Chapter 15.3

128 18 35
                                    

          — Co jest? — pytam, upewniając się, że brzmię na lekko zirytowanego. W końcu jest środek nocy, a przecież nie wstajemy już na nocne pogawędki od siedemdziesiątego drugiego. Ale kiedyś to robiliśmy. Rozmawialiśmy do rana, ale to byli zupełnie inni ludzie.

          — Masz jakieś zapasowe prezerwatywy?

          Och.

          — Ta, jasne. — Kiwam głową z ulgą, że to wszystko, czego chce. — Ile?

          — Powiedzmy... z dziesięć? — Liczy na palcach. Tyle ma dziewczyn czy rund, czy co? Nie mam pojęcia.

          — Uch huh — przyznaję, czując się na krawędzi. Nie chcę go tutaj, kiedy Brendon jest w pokoju. — Daj mi chwilkę. — Zamykam drzwi i pospiesznie ruszam do mojej walizki, grzebiąc w niej w poszukiwaniu kondomów. Znajduję trzy otwarte buteleczki z lubrykantem, z czego jedna z pewnością należy do Brendona. Nie, tego teraz nie potrzebuję.

          Na samym dnie znajduję otwartą paczkę Trojanów i natychmiast ją wyjmuję.

          — I gotowe! — Słyszę bruneta. Spoglądam w górę, by zobaczyć, że udało mu się całkowicie rozebrać. Leży, wyraźnie będąc dumnym z siebie, błogi, nagi oraz cholernie twardy.

          — Joe jest na zewnątrz, więc po prostu-

          — Och! — sapie, zaciskając wargi i ponownie kiwając głową.

          Z pośpiechem wracam do drzwi. Zatrzymuję się na sekundę przed ich otworzeniem, nabierając do płuc uspokajający wdech.

          Joe czeka niecierpliwie po drugiej stronie, więc podaję mu paczkę.

          — Dobrej-

          — Nie masz tych w rozmiarze XL? —pyta mnie zirytowany.

          Stoję nieruchomo we wnęce między drzwiami a futryną.

          — A co ja jestem? Pierdolona apteka?

          — Tylko spytałem... — mruczy.

          Słyszę piskliwy chichot i pochylam się lekko do przodu, by dostrzec, jak z końca korytarza kroczą w naszą stronę Kirsten oraz Kirstin, podtrzymując się nawzajem. O Boże, będziemy musieli z Brendonem słuchać trójkąta Joego? Fantastycznie. Po prostu świetnie.

          Muszę powiedzieć Pete'owi, żeby następnym razem upewnił się, że mój pokój będzie znajdował się daleko od reszty, kiedy ruszymy w Europę.

          — Jak widzę ręce masz pełne roboty, więc ja po prostu-

          — Jest ktoś u ciebie?

          Wzdrygam się.

          — Nie.

          Nieufność ogarnia jego rysy twarzy na moje słowa, głos wydaje się nieco zaniepokojony.

          — Myślałem, że z kimś rozmawiasz.

          — To tylko ja. Wewnętrzny monolog. — Oczy Trohmana zwężają się podejrzliwie, gdy patrzy w przestrzeń za mną. Rzuca na mnie okiem ponownie, uważnie się przy tym przyglądając. Nerwowo odchrząkuję, przyciągając nieznacznie drzwi do siebie.

          — Ja... — zatrzymuję się. Dzięki Bogu, tylko na niego spojrzałem i już moja erekcja opadła, inaczej pomyślałby jeszcze, że chcę go pieprzyć. — Nic nie przerywałem, prawda?

The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz