twarzy.
— Nie sądzę, że jest nieprzystępna, spójrz, chociażby na liczbę sprzedanych egzemplarzy — mówię w końcu. Mężczyzna mruczy pod nosem, po czym spogląda na mnie, w milczeniu sygnalizując mi, bym kontynuował. Odwzajemniam spojrzenie. Po chwili zrezygnowany zaczyna od nowa.
— Inaugurujący utwór nowej płyty jest dziesięciominutową piosenką, która zaczyna się donośnie i kończy rozlewnie, co jest radykalnym przeciwieństwem zwykłego rockowego kawałka. Co zmotywowało cię do takiego podejścia? Czy, być może, chciałeś zaskoczyć słuchacza?
— Nie. Po prostu dla mnie to dobrze brzmiało.
Zaciskam palce obu dłoni na stole. Widzę, że dziennikarz z każdą sekundą robi się coraz bardziej sfrustrowany i sfrustrowany. Od zawsze mnie nienawidzą, ściskają mnie niczym cytrynę, próbując uzyskać każdą kroplę, ale ja jestem suchy jak pustynia. Już wszystko z siebie wylałem. Posłuchaj tej cholernej muzyki, dobrze?
![](https://img.wattpad.com/cover/158601776-288-k199848.jpg)
CZYTASZ
The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenie
FanficLatem 1974 roku, muzyk Ryan Ross rozpoczyna wyczerpującą trasę koncertową, by wspomóc przełomowy album swojego zespołu. Z trudem radzi sobie z presją i oczekiwaniami nagłej sławy, w chaosie niekończących się występów i wywiadów. Gdy stara się manewr...