Sale konferencyjne znajdują się na drugim piętrze, więc wchodzę do pierwszych dwóch napotkanych pokoi, nie znajdując niczego poza ogromnymi stołami, ozdobionymi w szklane dzbany z wodą oraz masę szklanek. Wszedłszy do trzeciego pomieszczenia, dostrzegam siedzącego na drugim końcu stołu Spencera, który na moją obecność wzdryga się i wstaje gwałtownie.
— Zaczekaj! — krzyczę pośpiesznie, zamykając za sobą drzwi. Widzę, że zamiar coś powiedzieć, ale podnoszę dłoń, prosząc tym samym, by dał mi szansę się wysłowić. Milczy zatem, choć zdenerwowanie nie schodzi z niego. Muszę się zmusić, żeby spojrzeć mu w oczy. Nie jestem w stanie usprawiedliwić tego, co robię z Brendonem. Przez połowę czasu próbuję wmówić sobie, żeby dać sobie z tym, kurwa, spokój i znów być normalnym. — To, co widziałeś, to- — zaczynam, nim przypominam sobie, jak trafiłem przypadkowo na jego rodzinę, jak powiedział, że to nie było to, co myślałem, że było, kłamiąc jak pieprzony tchórz. — To prawdopodobnie dokładnie to, co myślisz — przyznaję wstydliwie.
Wzrok chłopaka jest mieszanką wściekłości i dezorientacji.
— Jak mogłeś w ogóle- Jak długo...?
— Po prostu... Spójrz, to nie jest nic wielkiego. Więc ta, sypiam z nim czasami. — Wzruszam ramionami. — To nic. — Staram się brzmieć swobodnie, ale ledwo mogę oddychać. Moje gardło jest zbyt ściśnięte. Przynajmniej obdarzyłem go większą szczerością, niż on mnie.
Boże, zaraz zwymiotuję.
— To nic? — powtarza Spencer, krótki śmiech opuszcza jego usta. — To wszystko! Zespół i reputacja, jeśli to się wyda, jeśli to-
— Nigdy się nie wyda.
— Właśnie wam wparowałem! Głupi jesteś?!
— No i dostałem nauczkę, by być bardziej ostrożnym! Każdy, kto wie, jest właśnie w tym pomieszczeniu, więc jak to może się wydać? — Chcę wiedzieć. Nie wspomina nic o wyjawieniu owej sytuacji czy szantażu. Jedynie wygląda na zagubionego, przerażonego. Przerażony. Właśnie to powinienem się czuć, gdy dotykam Brendona, ale nie. Boże, co jest ze mną nie tak? — To nie tak, że to jest coś. To tylko seks.
— Z mężczyzną! — warczy. — Z innym- Zawsze byłeś taki? — pyta rozpaczliwie, zanim blednie, rozszerzając oczy. Wygląda, jakby miał mdłości. — Kurwa, widziałeś mnie nago.
— Co? — Wzdycham. — Stary, nie jestem- Nie patrzę na ciebie w ten sposób! Jezu Chryste! — Jest moim najlepszym przyjacielem, znam go od zawsze, biliśmy się nawet nago kilka razy, gdy alkohol był w to wmieszany. Widzi raz, jak całuję się z jednym gościem i to jest to, co zakłada? Że chodzę, rozbierając każdego napotkanego mężczyznę oczami, jakbym był jednym z tych rozwiązłych pedałów grasujących po ulicy Castro w niemoralnym San Francisco Brendona? — Boże, to chore — mówię mu ze złością.
— Dokładnie! To chore!
Dlatego też i ja jestem chory.
— Czy właśnie ty nie byłeś tym, który gadał, żebyśmy zaakceptowali seksualność Brendona? — warczę zbulwersowany. Czyli w porządku, gdy Brendon to robi, ale gdy robię to ja, to w porządku to już nie jest?. Co za dupek o dwóch twarzach.
— Mój najlepszy przyjaciel nie pieprzył go wtedy! — rzuca, wrzeszcząc na mnie z drugiego końca pokoju. Zaskakująca cisza opada na nas oboje. Nazwał mnie swoim najlepszym przyjacielem. Nie przejmowałby się tym, gdyby nie przejmowałby się mną. Dlaczego czuję ulgę? Spencer wygląda na zaskoczonego, ale szybko potrząsa głową. Wpatruje w ścianę, zaciskając szczękę. — Co ty sobie myślałeś, Ryan?

CZYTASZ
The Heart Rate Of A Mouse: Over The Tracks | tłumaczenie
FanfictionLatem 1974 roku, muzyk Ryan Ross rozpoczyna wyczerpującą trasę koncertową, by wspomóc przełomowy album swojego zespołu. Z trudem radzi sobie z presją i oczekiwaniami nagłej sławy, w chaosie niekończących się występów i wywiadów. Gdy stara się manewr...