10. WHAT HAVE I DONE?

22 2 0
                                    


Obudził mnie straszny ból głowy i jeszcze te głupie słońce! Nieświadomie machnęłam ręką, żeby zasłonić okno i co najlepsze... Udało się! Podniosłam się i otworzyłam szeroko oczy.- Wtedy kiedy nie trzeba?!- Krzyknęłam sama na siebie. A zza siebie usłyszałam ciche mruknięcie. Bałam się odwrócić. Moje serce momentalnie przyspieszyło. Ból głowy dawał o sobie wyraźny znak. Rozglądnęłam się po całym pomieszczeniu. Wszędzie leżały ubrania i to w dodatku nie tylko moje! Spojrzałam na siebie... Jestem naga... Kurwa, co ja zrobiłam?! Obróciłam się powoli, a moim oczom ukazał się śpiący Nill... Co do cholery?! Położyłam się z powrotem. Moje oczy musiały wyglądać jak piłeczki ping-pongowe! Chwyciłam się za głowę i patrzyłam ślepo w sufit. Próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć. A Alan?! Dobrze kurwa wiedział, że ćpałam! I debil to wykorzystał!- Czemu nie śpisz, kochanie?- Obrócił się w moja stronę i objął ramieniem. Pocałował mnie w ramię.- Co?! Jakie kochanie?! Nill weź te ręce ode mnie!- Blondyn podniósł się zdezorientowany.- Ej, Hope... Co jest?- Przeczesał włosy palcami. Cały jego tors był pokryty tatuażami, które teraz doskonale widziałam.- Posłuchaj.- Chciał mnie przytulić, ale ja go odepchnęłam.- Co Ty tu robisz?! I dlaczego wszędzie są nasze ubrania?!- Powoli wszystko zaczęło do mnie docierać. Trochę to zajęło, ale lepiej późno, niż wcale!- Wynoś się stąd! Wynocha!- Ale czekaj...- Czego kurwa nie rozumiesz?! Wypierdalaj z mojego domu!- Opadłam na poduszkę i zasłoniłam twarz dłońmi. Więcej się nie odezwał. Usłyszałam jak zamyka za sobą drzwi. Przetarłam oczy i powoli zwlokłam się z łóżka. Musze zjeść jakąś tabletkę na tą cholerną głowę! Ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Tam też były moje ubrania... Wzięłam tabletkę i butelkę wody i wróciłam na górę. Popiłam tabletkę siadając na łóżku. Oparłam głowę o ścianę. Muszę sobie coś przypomnieć... Cokolwiek... Nic, kompletna pustka... Wiem tyle, że wracałam z Nillem i koniec... Później nie ma już nic! Przeczesałam włosy palcami i powoli zwlokłam się z łóżka. Może jak się przewietrzę to mnie olśni, a jak nie... To po prostu będę musiała porozmawiać z Nillerem. Tylko on jeszcze wie co tu się mogło wydarzyć. Podeszłam do szafy i zaczęłam w niej szukać jakiś ubrań. Wygrzebałam odpowiedni zestaw i szybko się w niego ubrałam. Zbiegłam na dół. Najpierw pozbierałam porozrzucane ciuchy, a później poszłam do kuchni, skąd zabrałam jakieś jabłko. Wyszłam przez drzwi tarasowe. Dom w sumie zwiedziłam cały, ale ogrodu nie bardzo. Widziałam tylko to co mogłam zobaczyć z tarasu. Na końcu ogrodu rosło kilka drzew. W sumie to czemu by tam nie podejść? Usiądę sobie na korzeniu czy coś i postaram się coś wymyślić. Poszłam tam i zatrzymałam się przy jednym z drzew. Nie wiedziałam, że tu wisi hamak. Jeszcze lepiej! Wpakowałam się na niego i patrzyłam na liście poruszane przez wiatr. No dalej Hope, musisz coś pamiętać! Miałam kilka przebłysków, ale nic nie składało się w całość. Nie pamiętam nic od momentu jak wracałam z Nillem, a bardzie jak wyszliśmy z tego tłumu...


Podeszliśmy pod dom... Pożegnałam się z Nillem i on odwrócił się, żeby odejść...

No dobra... Skoro odszedł, to jak do cholery znalazł się w moim łóżku?! Przecież odszedł! O-D-S-Z-E-D-Ł! To się kupy ani dupy nie trzyma! Przetarłam twarz dłońmi... Później mam tylko króciutkie przebłyski... Twarze, miejsca... Ale nic się ze sobą nie łączy... Co ja wtedy robiłam?! Nigdy więcej nie będę ćpać! Nigdy! Wstałam powoli z hamaku i poszłam do domu. Wzięłam pluszaka oraz butelkę wody... Idę potrenować... I tak nic nie wymyśle... To jest tak, jakby ktoś mi czegoś dosypał do tego pierdolonego piwa! Szłam powoli przez las. Już prawie wychodziłam na polanę, kiedy w dość wysokiej trawie zobaczyłam znaną mi czuprynkę. Co Louis tu robi? Podeszłam bliżej drzewa, żeby mnie nie zauważył. W sumie nie wiem po co. Przecież on wie kim jestem. Nie wiedziałam czy powinnam podejść czy może wrócić do domu. Ostatecznie stwierdziłam, że jak już tu przyszłam, to wracać się nie będę! Skierowałam się w stronę głazu, przy którym siedział Lou. Odwrócił się, kiedy byłam w połowie drogi.
- Co tu robisz?- Wstał, podchodząc do mnie.- I to w dodatku z misiem?
- Jejuś! Jak Ci to wytłumaczyć...- Zaczęłam myśleć, bo nie mogłam jakoś obrać tego wszystkiego w słowa.- A z resztą nieważne... A ty co tu robisz?
- Siedzę... No mów po co Ci ten misio...- Dźgnął mnie w bok i wziął pluszaka do rąk.
- Ale ja nie umiem tego wytłumaczyć, no! Wyrwałam mu maskotkę
- Trenujesz, prawda?
- Nie rozumiem...- Odsunęłam się od niego, bo odległość jaka nas dzieliła, była dziwnie mała.
- Chcesz opanować swoje moce, tak?
- Skąd wiesz?
- Widziałem Cię wczoraj... Serio znalazłaś informacje o wyścigu w necie od tak? Bo mi się wydaje, że ktoś Cię naprowadził...- Musiałam się zrobić cała czerwona. Czyli on wiedział, że go podsłuchiwałam... A tak właściwie...
- To ty mnie śledzisz?
- Nie... Też tu przychodzę i tyle... Coś Ci z tym jabłkiem nie szło ostatnio...- Zaśmiał się pod nosem za co dostał z misia.- No ej! Chcesz to Ci pomogę...
- Poco? Sama dam sobie radę...
- Nie bądź taka, Hope... Nie udawaj na siłę niezależnej... Sam ryzykuję, tym że chcę Ci pomóc...
- Dlaczego?- To jest tak samo zagmatwane jak moje wczorajsze wspomnienia. Nie trzyma się kupy!- Skoro ryzykujesz, to poco mi pomagasz?
- Bo Cię lubię...- Uśmiechnął się do mnie.- Tylko nie mów nic Harry'emu ani chłopakom, bo jak się dowiedzą, to mam przejebane.
- Co? Dlaczego?- Teraz to było jeszcze gorsze do ogarnięcia.
- Nieważne...- Tak jakby się zmieszał.- Po prostu nie mów im...
- No dobra...- Mruknęłam.- To co mam robić?- Uśmiechnęłam się szeroko.
- Wiesz co, Hope...- Zabrał mi misia.- Problem jest w tym, że za bardzo się starasz.
- Pff, a co ty możesz wiedzieć?- Obok pojawił się Nick. Głupkowato się uśmiechał i podszedł do mnie. Stanął tuż obok. Nie wiem co chciał tym pokazać...
- A co ty możesz wiedzieć?- Louis nie dawał się sprowokować. Ja to bym już dawno się wydarła.
- Wychowałem ją... Myślisz, że teraz od tak oddam ją w ręce kogoś takiego jak ty? Co by oni powiedzieli, jakby dowiedzieli się, że jej pomagasz? Zrozum, że chociażbyś nie wiem co robił i tak będziesz jednym z nich...- Nie bardzo rozumiałam o co im chodziło. "Jednym z nich"? Jakich "nich"?
- Ona i tak zrobi jak uważa, a ty chyba jesteś od tego, żeby ją chronić, a nie jej rozkazywać...- Nick zaśmiał się ironicznie.
- Bez mojej zgody się nawet do niej nie zbliżysz...- Louis wywrócił oczami i kompletnie ignorując Nicka rzucił mi misia.
- Postaw go i zaczynamy...- Posadziłam pluszaka na kamieniu i stanęłam obok chłopaka.- No dalej... Posadź go na ziemi.- No dobra! Przecież to nie może być trudne! Co ja pieprze, to jest cholernie trudne! Powoli starałam się podnieść misia, ale ten wyleciał wysoko w powietrze i spadł przed nami.
- Nosz kurwa!- Krzyknęłam sama na siebie, a Louis za ten czas zaniósł go na jego stare miejsce.
- Hope...- Stanął za mną.- Za bardzo się denerwujesz i można powiedzieć, że ta siła się kumuluje i wybucha!- Zaśmiał się, z każdym słowem był coraz bliżej mnie.- Musisz się rozluźnić...- Położył dłonie na moich ramionach i zaczął je lekko masować. Musze powiedzieć, że to było niesamowicie przyjemne. Czułam jak stres mnie opuszcza. Oddech Lou łaskotał mój kark.- Miło, prawda?- Mruknęłam w odpowiedzi. Powinnam mieć ludzi od masowania mi plecków. To jest niesamowite! W jednej sekundzie zorientowałam się jak to musi wyglądać. Odskoczyłam od bruneta.
- Yyy...- Chciałam mu coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Musiałam zrobić się cała czerwona! Znowu! Nienawidzę tego! Zawsze się rumienię, a to tylko może przekonać kogoś, że jest mi głupio... Że jestem słaba... Odruchowo spuściłam głowę, żeby włosami zasłonić policzki. Louis też był trochę zmieszany. Przeczesał włosy palcami i stanął obok mnie.
- Emm... Spróbuj jeszcze raz...- Pokazał palcem na misia.
- To nie ma sensu! Ja się nie nadaję do tego wszystkiego! Że do cholery musiało trafić na mnie! Wybranką nie mogła zostać jakaś inna dziewczyna?! Tylko ja?!- Nie nadaję się i tyle. Nie umiem... I pewnie nigdy się nie nauczę...
- Daj spokój, Hope... Skoro to ty jesteś wybranką, to musisz być wyjątkowa...- Lou chwycił moją twarz w dłonie. Jeszcze teraz na to wszystko Harry, Nill i on... Tego jest dla mnie zdecydowanie za dużo...
- Louis?- Odsunęłam się lekko, a on również odskoczył.- To nie najlepszy moment...
- Racja...
- Żaden moment nie jest dobry... Ja już wracam...- Mruknęłam i poszłam po pluszaka. Omijając Louisa skierowałam się do domu. Bałam się, że może będzie chciał wracać ze mną, ale na szczęście został na tej łące. Zwyczajnie nie wytrzymuje tej całej sytuacji. Harry nie daje mi żyć... Nie cierpię go! Nie rozumiem, jak można być tak zaborczym? Do niego nie dociera, że nie jestem nim ani trochę zainteresowana! Obrał sobie mnie za jakiś swój cel i znając jego nie odpuści. Może jak umówię się z nim na jedno spotkanie i wyraźnie dam mu znać, że mnie nie interesuje, to zostawi mnie w spokoju? Nie, wątpię... Teraz jeszcze Louis i to jego zachowanie! Niech mi tylko nie mówi, że się we mnie zakochał, bo chyba zwariuję! I jeszcze na nowo trafię do psychiatryka! Lou jest fajny, naprawdę fajny, ale ja nie mogę im ufać... Ani jemu, ani Harry'emu, a nawet Nillowi. No właśnie, Nill... Z nim to jest najgorsza sytuacja. Nie mam pojęcia do czego między nami doszło! Niepotrzebnie też tak zareagowałam, on wydawał się bardzo zdezorientowany. Może nic między nami nie było? Ale dlaczego w takim razie byłam naga? Już chyba wolałam siedzieć w psychiatryku i straszyć pielęgniarki. Doszłam do domu i weszłam do środka. Rzuciłam misia na kanapę. Sama nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem. Poszłam na górę i położyłam się na łóżku patrząc w sufit. Nie zostaje mi chyba nic innego jak porozmawiać z Nillem o tym co zaszło. Aż wstyd się przyznać, że nic się nie pamiętam! Leżałam jeszcze chwile w tej samej pozycji. Kątem oka przez uchylone drzwi zobaczyłam jakąś postać. Powoli się podniosłam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, ale nic takiego tam nie było. Usłyszałam natomiast jak ktoś zbiega po schodach.
- Nick! Debilu!- Wydarłam się. Ten idiota zawsze mnie tak straszył! Ale to zawsze! Zeszłam na dół. Na środku salonu stał jakiś mężczyzna. Był odwrócony tyłem do mnie. Miał posturę Liama.- Li?- Nie mogłam dokładnie ocenić kto to jest, bo uniemożliwiał mi to kaptur. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam rękę, żeby położyć ją na ramieniu faceta. Niestety uprzedził mnie i odwrócił się w moją stronę. Nie znałam go, ale wiedziałam, że nie jest zwykłym człowiekiem. Za szybko się o tym przekonałam. Uśmiechnął się, a moim oczom ukazało się kilka rzędów ostro zakończonych zębów. Oczy miał zamglone. Zaczęłam krzyczeć, ale on chwycił mnie za szyję i przybił do ściany. Ciężko mi się oddychało. Facet zbliżył swoją twarz do mojego karku. Czułam jego oddech, a nawet zęby, które zahaczały o moją skórę. Zaczęłam płakać. Tak cholernie się bałam. Teraz on patrzył mi się prosto w oczy. To było okropne! On nawet nie wyglądał jak człowiek! Nie wiem kim był... Pierwszy raz widzę coś takiego! Zacisnęłam powieki byleby nie łapać z tym czymś kontaktu wzrokowego. Usłyszałam trzask i po sekundzie leżałam na ziemi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nilla. Stał na środku salonu, a to coś się na niego patrzyło. Stali tak kilka sekund aż stwór zaczął wycofywać się w ciemność, która panował w jednym z pokoi. Zwyczajnie zniknął. Niller podbiegł do mnie i mocno przytulił. Nie mogłam pohamować łez. Jeszcze nigdy się tak nie bałam. Wbiłam twarz w tors chłopaka.- Nill...- Wymamrotałam. Bezkarnie moczyłam mu koszulkę.
- Ci... Jestem tutaj...- Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i pocałował w głowę. Cała się trzęsłam.- Już wszystko dobrze...- Siedziałam na podłodze przez kilka minut zamknięta w uścisku blondyna. Uspokoiłam się trochę.- W porządku?- Kiwnęłam twierdząco głową. Powoli wstałam z pomocą chłopaka. Przetarłam dłońmi policzki pozbywając się ostatnich kropel łez.
- Co to było?- Stanęłam naprzeciwko Nilla, a on chwycił moją twarz w dłonie.
- Nieważne, Hope... To nie był człowiek...- Blondyn mnie przytulił. Chwile stałam zdezorientowana tą całą sytuację, ale ocknęłam się i wyrwałam.
- Jak to nieważne?! To coś chciało mnie zabić!- Blondyn dziwnie się zmieszał.
- Nie zabiłby Cię...
- A Ty skąd to wiesz?!- Teraz był jeszcze bardziej zmieszany. Podrapał się po karku... Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na jego odpowiedź, która nie nastąpiła. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Zostawił mnie samą, wystraszoną... Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. To wszystko staje się jeszcze bardziej dziwne. Nie płacz kochanie, otrzyj łzy, dzisiaj jestem ja przy tobie, jutro będziesz ty... Rozglądnęłam się, nikogo nie było. Na policzku poczułam czyjś dotyk. To było całkiem dziwne... Głosy jeszcze zniosę, ale dotyk? Na nowo się popłakałam... Nill mnie zostawił, rodziny nie mam, przyjaciół tym bardziej! Zostałam sama z tym wszystkim... Siedziałam na krześle, a twarz miałam schowaną w ramionach, które leżały na stole. Bycie samotnym boli... Bardzo boli...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Depresja jest mil­cze­niem. Nie jest zalewem rozmemłanych statusów na Facebooku, nie jest płaczem w poduszkę po zerwaniu z chłopakiem albo po obielaniu egzaminu na studiach. Depresja nie jest smutkiem - to stan, w którym nawet smutek zostaje Ci odebrany. I nagle nie masz już nic. Wyobraź sobie dwa sa­mocho­dy, które jadą z górki, z taką samą prędkością. Samochody są identyczne, jedyna różnica polega na tym, że pierwszy z nich posiada silnik, a drugi już nie. Na tym właśnie polega depresja. Chory człowiek, mimo tego, że brnie przez życie z taką samą prędkością jak inni, pozbawiony jest tego wewnętrznego motoru, tej siły napędowej, chęci do życia, jakiejkolwiek ochoty do podjęcia działania. Własnie tak się czuje od kilku lat .

Woman With a DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz