— Co jest? — pytam, upewniając się, że brzmię na lekko zirytowanego. W końcu jest środek nocy, a przecież nie wstajemy już na nocne pogawędki od siedemdziesiątego drugiego. Ale kiedyś to robiliśmy. Rozmawialiśmy do rana, ale to byli zupełnie inni ludzie.
— Masz jakieś zapasowe prezerwatywy?
Och.
— Ta, jasne. — Kiwam głową z ulgą, że to wszystko, czego chce. — Ile?
— Powiedzmy... z dziesięć? — Liczy na palcach. Tyle ma dziewczyn czy rund, czy co? Nie mam pojęcia.
— Uch huh — przyznaję, czując się na krawędzi. Nie chcę go tutaj, kiedy Brendon jest w pokoju. — Daj mi chwilkę. — Zamykam drzwi i pospiesznie ruszam do mojej walizki, grzebiąc w niej w poszukiwaniu kondomów. Znajduję trzy otwarte buteleczki z lubrykantem, z czego jedna z pewnością należy do Brendona. Nie, tego teraz nie potrzebuję.
Na samym dnie znajduję otwartą paczkę Trojanów i natychmiast ją wyjmuję.
— I gotowe! — Słyszę bruneta. Spoglądam w górę, by zobaczyć, że udało mu się całkowicie rozebrać. Leży, wyraźnie będąc dumnym z siebie, błogi, nagi oraz cholernie twardy.
— Joe jest na zewnątrz, więc po prostu-
— Och! — sapie, zaciskając wargi i ponownie kiwając głową.
Z pośpiechem wracam do drzwi. Zatrzymuję się na sekundę przed ich otworzeniem, nabierając do płuc uspokajający wdech.
Joe czeka niecierpliwie po drugiej stronie, więc podaję mu paczkę.
— Dobrej-
— Nie masz tych w rozmiarze XL? —pyta mnie zirytowany.
Stoję nieruchomo we wnęce między drzwiami a futryną.
— A co ja jestem? Pierdolona apteka?
— Tylko spytałem... — mruczy.
Słyszę piskliwy chichot i pochylam się lekko do przodu, by dostrzec, jak z końca korytarza kroczą w naszą stronę Kirsten oraz Kirstin, podtrzymując się nawzajem. O Boże, będziemy musieli z Brendonem słuchać trójkąta Joego? Fantastycznie. Po prostu świetnie.
Muszę powiedzieć Pete'owi, żeby następnym razem upewnił się, że mój pokój będzie znajdował się daleko od reszty, kiedy ruszymy w Europę.
— Jak widzę ręce masz pełne roboty, więc ja po prostu-
— Jest ktoś u ciebie?
Wzdrygam się.
— Nie.
Nieufność ogarnia jego rysy twarzy na moje słowa, głos wydaje się nieco zaniepokojony.
— Myślałem, że z kimś rozmawiasz.
— To tylko ja. Wewnętrzny monolog. — Oczy Trohmana zwężają się podejrzliwie, gdy patrzy w przestrzeń za mną. Rzuca na mnie okiem ponownie, uważnie się przy tym przyglądając. Nerwowo odchrząkuję, przyciągając nieznacznie drzwi do siebie.
— Ja... — zatrzymuję się. Dzięki Bogu, tylko na niego spojrzałem i już moja erekcja opadła, inaczej pomyślałby jeszcze, że chcę go pieprzyć. — Nic nie przerywałem, prawda?
CZYTASZ
The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenie
ФанфикLatem 1974 roku, muzyk Ryan Ross rozpoczyna wyczerpującą trasę koncertową, by wspomóc przełomowy album swojego zespołu. Z trudem radzi sobie z presją i oczekiwaniami nagłej sławy, w chaosie niekończących się występów i wywiadów. Gdy stara się manewr...