Stanęłam przed drzwiami, które miały prowadzić do pokoju Harry'ego.- Otwórz- Nic. Jak on to w takim razie robi?- Otwórz- Powtórzyłam, ale nadal nic się nie stało. To są jakieś żarty? Skrzyżowałam ręce na piersi. Jak mam stąd wyjść? Nie wytrzymam dłużej siedząc zamknięta w tym pokoju, sama ze swoimi myślami. To jest najgorsze. Nie mogę pozbyć się ze świadomości faktu, że Nilla nie ma. Ciągle mnie to męczy. Mam wyrzuty sumienia. To ja go zabiłam, nie Harry. Mogłam być grzeczna, słuchać się go i nie robić problemów. Nialler by teraz żył. Zapewne zastanawiałby się gdzie jestem, ale najważniejsze, że by żył, a tak? Tak go tutaj ze mną nie ma i nawet nie mam pewności, gdzie trafiają po śmierci takie osoby, jak ja, on, czy Harry. Jest niebo dla potworów? Pff, jak to brzmi... Niebo dla potworów... Musze się stąd wydostać, bo zeświruję! Zaczęłam uderzać pięściami o drzwi. Kiedyś otworzy, a ja muszę się modlić, żeby pozwolił mi wyjść. Styles chyba nie jest tak bezduszny, że zamknie mnie w tych czterech ścianach na zawsze i będzie przychodził, kiedy mu się tylko podoba. W końcu usłyszałam tą komendę i odsunęłam się od drzwi.
- Co się dzieje?- Po drugiej stronie stał zdezorientowany chłopak. W jednej sekundzie zapomniałam co miałam mu powiedzieć. Czemu on tak na mnie działa? Czemu ja się go boję? Nie chcę się go bać! To tylko Styles!- Hope? Wszystko w porządku? Jesteś blada. Dobrze się czujesz?- W jego głosie usłyszałam panikę. Martwi się o mnie? Nie, Hope. On nie martwi się o Ciebie, tylko o Twoją krew. Ty go wcale nie obchodzisz. Już wiem! Chciałam wyjść na dwór! Naściemniam mu, to na pewno mnie puści, ale nie samą... Musze coś wymyślić.
- Wszystko w porządku, tylko chciałam wyjść na zewnątrz. Tu jest straszna duchota, trochę mi się kręci w głowie, chciałam się dotlenić.
- Żartujesz sobie? Jak jeszcze masz za ciepło, to otwórz okno, powodzenia. Mi jest zimno.- Dziwnie się na mnie popatrzył. A może nie ma sensu kłamać? Może mi zaufa? Może mnie wypuści? Nie ucieknę, nie mam dokąd. Ale jeżeli mu na mnie, znaczy mojej krwi zależy, to mnie wypuści. Czy ja serio jestem taka naiwna? Odwróciłam się na pięcie i wdrapałam jak małe dziecko na łóżko.
- Już nieważne.- Mruknęłam i wbiłam twarz w poduszkę, przykrywając się od stóp po czubek głowy. Rozpłakałam się, bo co więcej mogłam zrobić? Od dziecka jestem zamknięta, a chcę tylko jednego- wolności. Dlaczego każdy wokół to ma, a ja nie mogę? Dlaczego nie mogę mieć tak naturalnej rzeczy, jaką jest wolność? Chcę być wolna! Chcę sama decydować o sobie, chcę móc pójść gdzie tylko zechcę, chcę być wolna. Z każdą myślą płakałam coraz bardziej i bardziej. To tak cholernie boli. A ja nic nie rozumiem. Od małego mam pod górkę, od małego jestem skazana na łaskę innych. Poczułam jak materac zaraz obok mnie się ugina.- Powiedziałam, że już nieważne. Możesz pójść.- Wymamrotałam. Chcę zostać sama. Wolę leżeć do końca moich dni plackiem i nic nie robić, niż widzieć osobę, która pozbawiła mnie wolności.
- Hope, co jest?- Położył dłoń na moim ramieniu. Podskoczyłam pod wpływem jego dotyku. Wystraszył mnie. Miałam mieszane uczucia, kiedy zabrał rękę. Nie dotyka mnie, bo się tego boję. Kiedyś robiłby to pomimo wszystkiego. Nie przejmował się moim strachem, moimi uczuciami, wtedy w lesie, a teraz się przejmuje?- Hopie?- Zdjął ze mnie kołdrę. Nie przejmowałam się tym, tylko nadal leżałam zwinięta w kulkę z twarzą w poduszce. Zobaczył, że płaczę, ale co z tego? Już nieraz to widział. Westchnął.- Masz mi w tej chwili powiedzieć o co chodzi.- Jego głos nagle zmienił się na zimny i surowy. Tylko nie to, nie teraz. Szybko się podniosłam i uciekłam na drugi koniec łóżka.
- Już naprawdę nieważne. Wszystko w porządku.- Szepnęłam i mocniej ścisnęłam poduszkę, która miałam w dłoniach.- Możesz wracać do siebie, ja tu zostanę, prześpię się, nie wiem...- Zaczęłam coraz bardziej panikować. Chłopak przysunął się do mnie. Jeszcze mocniej ściskałam poduszkę i miała wrażenie, że zaraz ją rozerwę. Zacisnęłam usta, zamknęłam oczy i spuściłam wzrok, kiedy był już na tyle blisko, że czułam na sobie jego oddech. Położył dłoń na moim udzie.- Harry, proszę- Mruknęłam, odsuwając się tak, że prawie spadłam z łóżka.
- Nie zrobię Ci krzywdy, jak nie będziesz mnie do tego zmuszała, tak? Powiedz grzecznie co się dzieje i będzie po sprawie.- Niby powiedział coś uspokajającego, ale tym nieczułym tonem.
- Chciałam po prostu wyjść na zewnątrz. Przejść się po okolicy. Sama...- Ostatnie wyszeptałam. Styles zabrał swoją rękę.- Ale już nieważne, zostanę tutaj.- Starałam się jakoś wybronić. Byle tylko on się nie zdenerwował. W pokoju zapadła kompletna cisza. Zastanawiał się. Może mi pozwoli! Proszę...
- Nie ma mowy. Możesz co najwyżej pochodzić po zamku, ale nie ma opcji, żebyś wyszła na dwór, a na pewno nie sama.- Stwierdził bez uczuciowo i wstał, kierując się do drzwi.
- Nie ucieknę, przysięgam. Nie mam nawet dokąd, tak? Jest tylko jedno miejsce, do którego mogłabym uciec- dom. A tam mnie znajdziesz, więc to bez sensu. Nie zależy mi, nie mam do czego uciekać, nie mam dla kogo, tak? Nialla już nie ma, więc nie mam nikogo. Teraz to już nieważne czy będę tutaj siedzieć, czy nie. Nawet jak umrę, to to będzie bez różnicy. Pozwól mi wyjść. Całe życie byłam zamknięta. Rodzice oddali mnie do psychiatryka, a tam nie było nawet mowy o wolności. Miałam tylko te kilka tygodni, gdzie mogłam poczuć, że żyję. Nie zamykaj mnie tutaj, bo zeświruję! Już teraz nie potrafię racjonalnie myśleć! Nie zniosę tego, rozumiesz?! Ja tu zwariuję! Zwariuję! Nie rób mi tego!- Krzyczałam coraz głośniej, ciągnąc się za włosy. Przypomniał mi się obraz psychiatryka. Codziennie widziałam co najmniej kilkunastu pacjentów, którzy dostawali szału. Krzyczeli, że chcą być wolni. Krzyczeli, ciągnąc się za włosy. Popadali w histerię.- Nie jestem wariatką.- Szepnęłam sama do siebie- Nie, nie, nie, nie! Ja.Nie.Jestem.Wariatką!- Warknęłam sama na siebie, nerwowo chodząc po pokoju. Nie kontrolowałam łez, które spływały mi po policzkach. Nie jestem wariatką. Jestem normalna. Musze to przetrwać. Kiedyś wyjdę, wydostanę się. On nie będzie mnie więził. Jestem wolna, tylko na chwilę to straciłam. Na chwilę.
- Hope, uspokój się, oddychaj- Harry stanął przede mną, łapiąc mnie za ramiona.- Nie jesteś wariatką.- Zapewnił mnie, patrząc mi się prosto w oczy i przytulił.
- Nie jestem wariatką.- Powtórzyłam.- Ale zachowuję się, jak te pojeby! Harry! Ja muszę wyjść! Chociaż na chwilę, na pół godzinki! Proszę! Nie ucieknę, przysięgam! Tyle razy prosiłeś mnie, żebym ci zaufała, to teraz ty zaufaj mnie! Proszę...- Popadam w histerię, to źle, bardzo źle. Ale nie zwariowałam, jeszcze. Odsunęłam się od chłopaka i zaczęłam powoli oddychać. Wdech, wydech. Nie jesteś wariatką, Hope. Jesteś normalna Stałam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Dlaczego nie poznają osoby w lustrze? "Nie jesteś wariatką" Powiedziałam bezdźwięcznie do odbicia.
- Nie mogę tego zrobić.
- Inaczej zwariuję.- Powiedziałam bez jakichkolwiek uczuć. Za sobą usłyszałam tylko "Nie", ale nie było to do mnie, ale do niego. Starał się przekonać siebie, że nie może, a mógł. Ufa mi? Odwróciłam się przodem do niego. Zaciskał pięści, stojąc w progu i myślał.- Proszę...- Szepnęłam.
- Zgoda, ale pamiętaj, że będę Cię pilnował. Jeden krok w złą stronę i przysięgam, że znajdę dla Ciebie najgorszą karę, jaką tylko będę w stanie wymyślić. Zamknę Cię w tej pieprzonej piwnicy i będę przychodził tylko wieczorem. Będę przynosił Ci suchy chleb i wodę, ale nie obiecuję, że je dostaniesz. Nad tym będę się zastanawiał. Będę rozmyślał wszystkie za i przeciw. W końcu tam zginiesz... Albo z wycieńczenia, z głodu, albo z powodu obrażeń wewnętrznych. Wiesz jaki to cholerny ból mieć złamaną miednicę? A przysięgam, że jak zrobisz jeden niewłaściwy krok, to codziennie wieczorem, kiedy będziesz w piwnicy, ja będę Cie pieprzył, aż złamię Ci miednicę, aż stracisz przytomność, rozumiesz? Nie będę się przejmował Twoimi krzykami. Tylko jeden zły ruch...- Zapewniał mnie niby surowym głosem. Ale nie wiem, czy chciał abym ja w to uwierzyła, czy on sam. Poza tym byłam za bardzo szczęśliwa, żeby się przejmować jego słowami. Ale jedno nie daje mi spokoju...
- Sam w to nie wierzysz.- Stwierdziłam. Nie dostałam odpowiedzi. Zamiast tego w pokoju zapanowała kompletna cisza.- Zrobiłbyś to?- Starałam się wydusić z niego chociaż jedno słowo, nawet jakbym ryzykowała sprowokowaniem go.- Skrzywdziłbyś mnie? A podobno...
- Idź już, bo się rozmyśle.- Przerwał mi. Zdenerwowałam go. Ruszyłam w stronę otwartych drzwi do pokoju Harry'ego, a przez niego na korytarz. Jak ja trafię na zewnątrz? Powoli snułam się po zamku, szukając jakiejkolwiek drogi wyjścia. Chciałam jak nakszybciej się wydostać. A gdzie jest granica wyznaczona przez Hazzę? A co jak nieświadomie ją przekroczę? On i tak nie zrobi mi tego, co zapowiedział, ale jakiejś mniej drastycznej kary mogę się spodziewać. Zaczęłam biec. Czułam, że jestem coraz bliżej wyjścia. Nagle ktoś, kogo mijałam, złapał mnie w talii i zatrzymał. Zaczęłam się szarpać. O co chodzi?! Przecież mogłam wyjść na dwór!
- Puszczaj! No zostaw mnie!- Miotałam się jak głupia, a ten ktoś nie puszczał. To inną taktyką. Przestałam się ruszać, a ten ktoś mnie odstawił. Odwróciłam się, żeby zobaczyć jego twarz i był to Nathan.- Co Ty robisz?!
- Jak to możliwe, że uciekłaś Stylesowi?- Zapytał zdziwiony. Mocno chwycił mój nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę, z której przybiegłam.
- Zostaw! Mogę wyjść na dwór! Harry mi pozwolił! Zostaw mnie!- Wyrywałam się, aż mnie puścił.
- Harry Ci pozwolił? Sophie nie wypuścił ani razu, odkąd ją tu zamknął.- Powiedział sam do siebie i dziwnie na mnie spojrzał.- Kłamiesz.
- Nie! Mogę wyjść!
- Sama? Tak po prostu puścił cię samą? Nie jestem głupi!- Warknął i ponownie zaczął mnie ciągnąć do Hazzy. Czy on mnie ma za idiotkę? Mam pozwolenie, od Harry'ego. To on rządzi tymi istotami, a ten ma jeszcze prawo się mu sprzeciwić? Nie moja wina, że nie wie jakie są nowe rozkazy! Wyrwałam się i stanęłam na środku, zaciskając pięści. Nie pozwalałam, aby ta siła, która skrzywdziła Soph mną teraz zawładnęła. Sama się mu postawię.
- Wychodzę na zewnątrz.- Powiedziałam stanowczo. Nathan zaśmiał się pod nosem.
- Nie uda Ci się uciec.
- Nie rozumiesz, do cholery, że nie uciekam?! Nie.Uciekam! Przeliterować? W dupie mam Ciebie i twoje zdanie. To Styles tutaj rządzi, a Ty się masz mu podporządkować! Proste do zrozumienia?! Jest hierarchia, tak?! Masz tu gówno do gadania! Wychodzę, a Tobie radzę się nie przyznawać, że mnie zatrzymałeś. Harry się zdenerwuje.- Na ostatnie zdanie szeroko się uśmiechnęłam.
- Zdenerwuje?- Natt był nieźle zdezorientowany. W jego głosie mogłam wyczuć, że się mnie boi, że wie, że mam rację.
- Nie będzie zadowolony z tego, że mnie szarpałeś. Nie będzie zadowolony, że się go nie słuchasz.
- Idź.- Powiedział zrezygnowany, a ja szczęśliwa ruszyłam biegiem. Coś jakby po sznurku ciągnęło mnie po korytarzach, aż stanęłam przed ogromnymi drzwiami. Otworzyłam je i znalazłam się na zewnątrz. Nie wierzę. Nabrałam powietrza do płuc, zamykając przy tym oczy. Jestem na zewnątrz. Mogłam wyjść, pozwolił mi. Zaufał... Ruszyłam w stronę ogromnej bramy, która oddzielała zamek od reszty świata. Chcę iść do tego lasu. Chcę się wyrwać z zamknięcia chociaż na chwilę. Co z tego, że on mnie obserwuje? Grunt, że mogę być sam na sam ze swoimi myślami. Nikt z ludzi, a może nie ludzi, nie miał problemu z wypuszczeniem mnie na zewnątrz, co znaczy, że nie przekroczyłam jeszcze granicy. To dobrze. Powoli szłam w głąb lasu, widziałam różne zwierzęta, mijałam istoty! Byli tu tacy sami, jak ja! No może nie jak ja, ale jak Harry, czy Nill. Mieszkają tu, tak po prostu. Ale skoro tutaj są, to znaczy, że jestem bezpieczna, czy będą na mnie polować, albo zabiją, kiedy dowiedzą się kim jestem? Zaraz, zaraz, zaraz... Skoro jestem tak cenna, to zabicie mnie nie może być aż tak łatwe! Umiem się bronić, poza tym, inni bronią mnie. Z każdym krokiem przybywało ludzi? Istot? Wiecie o co mi chodzi. Było ich coraz więcej, każdy, który mnie mijał uśmiechał się pod nosem, patrząc na mnie, ale szedł dalej. Znalazłam się w jakiejś wiosce, w samym jej centrum. Pełno osób... Wyglądało to trochę jak w średniowieczu, ale oni byli w pełni cywilizowani. Wszystko tu było stare, ale oni wyglądali jak całkiem normalni ludzie. Jedną z ważniejszych rzeczy, która rzuciła mi się w oczy był wielki portal. Ciągle ktoś z niego korzystał, to wchodząc, to wychodząc. Gdzie ja jestem?
- Mamo! To ona, prawda?- Usłyszałam dziecięcy głos, a po chwili zobaczyłam małą dziewczynkę, która wyrwała się matce i ruszyła w moją stronę.
- Kochanie!- Kobieta rzuciła się za nią i złapała tuż przed tym, jak mała mnie prawie dopadła.- Przepraszam za nią, to dziecko, nie wie co robi.- Zaczęła się tłumaczyć i wydawała się być naprawdę zmieszana. Kim ja w takim razie jestem dla tych ludzi?
- Mamusiu, ale to ona! Wybranka!- Na ostatnie słowo dziewczynki, wszyscy ucichli. Zapanowała głucha, przytłaczająca cisza. Każda para oczu była skierowana na mnie, kobietę i to dziecko. Mała wyciągnęła rączki w moją stronę. Podeszłam i chciałam ją zabrać na ręce, kiedy jej mama zrobiła gwałtowny krok w tył.
- Proszę, nie zabieraj jej.
- Co?- Zapytałam ciut za głośno i za bardzo gwałtownie. Wyrwało mi się. A zabrzmiało trochę gniewnie, co jeszcze bardziej wystraszyło kobietę.
- Przepraszam za nią, to więcej się nie powtórzy.- Widziałam łzy w jej oczach. Przejechałam wzrokiem po twarzy prawie każdego, zgromadzonego tu człowieka i wszyscy wydawali się bać podejść i cokolwiek zrobić. Zabrałam tą dziewczynkę na ręce, a jej matka odsunęła się i zaczęła płakać. Skupiłam się na małej, która przejechała dłonią po moim policzku.
- Ty jesteś Hope, prawda?- Uśmiechnęła się. Kiwnęłam twierdząco głową.
- A Ty?
- Ja jestem Alice!- Pisnęła zadowolona.- To wszystko co o Tobie mówią, to prawda?
- A co mówią?- Zaśmiałam się, widząc jej entuzjazm.
- To prawda, że jesteś wybranką, i że mieszkasz z królem, i że znasz Nialla, prawda?
- Nilla?- Powtórzyłam za nią. Jego też doskonale kojarzą. Wszyscy wiedzą, że Harry mnie więzi, ale nic z tym nie robią.
- Alice?!- Usłyszałam znany głos. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził, czyli w stronę portalu. Tłum ludzi zaczął powoli się rozchodzić, a wśród nich dojrzałam tą blond czuprynkę. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, szarpała na wszystkie strony, aż ją puściłam. Podbiegła do chłopaka i wskoczyła mu na ręce.- Co jest mała, co tu za zgromadzenie?- Przeniósł wzrok na mnie i o mało nie upuścił dziecka.- Hope?- Szepnął i odstawił małą na ziemię. Nie wierzę, to nie on! To jakaś sztuczka, żeby nade mną zapanować, to nie Nill. On nie żyje! Chłopak podszedł do mnie i stanął twarzą w twarz.- Wszędzie Cię szukałem!- Rzucił się na mnie, zamykając w mocnym uścisku. Czuję jego, jego dotyk.
- Ty żyjesz?
- Z tego co wiem, to nigdy nie umarłem.- Zaśmiał się.- Ale mogę się mylić. Gdzie zniknęłaś? Nie było Cię tak długo!-Nie przejmowałam się jego gadaniem, tylko impulsywnie wpiłam się w jego usta. Tak bardzo go potrzebowałam. Tak bardzo chciałam, żeby był obok i jest. Żyje!- Bardzo miłe powitanie.- Stwierdził, odsuwając się ode mnie. Nagle na całym placu zaczęło się zamieszanie. Słyszałam czyjeś krzyki. Ludzie uciekali, robiąc komuś przejście. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w talii i odciąga od Nilla. To samo stało się z chłopakiem. Dwóch facetów trzymało go za ramiona i rzuciło na kolana. Szarpałam się, krzyczałam. Podszedł do niego. Styles...
- Zostaw go!- Wyrwałam się i rzuciłam w jego stronę. Chciałam użyć moich mocy, ale ich nie miałam! Nie mogłam nic zrobić! Kopnął Nilla w brzuch, a ten zwinął się z bólu.- Zostaw go!- Powtórzyłam, a ktoś znów zaczął mnie odciągać. Styles go katował! Obraz coraz bardziej mi się rozmazywał przez łzy, których nie mogłam powstrzymać. Harry odsunął się od niego i wydał krótkie polecenie do jednego z facetów, którzy stali obok.
- Zabij.- To ostatnie co zdołałam usłyszeć. "Zabij" odbijało się w mojej głowie i nadal do mnie nie docierało. Zamknęłam oczy i otworzyłam je, będąc w pokoju. W tym pokoju, w którym zamyka mnie Styles. Oglądnęłam się. Leżę w łóżku. Jestem cała spocona. Policzki mam mokre od łez. Oddycham o wiele za szybko. Nagle uświadamiam sobie, co się stało. To nie miało miejsca. To był tylko i wyłącznie sen. Nill nadal nie żyje, ja nigdy nie wyszłam na zewnątrz, a Harry nigdy nie był dla mnie tak wyrozumiały i czuły, jak w tym śnie.
- To się nie stało.- Powiedziałam sama do siebie i opadłam na poduszkę. To był po prostu sen.
CZYTASZ
Woman With a Demon
FanfictionDzieciństwo? Cóż... Moje było bardzo... Specyficzne... Zawsze myślałam, że jestem taka jak każda inna dziewczynka. Myślałam, że wszyscy widzą to co ja, ale się myliłam. Mój "przyjaciel" wszystko mi wytłumaczył. Jestem wyjątkowa, inna... Widzę rzeczy...