Chapter 11.2

179 32 75
                                    

haha, didnt expect, huh? 

          — Jon.

          Patrzymy tępo na siebie nawzajem.

          — Co robisz w LA? — mruczę pytanie, wiedząc, że ostatnie nasze spotkanie skwitowałem radą, by się szedł pieprzyć, cóż za mały świat. Nie możemy ot tak na siebie wpadać i nie potrafić rozmawiać, prawda? Byliśmy kumplami. Przez kilka dni. Przypadliśmy sobie do gustu. Dlaczego zacząć przypadać ponownie?

          Jon Walker uchowuje postawę osoby postronnej na wiele sposobów, ale wolałbym rozmawiać z nienawistnym obcym niż urażonym przyjacielem.

          — Przylecieliśmy tu. Jako zespół? — wyjaśnia, a ja dostrzegam Toma w oddali, patrzącego w naszą stronę, by po chwili udać, że ten moment nie miał miejsca. To oczywiste, że nie chce ze mną rozmawiać. — Teraz lecimy do domu.

          Letni okres jest zawsze gorączkowy dla zespołów. Dzieciaki chcą wyjść, pić, pieprzyć się i słuchać muzyki, a my latamy i jeździmy po całych Stanach, żeby je zabawić. Zresztą, to nie tak, że Canadian History jest jakoś niesłychanie sławna, prawdopodobnie siedzi w kategorii "o tak, myślę, że ich gdzieś słyszałem", walcząc, by ją utrzymać. Dziesięć dolców mówi, że nie.

          — To ciekawe. My kierujemy się do Tennessee, wracamy w trasę po przerwie. 

          — Okej. — Jon wzruszywszy ramionami, zabija rozmowę. Patrzy na mnie, jakby czekał na jakąś puentę z mojej strony. Jestem zwyczajnie uprzejmy: w końcu graliśmy razem. Chciałbym móc udawać, że już nie pamiętam, dlaczego się tak poróżniliśmy, ale nie potrafię. Wiem, że on też. To ich perkusista zaczął to całe gówno, więc dostał butelką w tą pustą banię, co więcej Jon okłamał mnie i za to go znienawidziłem, że pozwolił mi dojrzeć słaby strumień światła tam, gdzie go nie było, i nie wiem, co mu teraz odpowiedzieć.

          Już nie jestem tak naprawdę zły. Z pewnością moglibyśmy cofnąć się o krok lub dwa i zająć się jakąś nieznaczną pogawędką.

          — Więc Canadian History ma się dobrze? — dopytuję, gdyż to była jedyna rzecz, na jaką wpadłem.

          Jon otwiera usta, ale Cassie znienadzka pojawia się u jego boku, równie piękna jak zawsze, okalając mnie chłodnym spojrzeniem.

          — Ryan. Coż za zbieg okoliczności — deklaruje ozięble, a Jon obejmuje ją ramieniem. Tworzą pewnego rodzaju ścianę, upewniając się przy tym, że za cholerę nie dam rady przez nią przejść.

          — Ta, mały świat. Wyruszamy właśnie w trasę i takie tam — powtarzam.

          — Och! — wydaje z siebie okrzyk, uśmiechnąwszy się szczerze. — Jest Brendon z wami?

          Cofam się o krok. No to mam.

          — Nie. Nie ma — wyduszam i śmiem obdarzyć spojrzeniem Jona, którego usta łączą się w cienką linią. — Spójrz, jeśli chodzi o to-

          — Jeżeli masz zamiar atakować mnie za rzekome zdradzenie tajemnicy o seksualności Brendona, to nie zawracaj sobie tym głowy — mruczy chłopak. — Wasz zespół miał z tym więcej problemów niż my kiedykolwiek, nawet jeśli Nate stracił kontrolę tamtej nocy. Nie wygadałem się, kumasz? — kontynuuje stanowczo z nutką gniewu. Spogląda w górę, gdy przez głośniki udaje nam się usłyszeć głos kobiety. — Właśnie informują o gotowości naszego lotu. Dobrego życia, Ryan.

The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz