57. "Bo to nasza niewiedza jest wyznacznikiem czystości duszy"

12 2 2
                                    


- Tysiące moich ludzi jest gotowych zaatakować wasz świat, a kolejna setka oblega miejsce, gdzie jest Hope. Ona nigdy nie była twoja, ona na zawsze będzie moja, a jeżeli ci na niej zależy, to chyba nie zmusisz mnie, abym kazał im ją zaatakować?- Nadal się śmiał.- Jesteś najgorszym, co spotkało tych ludzi, Nill. Sprawiasz im tylko cierpienie, a jej szczególnie.
- Żartujesz, prawda?- Cała moja dotychczasowa pewność siebie prysnęła. Wiedziałem, że jestem tylko kłopotem, ale...
- Wychodzisz, czy mam atakować od razu?
- Nie zrobisz tego gnoju!
- Już zacząłeś wojnę, Alan. Za późno na przeprosiny.- Zaśmiał mi się w twarz. Jak najszybciej wybiegłem z sali, w której dotychczas się znajdowaliśmy. Cholera! Co ja, kurwa, zrobiłem?!

~Hope~

- Osoba, która jest przeżarta złem do szpiku kości, nie może się nikim opiekować.- Warknął Luke, przyciągając mnie najbliżej, jak mógł. Poczułam się zraniona, ponieważ zaufałam Jonathanowi, a on chyba też mnie okłamywał.
- Gówno wiesz!- Ryknął młodszy. Może i był mniejszy, ale jako demon miał przewagę nad Luke'm.
- Za dobrze cię znam.- Prychnął i pogładził delikatnie moje ramię.
- O co tu chodzi?- Odezwałam się lekko poirytowana.
- Dałaś się oszukać, Hope.
- Nie, nie dałaś.- Zaprzeczył Jonathan zanim ja cokolwiek powiedziałam.- Wszystko, co mówiłem do tej pory było czystą prawdą, ani jednego kłamstwa!- Zapewnił i szczerze wahałam się, co do uwierzenia w jego słowa. Chyba mówił prawdę, ponieważ wszystko składało się w całość i musiałby być dobrym kłamcą, aby wszystko tak idealnie zmyślić.
- Takie osoby, jak ty, nigdy się nie zmieniają.- Stwierdził chłopak obok mnie. Naprawdę nie wiedziałam, o co im może chodzić. Obaj widocznie za sobą nie przepadali, a ja nie znałam powodu tego zachowania.
- Wierzę mu, Luke.- Odezwałam się po dłuższej chwili.- Nigdy nie ufałam Avanowi ani żadnej osobie, wysłanej przez niego, ale coś tu jest nie tak. Coś mi nie pasuje w ich zachowaniu.- Spojrzałam kątem oka na Jonathana. Nie obchodziło mnie, że mówię to wszystko przy nim. W każdym razie i tak nic nie mógł zrobić z tym faktem, bo Avan się nie wycofa z tego wszystkiego, nawet jeśli to rozgryzę.
- On to szuja.- Stwierdził Luke, zaciskając z całych sił szczękę. Nigdy nie sądziłam, że w swoim życiu dotrę do momentu, w którym będę musiała sama podejmować decyzje. Zawsze byłam pod czymś władaniem i nigdy nie decydowałam o sobie. Owszem, chciałam to robić, ale nie miałam jak. Teraz powinnam się cieszyć, jednak wszystko zwaliło się na mnie w jednej sekundzie. Chciałam być wolna, ale chciałam też żyć w błogiej niewiedzy. Nie myślałam, że ucieczka wiąże się z tak wieloma złymi wiadomościami. Dowiedziałam się rzeczy, o których wolałabym nie mieć pojęcia. Teraz, niestety, muszę podjąć najważniejszą decyzję swojego życia. Chcę zasłużyć na swój tytuł, chcę czuć się dumna z tego, kim jestem i kim będę. Nie chcę zhańbić swojego nazwiska. Avan coś kombinuje. Miałam czas, w którym zaczynałam wierzyć, że jest dobry. Dałam mu się zmanipulować. Teraz wiem, że jedynymi dobrymi ludźmi są dzieci. Każdy dorosły robi coś złego. Bo to nasza niewiedza jest wyznacznikiem czystości duszy. Stałam świadoma faktu, że teraz podejmę jedyną i najważniejszą decyzję w swoim życiu. To od niej zależy, czy pokonam swój największy strach, czy dam mu się pożreć; czy udowodnię wszystkim, ze zasługuję na tytuł Wybranki.
- Nie jest szują.- Pokręciłam głową, stawiając wszystko na jedną kartę. Musiałam zmusić Luke'a, aby powiedział mi, dlaczego pała nienawiścią do Jonathana.
- Nie? Nie?!- Krzyknął.- Nie rozumiesz, że jest tylko marionetką w rękach tego gnoja?! Jest jego pieprzoną maszynką do zabijania, która najpierw zdobywa zaufanie ludzi, a potem wykorzystuje to przeciwko nim! To on 'pomagał' mojej mamie opiekować się mną, kiedy byłem malutki, to on najpierw udawał miłego, a potem ich przyprowadził...
- Zamknij ryj!- Zerwał się młodszy. Spojrzałam na niego i to wystarczyło, aby wiedzieć, że Luke mówi prawdę.
- Byłem niemowlakiem, a pewnego wieczoru on przyprowadził innych poddanych Avana. Moja mama wiedziała bardzo dużo, przecież miała dar.- Chłopak uśmiechnął się na wspomnienie swojej rodzicielki.- Dla Avana to była świetna okazja, aby przewidywać przyszłość. Napadli nas...- Ściszył głos.- Mój tata bronił mnie i mamy, dlatego zdążyła ze mną uciec. Ten gnój ma na rękach krew mojego ojca!- Krzyknął, bo najwyraźniej wszystko to go przerosło. Na jego policzkach pojawiły się pojedyncze łzy.- Nie mogłem go nawet poznać, rozumiesz? Potem moja mama oddała mnie Elizabeth. Wiedziała, ze ją złapią i złapali. Avan zamknął ją w zamku, chciał wykorzystywać ją jako osobiste medium, ale nic nie mówiła. Była wierna swoim zasadom, dlatego...
- Była zwyczajną suką.- Prychnął Jonathan, zwracając na siebie naszą uwagę.- Mogła mówić, to nic by się jej nie stało. Ale nie! Ona wolała trzymać po stronie zmiennokształtnych. I tak była nikim! Była pieprzoną śmiertelniczką, a ty jesteś nic niewartym mieszańcem. Powinieneś zginąć, tak jak ona.
- Zamknij tę parszywą mordę!
- Co mi zrobisz?- Ponownie prychnął.- Nic nie możesz, bo to ja jestem demonem.- Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Luke po prostu był bezbronny. Może i był mieszańcem, ale to nie czyniło go gorszym od reszty ludzi. Był jednym z nas, nie zwyczajnym śmiertelnikiem. Jonathan o tym wiedział, dlatego bezproblemowo kpił z rodziny chłopaka. Nie spodziewał się jednego.
Ruszyłam gwałtownie w jego kierunku, co sprawiło, że cofnął się kilka kroków.
- Coś nie tak, John? Boisz się małej bezbronnej dziewczynki?!- Syknęłam. Czułam, jak moje oczy zalewają się czernią i wystarczyła chwila, aby ta skrzywdzona dziewczynka, która użalała się nad sobą, dorosła. Stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem, chociaż był ciut wyższy.- Pójdziesz grzecznie do swojego pana i powiesz, żeby cieszył się życiem, puki może, bo kiedy z nim skończę, nikt nie będzie wiedział, kim w ogóle był!- Wrzasnęłam.- To wojna...- Dodałam, a Jonathan lekko wystraszony po prostu zniknął, rozpływając się w powietrzu. Musiałam pozbierać się w sobie, aby powiedzieć to wszystko. Nie pozwolę, aby dalej krzywdził całkowicie bezbronnych ludzi.
- Co ty zrobiłaś?- Usłyszałam za sobą i szybko się odwróciłam.
- To, co było słuszne.- Stwierdziłam.- Zabił zbyt wielu ludzi. Puścimy mu to płazem i pozwolimy, aby zabijał kolejnych?- Luke pokręcił lekko głową.- Pomścimy twoich rodziców...
- Jonathan zabił siostrę Harry'ego.- Rzucił znienacka, a mnie zaparło dech.
- C-co?
- Przyjaźnił się z nią, a potem namówił, aby pobawiła się z nim w lesie. Zaprowadził ją do Avana, a potem zwyczajnie zabił.- Wymamrotał.- To dlatego Harry taki jest. Taki bezuczuciowy. Za dużo wycierpiał. Jego rodzice...
- Zostali zabici przez Avana?- Zapytał z lekką kpiną, ale zdawałam sobie sprawę, że była to prawda.
- Zginęli walcząc o nasz świat.
- Nie możemy tego tak zostawić, Luke. Musimy walczyć.- Wiedziałam, że jest to jednej z najgorszych pomysłów, bo demony są silniejsze od zmiennokształtnych, ale nie mieliśmy wyboru. Avan zginie.

~Nill~Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Chciałem pobiec do Hope, aby jej pilnować przed tymi wszystkimi demonami, które czyhają pod tamtym domem. Nawet zacząłem się tam kierować, ale po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że Hope wcale nie chce mnie widzieć. Nienawidziła mnie za to, co zrobiłem. Nie dziwię jej się. Oczywiście powinienem wrócić do zamku, aby poinformować wszystkich o tym, że wywołałem wojnę. Jednak kiedy wyobrażam sobie szał Harry'ego oraz tę całą reprymendę, jaką dostanę, to aż mi się rzygać chce. Nie jestem, kurwa, idealny. Dobra. Jestem zwyczajnie głupi. Daję się ponieść emocją. Chociaż wiem, że Styles od dłuższego czasu jest świadomy niebezpieczeństwa. On nie jest takim idiotą jak ja i spodziewa się wybuchu wojny. Wiem, ze będzie bronił Hope za wszelka cenę, ale nie wiem, jaki ma w tym interes. Może ją kocha, okay... Ale ona kocha... Ona mnie nienawidzi. Zatrzymałem się, aby złapać trochę powietrza. Te wszystkie zdarzenia to za dużo. Powinienem o nią walczyć, ale wiem, że nie mogę. Pogorszę tylko sprawę. Ostatecznie podjąłem decyzję, że wrócę do zamku. Powiem im o wszystkim i razem podejmiemy decyzję, razem przygotujemy się do walki. Na szczęście- lub nieszczęście- byłem już blisko, dlatego droga zajęła niewiele czasu. Wszedłem przez ogromną bramę i dopiero wtedy poczułem, jak mój żołądek się skręca. Czułem się jak mały chłopiec, który rozbił ulubiony wazon swojej mamy. Postanowiłem trochę posiedzieć przed wejściem do budynku, zanim zmierzę się ze Stylesem. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo już po kilku minutach zobaczyłem lokatego, idącego hardym krokiem przez dziedziniec. Spojrzał na mnie, ale nie podszedł.- Harry!- Krzyknąłem, wstając i machając w jego kierunku. Pomimo dość sporej odległości, która nas dzieliła, mogłem usłyszeć, jak warknął pod nosem. Ostatecznie podszedł do mnie.- Nie mam czasu, Alan. Dobrze wiesz...- Na to będziesz miał czas.- Przerwałem.- Idziemy do sali narad.- To skocz po chłopaków.- Mruknął lekceważąco.- Nie, idziemy razem.- Chwyciłem go za ramię i zacząłem ciągnąć w odpowiednim kierunku. Kiedy przestał gadać i się stawiać, mogłem go puścić. Nie bardzo przemyślałem to wszystko, bo już na końcu drogi uświadomiłem sobie, jak bardzo się denerwuję. Uchyliłem spore drzwi, które skrzypnęły. Oboje weszliśmy do środka, a Harry podszedł do dużego stołu i oparł się o niego biodrem, krzyżując ramiona na piersi.- Mów.- Rzucił. Nie bardzo wiedziałem od czego zacząć, dlatego kilkakrotnie otwierałem usta, co kończyło się ich ponownym zamknięciem i lekkim westchnięciem. Jak mam mu to powiedzieć? Na szczęście okazał się dość cierpliwy. Chyba zdawał sobie sprawę, ze te wszystkie sytuacje są dla nas stresujące i nie możemy kłócić się w takich okolicznościach. Chyba powinienem się z tego cieszyć?- No bo...- Nill, ja naprawdę nie mam czasu! Hope się zbuntowała! Siedzi w tym cholernym domu razem z Luke'm i myśli, ze to my chcemy ją skrzywdzić! Avan namieszał jej w głowie, a ona mu na to pozwoliła. Pewnie teraz ten drugi mówi jej, jak bardzo ją okłamywaliśmy. Jeszcze ty wyskoczyłeś z Elizabeth! Spierdoliłeś, Alan!
- Musiałem jej powiedzieć!- Broniłem się.- Avan mnie zaszantażował...
- Rozmawiałeś z nim?- Przerwał mi, a ja miałem ochotę zdzielić się po twarzy. Powiedziałem za dużo, zdecydowanie za dużo.- Czy to wszystko niczego cię nie nauczyło?! Ty pierdolony gnojku!- Zanim jednak zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, drzwi do sali się otwarły. Do środka weszła ostatnia osoba, której się tu spodziewaliśmy i była to Hope. Szła pewnym siebie krokiem, analizując sytuację przed sobą, a tuż za nią wlókł się dość słaby Luke.
- Co tu robisz?- Harry odezwał się jako pierwszy, bo ja szczerze nie miałem odwagi. Dziewczyna spojrzała na mnie kątem oka i poczułem ukłucie w sercu.
- Przygotuj się na wojnę, Styles.- Warknęła.- Nie odpuścimy temu gnojowi.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Polecam piosenke na koniec xD

MOJA TAPETKA 

MOJA TAPETKA 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Woman With a DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz