Chapter 12.4

261 26 120
                                    

.·. rating: nc-17(15) .·.

od dzisiaj przed każdym rozdziałem z jakimkolwiek ciumciurumcium będę wstawiać takie śmieszne znaczki, żeby nikogo znienacka nie wzięło "ohhh brendon", bo nie chce mi się tego pisać cały czas :')) i w sumie nie zwracajcie uwagi na to 17 i 15, i tak [prawie] wszyscy jesteśmy tu na nielegalu, także w ogóle miejcie w to wywalone ;)

           Ja? Kłopotem? Do diabła, mogłem mu powiedzieć. Jego prawa dłoń ląduje na mojej, znajdującej się na jego kolanie, zrogowaciałe opuszki palców pocierają moje kostki, aż w końcu oplatają się wokół mojego nadgarstka.

          — A co jeśli...? — zaczyna, ale ostatecznie milczy, gdyż brzmi jak dziecko, którym raczej nie jest.

          — Oferuję jedynie rozpraszacz. Dla naszej dwójki. — Moje oczy wbite są w jego usta, pełną i różową, dolną wargę. Mój żołądek płonie, oddech z każdą sekundą staje się głębszy i szybszy.

          — Kurwa — szepcze z niedowierzaniem, i sam już nie wiem, na czym skupia swój umysł: na moich działaniach czy pożądaniu, które słyszę w jego tonie.

          Rozsuwam jego nogi, nie czekając na zaproszenie. Pochyla się, by złapać moje usta, gdy przybliżam się o krok, sunąc dłońmi do jego bioder, by przyciągnąć go jeszcze bliżej.

          Dwadzieścia cztery godziny. Udało mi się oprzeć mu przez jeden dzień. Naprawdę powinienem sobie pogratulować, że okazałem taką powściągliwość.

          Usta Brendona otwierają się na mnie, tak uległe i nieznane. Nie rozpoznaję jego smaku, może dlatego, że rozkazałem sobie zapomnieć. Zarost na jego podbródku zdecydowanie jest dłuższy, lekko drażni skórę wokół moich warg, ale całuję go mocniej. Słyszę muzykę ze sceny, niejasną i przyciszoną, słyszę również, jak załoga wraz z zespołem rozmawiają za drzwiami. Brendon wzdycha w moje usta, nie tak agresywnie jak ja. Rozpaczliwie gryzę jego wargi, ciągnąc za tę dolną, aż jęczy.

          Moje dłonie na nim są niespokojne, ubrania stoją mi na drodzę, gdy ja chcę go dotknąć. Jego nogi oplatają mnie pośpiesznie, krocze przyciska się do mojego. Ostatnim razem jego pocałunek był tak szorstki jak mój. Teraz jest inaczej. Jego dłonie biegną wzdłuż moich ramion, aż do szyi, z czego jedna zaciska się na tyle mojej głowy i przybliża mnie. Pocałunki są równie głębokie i ponaglające, ale nie agresywne. Mocno osiadają w moich wnętrznościach, sprawiając, że moja skóra płonie.

          Pocałunek przerywa się, gdy Brendon rusza się, owijając nogi wokół mnie mocniej, przyciągając mnie tak blisko, tak wciąż niewystarczająco.

          — Potem mnie zignorujesz? — pyta w moje wargi głośnym szeptem. Nie sądzę, by zdawał sobie sprawę, jak erotyczny jest jego głos. — Zawstydzony, że znowu pieprzyłeś faceta? — Patrzy na mnie zastanawiającym wzrokiem.

          Moja dłoń porusza się między nami, zatrzymując się w lekkim zawahaniu na jego udzie przez sekundę, nim ujmuje jego kutasa. Zarys erekcji płonie pod moimi palcami, uwięziony między dżinsami a udem.

          — Mogę robić, co chcę — odpowiadam. Tak długo, jak nikt o tym nie wie. Mój kark oblany jest płonącą purpurą. Zauważył ten gorzki wstyd, czyż nie? Ale moje pożądnie wobec jego osoby, pragnienie i podniecenie nigdzie nie uciekły, nawet, gdy ledwie potrafiłem spojrzeć tamtego poranka w Florydzie na własne, lustrzane odbicie, myśląc: "Uprawiałeś seks z innym mężczyzną i podobało ci się to. Jesteś obrzydliwy." Ale, prawdę mówiąc, nie czułem się zniesmaczony i to dlatego moje odbicie drwiło ze mnie. Amfetamina w parze z odpowiednim zachowaniem. Wciąż, w Brendonie nie ma nic spokojnego: za każdym razem, gdy wchodzi do pomieszczenia, we mnie rozpoczyna się trzecia wojna światowa.

The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz