28. Baby, look what you've done to me

9 2 11
                                    


Na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego co się stało, ale później do mnie dotarło. Albo w sumie nie dotarło. Po prostu zaczęłam się bać tego pomysłu. Styles mnie przeprosił i tego chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć. Czyżby się zmienił? Nie sądziłam, że jest w ogóle w stanie to zrobić. Ale może jednak? Co takiego się stało, że zmienił swoje zachowanie do takiego stopnia? Ja mu coś zrobiłam? Nill mu coś zrobił? Upadł na głowę?! W każdym razie, nic nie zmieniło faktu, że nadal stałam na korytarzu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Może pozwiedzam? Zobaczę co gdzie jest i w końcu obeznam się w terenie. Szłam dokładnie w tym samym kierunku, w którym wcześniej pobiegł Harry. Skręciłam kilka razy, aż trafiłam pod w miarę interesujące drzwi. Mam wrażenie, że tam będzie coś ciekawego. Ale nie było. Zwykły pokój zwykłej osoby, bez żywej duszy w środku. Poddaje się, zwiedzanie nie jest fajne. Skierowałam się w drogę powrotną, ale coś poszło nie tak. Znalazłam się chyba na złym korytarzu. Tu nie ma mojego pokoju! Wróciłam się, ale i tym razem byłam gdzie indziej. Cholera jasna! Męczyłam się tak prawie godzinę. Może zapytałabym kogoś, jak dotrzeć do mojej sypialni, bo zgaduję, że każdy to wie, ale tu nie było żywej duszy! Gdzie oni się wszyscy podziali?! Po wielu próbach weszłam po cichu do siebie, ale nie zastałam tam Luke'a. Natomiast na szafce była karteczka z krótką informacją od niego. "Zniknęłaś :( Mam nadzieje, że jeszcze porozmawiamy" Uśmiechnęłam się i odłożyłam kartkę z powrotem. Jasne, że porozmawiamy. Ogarnęłam w miarę pokój i ostatecznie wyszłam z powrotem na korytarz. To jest okropne, że nie wiem co ze sobą zrobić. Nie mam pojęcie gdzie pójść. W oddali usłyszałam czyjeś głosy. Były mi dość znane, więc ruszyłam w ich stronę. Głosy ani się nie oddalały, ani nie były bliżej. Mogłam wnioskować, że po prostu te osoby idą w tym samym kierunku, co ja. Nagle wszystko ucichło. Odruchowo się zatrzymałam. Kompletna cisza. Jedyne co mogłam usłyszeć, to mój oddech. Moim dodatkowym problemem był zakręt, przy którym się zatrzymałam. Do moich uszu dobiegło charakterystyczne skrzypnięcie starej podłogi. Wzdrygnęłam się. Zrobiłam jeden krok w stronę ściany, żeby nie stać na widoku. Nabrałam powietrza w płuca.
- Kto tam jest?- Zebrałam w sobie wszystkie swoje siły, aby wypowiedzieć to jedno krótkie zdanie.
- Hope, to ty!- Zza rogu wyszedł Alex, a za nim Louis. Odetchnęłam z ulgą. To tylko oni, a nie żaden potwór, który na mnie poluje.- Myśleliśmy, że ktoś nas śledzi.
- Usłyszałam głosy, więc za nimi poszłam. W sumie tylko dlatego, żeby się nie zgubić.- Zlustrowałam ich oboje wzrokiem. Alex szeroko się do mnie uśmiechał, a Lou zdawał się być tym zdezorientowany.
- Dawno się nie widzieliśmy.- Stwierdził.
- Zgaduję, że wiesz gdzie byłam i nikt nie zabraniał Ci przyjść w odwiedziny.
- Nie byłbym taki pewny.- Mruknął Louis pod nosem niby sam do siebie.
- Co masz na myśli?- Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, podniosłam brew i przycupnęłam na jednej nodze.
- Nieważne...
- Ależ słucham! Zgaduję, że chodzi o Harry'ego, który znalazł jakąś wymówkę, aby żaden z was tu nie przychodził, kiedy jeszcze byłam więziona.
- Okres masz, kobieto?- Skrzywił się Al. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a on w odpowiedzi podniósł ręce do góry.
- Poddaje się.- Uśmiechnął się do mnie. Sama nie potrafiłam opanować małego uśmiechu, który wkradł się na moją twarz. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam go, tak samo jak potem Louisa.- Cóż za zmiana.- Stwierdził szybko Alex, szczerząc się jeszcze bardziej. Nagle do mojej głowy wpadł idealny pomysł, który jak zgaduję zrodził się w pustym żołądku. Dotyczył on kuchni. Uśmiechnęłam się w inny sposób. To musiało wyglądać jak uśmiech psychopaty.
- Trochę Was wykorzystam.- Odezwałam się. Zgaduję, że wiedzą gdzie jest to, czego szukam.
- Wykorzystasz?- Louis poruszył śmiesznie brwiami. Pacnęłam się w czoło.
- Nie to miałam na myśli.
- A my tak.- Alex wykonał dokładnie taki sam gest, jak Lou wcześniej.
- Wiecie gdzie jest kuchnia?
- Ja wiem!- Usłyszałam za sobą. Nie był to głos ani Alexa, ani Louisa. Odwróciłam się gwałtownie, aby spotkać wzrok Luke'a. Uśmiechał się, idąc w naszą stronę.
- Może łaskawie nie wtrącaj się do czyjejś rozmowy.- Warknął Tommo. Nie rozumiałam jego oziębłego zachowania w stosunku do bruneta. Ignorując Tomlinsona, podeszłam do chłopaka i mocno go przytuliłam.
- Czujesz się lepiej?- Uśmiechnęłam się do niego.
- A czy ja w ogóle czułem się źle?
- Czekaj, czekaj! Znacie się?- Louis wtrącił się do naszej rozmowy. Hipokryta... Jeszcze przed chwilą miał o to problem.
- Nie widać?- Zapytałam ironicznie. W jednej sekundzie brunet rzucił się na Luke'a, przygważdżając go do ściany.
- Masz się od niej trzymać z daleka, wymoczku.- Odsunął się od niego.- Nie jesteś nawet wart tego, żeby na nią chociażby spojrzeć.- Posłał chłopakowi szyderczy uśmiech. Stałam z boku, zaraz obok Alexa i przyglądałam się całej tej sytuacji. Luke nie reagował. Rozumiem... Hierarchia... Wzięłam głęboki oddech i stanęłam zaraz przed, w sumie bezbronnym chłopakiem.
- Mogę kurwa widzieć, za kogo ty się uważasz, Tomlinson?- Wycedziłam przez zęby.
- Bardziej zapytałbym, za kogo on się uważa.
- O czym ty do cholery mówisz?!
- Czyli nie był tak łaskawy, żeby powiedzieć Ci, że jest zwykłym, nędznym, nic niewartym mieszańcem?!- Zaśmiałam się nerwowo pod nosem.
- Masz problemy z rasizmem, Louis?
- Mam problemy z takimi jak on. Nie powinien w ogóle żyć. Mieszańców się zabija.
- W takim razie weź łaskawie swoją dupę sprzed moich oczu, bo jako zwykły, przeciętny i niczym nie wyróżniający się wampir, hańbisz mnie i moje otoczenie. Marnujesz tylko tlen, prostaku. Nie rozumiem jak w ogóle śmiesz przebywać tak blisko mojej osoby. Ja jestem wybranką, a ty?- Po raz kolejny wybuchłam ironicznym śmiechem.- Wampirek... Taki jak tysiąc innych...- Tomlinson patrzył na mnie tępym wzrokiem i nie widział co odpowiedzieć. Luke stał ze spuszczoną głową. Całą ciszę przerwał niekontrolowany śmiech Alexa.
- Ale Ci pojechała! Hahaha!- Zgiął się w pół, pokazując palcem na Lou. Odwróciłam się, żeby zobaczyć co z moim mieszańcem. Ten cudem powstrzymywał śmiech i zachowywał kamienną twarz.
- Bardzo śmieszne, Payne!- Warknął zirytowany brunet.
- A żebyś wiedział!
- Chodź do tej pieprzonej kuchni.- Wysyczał do mnie przez zęby. Udałam, że nic nie słyszałam i teatralnie odwróciłam się do niego tyłem.
- Alex, bądź tak łaskaw i zabierz tego PROSTAKA- Podkreśliłam.- Z mojego otoczenia. Stoi za blisko i czuję brak jego wyjątkowości, a poza tym... Odzywa się do mnie, rozumiesz? On ma jeszcze czelność cokolwiek do mnie powiedzieć!- Mówiłam niczym wykwintna panienka z bogatego domu. Machałam rączkami, a głowę trzymałam tak wysoko, że brodą mogłabym zahaczyć o żyrandol.
- Zrozumiałem, ok?! Zrozumiałem wszystko od początku, do końca!- Był coraz bardziej zdenerwowany, a wszystkich coraz bardziej to śmieszyło.
- Chyba zapomniałeś o jednej istotnej sprawie.- Udawałam, że z łaską odwracam się w jego stronę.
- Sorry, Luke.- Wydusił z siebie.
- No widzisz jak ładnie!- Klasnęłam w dłonie.- A teraz poważnie możesz sobie pójść, bo jestem na Ciebie zła i mam zamiar spędzić czas z nim.- Pokazałam na bruneta przy ścianie, który w jednej sekundzie znalazł się obok mnie.
- No przepraszam!- Wywróciłam oczami i pociągnęłam Luke'a za sobą. Nie wiem gdzie szłam, ale chłopak nie protestował, więc to chyba był dobry kierunek. Naprawdę zirytowało mnie zachowanie Louisa. Co z tego, że Lu jest mieszańcem? Skoro jest w tym zamku i żyje, to jest coś, co musi być w nim wyjątkowe. Chłopak chwycił moją dłoń i wciągnął do jednego z pomieszczeń. Byliśmy w kuchni. Tego szukałam! Szeroko się uśmiechnęłam, rozglądając się dookoła. Kilka osób krzątało się po pomieszczeniu.
- Cześć Luke!- Krzyknął z oddali jakiś głos. Znałam go. Do naszej dwójki podeszła Sophie. Zatrzymała się, gdy tylko zobaczyła, że jestem z nim.- Hope...- Wymruczała.- To ja zajmę się czymś innym.- Powiedziała nerwowo i niemal zdarła ze swoich bioder biały fartuch, w który wyrwała dłonie.
- Czekaj Soph!- Luke puścił moją dłoń, zatrzymując dziewczynę.
- Zostaw! Luke, zostaw mnie!- Wysyczała, szeroko otwierając oczy. Kiwnęła delikatnie głową w moim kierunku.
- O co Ci chodzi, to tylko Hope.- Chłopak zmarszczył czoło. Powoli podeszłam do tej dwójki. Czułam lekką niechęć do Sophie za to co powiedziała, ale czułam też poczucie winy, spowodowane tym, co zrobiłam.
- Soph...
- Już stąd wychodzę.- Powiedziała nerwowo i spuściła wzrok.
- Nie, nie!- Zatrzymałam ją, kiedy wyrwała się z uścisku Luke'a.- Chciałam przeprosić. Czasem tracę nad sobą kontrole, a wszystko się nasiliło, bo jesteś śmiertelniczką.- Taką przynajmniej mam teorię. Osoby, które krzątały się po kuchni, nagle się zatrzymały. Patrzyli na nas z niedowierzaniem. Sophie pokręciła lekko głową i wyszła.
- Co się stało?
- Nieważne- Mruknęłam. Westchnęłam ciężko.
- Przepraszam bardzo, panienko.- Przede mną znalazła się starsza kobieta w białym fartuchu. Miała siwe włosy i pomarszczoną twarz. Jedno oko miała koloru niebieskiego, a drugie było niebiesko-brązowe, co sprawiało, że wyglądała ciekawie. Wiem, że to jakaś choroba o trudnej, jak dla mnie nazwie. Śmiało mogłam stwierdzić, że kobieta jest najstarszą osobą, jaką do tej pory tutaj widziałam.
- Słucham?- Uśmiechnęłam się szeroko. Wiedziałam, że nie wie jak się zachować, tylko dlatego, że jestem wybranką. Chciałam jej dodać trochę pewności siebie.
- W czymś mogę pomóc? Co panienkę tutaj sprowadza? Może jest panienka głodna? Pan Styles panienkę tutaj wysłał z tym młodzieńcem?- Bawił mnie sposób w jaki się do mnie zwracała. Ciągle tylko "panienko", "panienko". Za to Luke został młodzieńcem! Reszta załogi kucharskiej stała nadal bez słowa.
- Nie niczego nie potrzebuję, a w każdym razie dam sobie radę.- Ponownie się uśmiechnęłam. Spojrzałam na Luke'a, któremu rozbawienie malowało się na twarzy.- Pozwolicie, że sobie pogotuję?
- Słyszeliście? Panienka Hope potrzebuje wolnej kuchni!- Zarządziła kolejna kobieta. Tak naprawdę dopiero teraz mam taki pełny kontakt z nimi wszystkimi- zmiennokształtnymi. Staruszka odeszła z lekkim uśmiechem, natomiast obok mnie znalazł się młody chłopak. Był może w wieku Luke'a.
- Jestem Peter, szef kuchni.- Kiwnęłam lekko głową.- Mógłbym prosić panienkę, aby wróciła za kilkanaście minut. Posprzątamy kuchnię i będzie ona do panienki dyspozycji.- Posłał mi szeroki uśmiech. Podniosłam zdziwiona jedną brew.
- Nie trzeba, przecież...
- Respektuj to, co mówi szef!- Przerwał mi Luke. Zaśmiałam się.
- Dobrze gada.- Peter mrugnął do mnie.
- Tak jest, Panie Szefie!- Zasalutowałam. Gdy tylko skierowałam się do wyjścia, jakaś dziewczyna podbiegła do Petera.
- Gotowe, Szef.- Podała krótką informacje. Jeszcze nie zdążyliśmy wyjść, a kuchnia błyszczała. Cała załoga stała w rządku, zdejmując fartuchy. Odwiesili je na wieszaki i wyszli.
- Proszę- Peter podszedł do nas z dwoma, śnieżnobiałymi fartuszkami. Podziękowałam, a on opuścił kuchnie.
- Też chciałbym mieć taką władze, jak ty! Gdzie nie pójdziesz, tam każdy robi to co zechcesz!- Odezwał się Luke.
- Wszystko ma swoją cenę.
- To co gotujemy?
- A na co masz ochotę?- Usiadłam na jednej z szafek.
- Na krew!- Krzyknął brunet i rzucił się na mnie. Odruchowo zaczęłam uciekać. Złapałam pierwszy lepszy przedmiot i zaczęłam krzyczeć, że mam nóż. Chłopak uwierzył i teraz to on uciekał przede mną. Nie zauważył, że w mojej ręce znajduje się najzwyklejsza chochla. W pewnym momencie zniknął mi z oczu, a to przez łzy, które rozmazywały każdy szczegół. Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Zatrzymałam się i nagle ktoś złapał mnie od tyłu.- Okłamałaś mnie! To chochla!- Krzyczał za mną, a ja zwijałam się ze śmiechu, nieudolnie próbując wydostać się z mocnego uścisku. Dawno z nikim się tak nie bawiłam.- A teraz wyssę twoją krew!- Powiedział Luke dziwnym i zabawnym głosem. Chciał mnie ugryźć w szyję! W ostatniej sekundzie się wyrwałam i stanęłam tuż przed nim. Uspokajałam swój przyspieszony oddech, dokładnie tak samo jak on. Oboje mieliśmy rozczochrane włosy.
- Naleśniki- Wydyszałam. Luke szeroko się uśmiechnął. Zaczęliśmy grzebać po szafkach w ogromnej kuchni, szukając odpowiednich składników. Stałam przy blacie, sprawdzając czy wszystko mamy, kiedy Lu objął mnie w talii od tyłu.
- Powiedzieć Ci coś?- Zapytał i stanął obok mnie. Kiwnęłam głową na tak, szukając miski.- Wyglądamy jak po ostrym seksie.- Momentalnie się wyprostowałam, patrząc w stronę chłopaka.
- Masz wybujałą wyobraźnie.
- Może?- Uśmiechnął się i zaczął mieszać składniki w misce, którą mu podałam. Usiadłam na szafce, kawałek od niego. Uwielbiam patrzeć na gotujących facetów.
- Lubię Cię, wiesz? Nie wiedziałam, że są tutaj takie fajne osoby, jak ty.
- Też cię lubię.- Uśmiechnął się.- Szczerze, to myślałem, że jesteś nadętą laską, która ma się za nie wiadomo kogo, bo jest kimś 'lepszym'.
- To nie było miłe!- Uderzyłam go w ramię.
- Ale całkowicie zmieniam zdanie.
- No ja myślę!
- I chciałem Ci podziękować.
- Za?- Zeskoczyłam z szafki i podeszłam do niego.
- Że nie oceniasz mnie za to, że jestem mieszańcem.
- Niby dlaczego miałabym to robić?
- Tutaj każdy to robi...- Mruknął.
- Zapamiętaj jedną rzecz- Popatrzyłam mu w oczy.- Ja nie jestem każdy.- Chłopak szeroko się uśmiechnął i wylał ciasto na patelnię.- Ale pachnie!- Pisnęłam. Zaczęłam myszkować po szafkach, szukając czego, z czym zjem naleśniki. Nutella? Dżem? Jak oni dostarczają tu zakupy? Znalazłam konfiturę i sądzę, że będzie dobra. Usiadłam na blacie, tak samo jak Luke. Pomiędzy nami stał talerz wypełniony naleśnikami. Bez słowa zabrałam się za pałaszowanie tego cudeńka.
- Tak tylko chciałem życzyć Ci smacznego.- Upomniał się brunet, kiedy miałam już napchaną buzie. Wymamrotałam coś w stylu 'nawzajem' i uśmiechnęłam się.- Zawsze tak jesz?- Luke powstrzymywał śmiech.
- Tak, a co?
- No bo nie widać po tobie.
- Uznam to za komplement, więc dziękuję.- Byłam strasznie głodna, a naleśnik był czymś, o czym wręcz marzyłam. Cieszę się, że jestem tu z Lukiem. Cieszę się, że znalazłam w tym miejscu i w takim czasie osobę, której mogę zaufać. Może nie znam go długo, ale czuję to, a moje przeczucia są inne, niż wszystkich. Nill mnie zawiódł i to w najgorszy z możliwych sposobów, bo nie skrzywdził kogoś, tylko mnie. A to zabolało bardziej. Był w stanie powiedzieć mi wiele prosto w twarz, niszcząc wszystko, co budowaliśmy przez lata, co przetrwało próbę czasu, co miało być na zawsze.- Może to nie na miejscu, ale dlaczego tu jesteś?- Odezwałam się, patrząc na Luke'a.
- Nie rozumiem.
- No... Dlaczego żyjesz, dlaczego mieszkasz w tym zamku, skoro jesteś mieszańcem?- Nie potrafiłam ująć tego w inny sposób, a pytanie 'Dlaczego żyjesz?' nie jest dość sympatyczne.
- Myślisz tak samo, jak wszyscy? Wiem, że nie powinienem istnieć i nie musisz mi o tym przypominać. Może nawet byłoby lepiej, gdyby moi rodzice pozwolili mnie zabić w pierwszych dniach.
- Nie mów tak! Nie wiem dla kogo by było lepiej, bo na pewno nie dla mnie! Nie to miałam na myśli, tylko...- Zająknęłam się.- Mówią, że mieszańcy, to cytując Louisa 'wymoczki, których się zabija', więc po prostu chcę wiedzieć dlaczego akurat Ty.
- Twoja babcia była naprawdę wspaniałą osobą.- Uśmiechnął się.- To ona mnie tutaj przyniosła i w sumie dlatego tu jestem, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? To przecież nic złego...
- Bo każdy reagował tak samo.- Przerwał mi.- Każdy kogo poznałem. Tylko Sophie jest w miarę w porządku w stosunku do mnie, bo sama jest śmiertelniczką.
- A wiesz co? Ja sądzę, że masz coś w sobie. Jeszcze nie wiem co, ale masz! Nie jesteś zwykłym mieszańcem, Luke.- Przybliżyłam się do niego, aby dokładnie przyjrzeć się jego oczom. Nie wiedział co zrobić, więc zastygnął w bezruchu.- Mama śmiertelniczka, a ojciec...- Zmrużyłam oczy najbardziej jak mogłam. W jednej sekundzie poczułam dziwny ból w klatce piersiowej i zachłysnęłam się powietrzem, odsuwając od chłopaka.- Ojciec demon.- Dokończyłam.
- To było straszne.- Stwierdził Luke i oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Przepraszam, czasem trochę schizuję.
- No można się wystraszyć! Patrz jak to wygląda!- Chłopak zaczął pochylać się w moją stronę, patrząc mi się prosto w oczy. Nie mrugał.- Widzę... Widzę...- Jego twarz była coraz bliżej mojej. Zapadła chwila ciszy. Kompletnie głuchej ciszy. A on nadal nie mrugał!- Widzę...- Przeciągnął.- Widzę, że jesteś brudna!- Krzyknął, lekko się odsuwając.
- Co? Gdzie?- Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Luke przycisnął swoje usta do moich. Byłam tym kompletnie zaskoczona, dlatego też nie wiedziałam jak zareagować. Nie musiałam tego robić, bo zanim mój mózg zrozumiał co się dzieje, on już się odsunął, kontynuując jedzenie naleśników.
- Tutaj!- Rzucił niewinnie i majtnął nogami jak mała dziewczynka. Nadal nie bardzo wiedziałam jak się zachować.- Baby, look what you've done to me- Zanucił do mnie.- No dobrze, przepraszam! Poniosło mnie!- Nie wiedział już co ma zrobić, bo ja nadal się nie ruszałam.- Hope, błagam Cię! Zrób cokolwiek! Chociażby mrugnij!- Potrząsnęłam głową i automatycznie spojrzałam w ziemię, zasłaniając policzki swoimi włosami. Czułam jak moja twarz robi się gorąca i tym samym czerwona.- Przepraszam?- Tym razem zapytał.
- Wiesz co?
- Nie, nie wiem!
- Też jesteś brudny!- Przejechałam mu po twarzy naleśnikiem, wysmarowanym konfiturą. Cały jego policzek oraz usta i broda były nią umazane. Chłopak się oblizał.
- Smaczne- Kiwnął głową z zadowoleniem. Znalazł jakiś ręcznik i wytarł nim twarz. Ja nie mogłam uspokoić śmiechu.- No dobra, mam nauczkę.
- To nie było zbyt przyzwoite, młodzieńcze. Nie całuje się panienki z zaskoczenia.- Udawałam starszą kobietę, ale nieudolnie mi to wychodziło. Nie czułam się w żaden sposób urażona, ani nie miałam wyrzutów sumienia, ani nie byłam na niego zła.
- Dlaczego nie? Takie całusy są najlepsze!- Luke wymachiwał rękami.- A teraz poważnie. Jesteś brudna.- Sięgnął po serwetkę i zanim cokolwiek zrobiłam, wytarł nią kącik moich ust. Mam bardzo, ale to bardzo opóźniony refleks. Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z blatu, sprzątając po naszym gotowaniu. Luke szybko się do mnie dołączył. Razem szło nam to dość sprawnie.- Wiesz co?
- Luke, ja nie czytam w myślach! Nie, nie wiem.- Zaśmiałam się i oparłam o szafkę, patrząc się na niego. Odłożył brudne naczynia do zlewu i stanął tuż przede mną. Czułam ciepło bijące od jego ciała. Niepewnie położył dłonie na moich biodrach. Podniosłam jedną brew.
- Chyba się zakochałem.- Uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy.
- To wspaniale!- Usłyszałam głos z drugiego końca kuchni. Znałam go doskonale, aż za dobrze.- Zajebie cię, gnojku!- W naszą stronę szedł Nill. W jednej sekundzie wyłapałam furię z jego oczu. Jest źle, nawet bardzo źle.

 Jest źle, nawet bardzo źle

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Woman With a DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz