Sennie przesuwam dłonią po jeszcze ciepłym prześcieradle, nieznacznie otwierając jedno oko. Jasne światło wypełnia całe pomieszczenie. Jestem całkowicie sam w łóżku. Boże, czuję się taki wypoczęty.
Przewracam się na plecy, wzdychając cicho, bardzo zadowolony. Prysznic jest włączony. Moje przyrodzenie jest na wpół twarde, a ja z roztargnieniem kieruję rękę w dół, by je chwycić, pozwalając palcom poruszać się wzdłuż niego. To będzie dobry dzień, już to mogę stwierdzić. Jac może mi obciągnąć, gdy wyjdzie spod natrysku.
Głowa sama przewraca się w bok i wdycham zapach prześcieradeł. Ładnie pachną. Lecz nie pachną jak ona. Pachną lepiej, pachną...
Brendonem.
Nagłe szarpnięcie sprawia, że podnoszę się do siadu na łóżku, oszołomiony rzeczywistością. Prysznic wciąż jest włączony. Brendon jest w kabinie. Moje plecy są dużo bardziej wrażliwe na dotyk niż zazwyczaj. Jego paznokcie. Moje biodra są obolałe. Jego ręce. Moje pieprzone usta są zaczerwienione, piekące. Jego wargi.
Nasze ubrania są porozrzucane po całej podłodze. Prześcieradła to jeden, wielki bałagan.
Jest pod prysznicem. Nagi. Ja jestem tutaj. Nagi.
Pieprzyliśmy się.
Mam przejebane.
Zeszła noc odtwarza się samoistnie w mojej głowie w przebłyskach naszych ust i dłoni, ciała splątane, poruszają się rytmicznie, ale przede wszystkim pamiętam jego osobę. Brak mi tchu.
Muszę się ubrać, by się stąd, do cholery, wydostać.
Moje bokserki pokryte są zaschłą spermą – pamiętam, jak wycierał się nimi, swoją dolną partię brzucha ozdobioną białymi smugami, jego kutas opadał, jak wyglądał, jak sprawiał, że się czułem. Zakładam je, ignorując fakt, że sam jestem w nasieniu. Ubrania. Potrzebuję więcej ubrań. Nie mogę wyjść z jego pokoju w połowie nagi.
Moja koszula leży tuż obok wywróconego stolika kawowego. Udaje mi się ją na siebie zarzucić, kiedy drzwi do łazienki otwierają się niespodziewanie. Brendon wyciera ręcznikiem mokre włosy. Jego oczy wpierw lądują na łóżku, nim zauważą stojącego mnie.
— Hej.
Jest absolutnie nagi i najwyraźniej nie jest nawet odrobinę o tym świadomy. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem coś tak atrakcyjnego.
— Dzień dobry — udaje mi się wydusić.
Jego wzrok przeszywa mnie na wskroś w milczeniu. Nie potrafię rozszyfrować jego myśli. Naprawdę chciałbym móc.
— Twój krawat jest tam — mówi tym irytująco neutralnym tonem. Dostrzegam wspomniany krawat obok jego walizki. Cicho sięgam po niego, po czym bawię się nim, nie wiedząc co powiedzieć. Brendon siada na skraju łóżka i przeczesuje jednym ruchem włosy. — Więc już wychodzisz?
— Ja tylko- — Uciekałem.
— Masz dzisiaj jakieś wywiady?
— Nie — odpowiadam pospiesznie, zadowolony, że mam coś namacalnego w dłoniach. — Dzisiaj żadnych wywiadów. Dzisiaj ostatni koncert. Szalone, nie? Nie mogę się doczekać tej przerwy, cały miesiąc bez występów. Brzmi jak zbawienie w tym momencie. — Pauza. — Boże, umieram z głodu. Śniadanie jest wliczone w nasz pobyt tutaj, prawda? Naprawdę nie pogardziłbym jajecznicą z bekonem.
![](https://img.wattpad.com/cover/158601776-288-k199848.jpg)
CZYTASZ
The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenie
FanfictionLatem 1974 roku, muzyk Ryan Ross rozpoczyna wyczerpującą trasę koncertową, by wspomóc przełomowy album swojego zespołu. Z trudem radzi sobie z presją i oczekiwaniami nagłej sławy, w chaosie niekończących się występów i wywiadów. Gdy stara się manewr...