Rozdział 35

166 6 7
                                    


Patrzę przed siebie i co widzę. Wielki budynek z napisem „ szpital psychiatryczny". Mama prowadzi dziewczynkę. Najprawdopodobniej mnie za rękę. Jestem przerażona. Moje kroki są chwiejne. Coraz bardziej się boje. Wchodzimy do środka oraz pierwsze co usłyszałam to krzyk. Męski głos, który mówił „ nie zabierajcie mnie od tego pokoju, bo oszaleje. Już nigdy nie będę próbował stąd uciekać. Przysięgam." To było przerażajace. Ale mama nie zwracała na to uwagi, tylko szła dalej. Nic, kompletnie nic nie było w stanie jej zatrzymać. Najgorsze było to, że ciągnęła coraz bardziej zaciskając dłoń. W niespodziewanym momencie się zatrzymała. Stanik przed nią jakiś facet. Był umięśniony i wysoki. Krótko mówiąc był idealnej budowy. Twarz miał wesołą. Powitał mamę ciepłym, przyjaznym uśmiechem na co ona prychnęła. Rozmawialibyśmy czymś, lecz ja nie słuchałam skupiłam się na pani, którą już kiedyś widziałam, tylko tym razem była zapłakana. Przerażona w zasadzie wszystkim. Dlatego, kiedy się jej tak przypatrywałam to starałam się chociaż częściowo ukryć przed mamą.....

*************************

Ten sen był jeszcze dziwniejszy od poprzedniego. Zaczyna to się powoli robić straszne. Dobrze, że jest ósma, a nie jakaś piąta. Wstaje powoli i cicho. Zabieram rzeczy w, które zamierzam pojechać ze swoim chłopakiem do jego rodziny. Najkrócej mówiąc ubrałam białą luźną koszulkę oraz jeansowe, czarne, krótkie spodenki do, których włożyłam koszulkę. Włosy z kolei spięłam w koka. Buty zaś to standardowe biało czarne Vansy. Wyglądało to całkiem dobrze. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wyszłam z łazienki. Szłam na palcach, aby nikogo nie obudzić. Doszłam do pokoju powoli myśląc nad tym jak się ubrać na następne dni. Wyciągnęłam największą torbę, jaką do tych czas miałam zaczynajac jednocześnie od pakowania najważniejszych ciuchów i kosmetyków. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że nie wiem co dokładnie będziemy robić. Dobra jakoś się spakowałam. Kosmetyki to łatwizna. Wiem, co chce zabrać. Szybko poszłam po resztę oraz zrobiłam jednocześnie śniadanie. Spakowałam się, równie szybko jak zjadłam i posprzątałam po śniadaniu. Rzeczy zostawiłam na łóżku. Teraz zostało, tylko i wyłącznie obudzić Kihyuna. Najszybciej jak potrafiłam wybiegłam z pokoju, równocześnie biegnąc do jego pokoju:

    ⁃    Kihyun!- krzyczę idąc jednocześnie do jego pokoju. Nie widzę go. Obracam się i co widzę. Kihyuna w samym ręczniku wokół pasa myjącego zęby. Spojrzałam na niego zdziwiona. Na co się zaśmiał, co pasta wyleciała mu z ust. Tym razem to ja pękłam ze śmiechu. Rozejrzałam się po pokoju. Jest piękny. Ma chłopak niezły gust. Miał ściany granatowe, ale meble są białe. To idealnie się ze sobą komponuje. Poszłam dalej na co on najprawdopodobniej wrócił do łazienki. Kuchnia była podobna, tylko że w czerwieni. Chciałabym wejść do pokoju Wonho, Jooheona i Hyungwona. Chociaż po to, aby sprawdzić jaki mają gust. Odeszłam kawałek dalej, ponieważ po pierwsze nie wiem czy są w pokoju, ani co w nim robią, a po drugie mogą mnie niesamowicie dobrze opieprzyć. Wole tego nie ryzykować. Dlatego przeszłam dalej.

    ⁃    Co się stało, że przyszłaś, kochanie?- przytulił mnie od tyłu.

    ⁃    Chciałam ci przypomnieć, iż dzisiaj jedziemy do twojej rodziny i już jestem gotowa.

    ⁃    Liczyłem, że później wstaniesz. - odwróciłam się do niego przodem, żeby patrzeć na jego oczy.

    ⁃    Kochany, ty mnie jeszcze nie znasz.- lekko musnęłam mu usta.

    ⁃    Jesteśmy ze sobą już dosyć długo.

    ⁃    Ale ze mną nie mieszkasz. Jeszcze zobaczysz na co mnie stać.- śmieje się szyderczo.

    ⁃    Mam się czego bać?- pyta rozbawiony.

    ⁃    No może troszeczkę.- pokazuje palcami jak mało.

Szukając Szczęścia/ Fanfiction Monsta X (Kihyun)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz