Brendon rozgrywa to o wiele bardziej spokojnie niż ja. Nie udaje, że to nie miało miejsca, ale nie zamierzam pozwolić innym, by cokolwiek odkryli. Urie, na moje szczęście, zachowuje się dokładnie tak samo, jak wcześniej. Próbuję osiągnąć równy efekt, ale moje myśli są tak zagmatwane, że nie jestem w stanie.
Chłopaki myślą, że to z powodu kłótni. Każdy mamrocze w swoją stronę nieco zgorzkniałe, wymuszone przeprosiny, a Pete klepie nas po ramionach, przekonując, że wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem.
Jedyne, czego żałuję, to tych wszystkich słów, które skierowałem w stronę Spencera. Nie powinienem być na niego zły, tylko dlatego, że nasze drogi zwyczajnie się rozeszły. To nie tak, że zrobił coś równie zjebanego, co Brent czy Joe. Próbuję go przeprosić, ale ten mnie odtrąca.
Docieramy do Pittsburgha w jednym kawałku, niestety w akompaniamencie ogłuszającej ciszy. Brent liczy dni do naszej przerwy między etapami trasy na palcach. Nie piłem się od incydentu z policją, a tym bardziej po tym, jak Brendon... Myślę, że dużo lepiej potrafię wracać do owej rewelacji w stanie trzeźwości. I być może współczuję chłopakom. Nie jestem całkowicie okrutny. Zniknąłem znienacka, a oni po prostu się wystraszyli. Jednakże miałem swoje powody. Miałem prawo.
Spencer pomaga nieco technikom na scenie, gdy podchodzę do niego niepewnie.
— Więc, wyjeżdżamy dziś do Cincinnati? — pyta Brendon, który kiwa przytakująco głową. — Jak długo nam to zajmie?
Brunet przeciąga się w różne strony, wyraz twarzy kompletnie zamyślony, ramiona uniesione wysoko nad głową. Jego koszulka podwija się odrobinkę w górę, odsłaniając skórę bioder.
— Jakby, sześć godzin? — Skupiam się na odkrytej linii V jego bioder.
— Jeśli udałoby się nam wyjechać koło północy... — Spencer mruczy z namysłem.
— Co się tak śpieszysz? — zadaję mu pytanie, a on wzdryga się, wyraźnie nieświadom mojej obecności. — Chyba mamy jutro wolny dzień. Co, u diabła, mamy robić w takiej mieścinie, jak Cincinnati?
Smith wzrusza ramionami, a Brendon powraca do przygotowania do występu jego zestawu perkusyjnego.
— Możemy porozmawiać? — pytam perkusistę, który zabiera trochę czasu, nim niechętnie przytakuje. Dotarłszy do krawędzi sceny, obniżam głos. — Posłuchaj, przepraszam za to, co powiedziałem. Wiesz, że nie miałem tego na myśli, prawda? Po prostu byłem wkurwiony i...
— Jasne. — Kiwa głową.
— Nadal jesteś moim najlepszym przyjacielem, mimo wszystko — dodaję z lekką desperacją. — Chciałbym... porozmawiać z tobą. Kiedy miałbyś czas. — Każdy z nas ma wystarczająco dużo wolnego czasu, on po prostu przytakuje.
— O czym chcesz pogadać?
Moje oczy lądują na ramionach Brendona rozmawiającego z Williamem, ożywieni, śmieją się wesoło. Odrywam od nich wzrok.
— Po prostu... czuję się w ciągnięty w tę rzecz. I nie jestem pewien, czy powinienem, bo niezależnie od tego, co sobie wmówię, po prostu wiem, że to nie może skończyć się dobrze. Jednakże pomimo tego... chcę. W pewnym sensie jest to przerażające. — Śmieję się nerwowo, ale Spencer wydaje się niewzruszony.
— Oczywiście, kiedy będzie czas. — Wzrusza ramionami, kończąc rozmowę. Nie mam pojęcia, jak to mu wynagrodzić. Prawdopodobnie nie zdołam.
CZYTASZ
The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenie
FanfictionLatem 1974 roku, muzyk Ryan Ross rozpoczyna wyczerpującą trasę koncertową, by wspomóc przełomowy album swojego zespołu. Z trudem radzi sobie z presją i oczekiwaniami nagłej sławy, w chaosie niekończących się występów i wywiadów. Gdy stara się manewr...