"I've been around the world in the pouring rain, Feeling out of place, really felling strange"
Chodziłam w kółko, szarpiąc się za włosy. Nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedzieli? Powinni! Tym bardziej, że dotyczy to bezpośrednio mnie! Nie chciałam być wybranką i cholerną ponadwybranką też! Wcale się oto nie prosiłam! Tylko z tego powodu mam wroga, który jest w stanie mnie zabić. Ba! Nie tylko mnie, jest w stanie zabić każdego, aby tylko do mnie dotrzeć, a Louis mi mówi, że mam mu się dobrowolnie oddać?! Chyba oszalał! Jest pierdolonym wariatem, jak moi znajomi z psychiatryka! Kręciłam się jeszcze chwilę, aż twardym krokiem ruszyłam w stronę zamku.
- Hope!
- Zamknij się, Tomlinson! Po prostu sobie odpuść, okay?!- Warknęłam. Bolało. Wściekłość mieszała się z okropnym bólem.
- Tu chodzi o życia dziesiątek, a może i setek osób! On nie zrobi ci krzywdy!
- Skąd to możesz wiedzieć?!
- Nie mógłby!- Krzyczał, próbując dotrzymać mi kroku.- Żyjesz dla tych ludzi, pamiętasz?! Dlaczego chcesz ich zabić?!
- Ja się o to nie prosiłam, do cholery jasnej!- Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam w stronę bruneta.- Chętnie bym to wszystko komuś oddała! Myślisz, że nie marzyłam o normalnym życiu?! Że nie chciałam mieszkać z rodzicami?! Chciałam pójść do szkoły, poznać jakiegoś chłopaka, w którym się zakocham, a potem on by mnie zostawił, a ja przeżywałabym swój pierwszy zawód miłosny! Odliczałabym dni do studniówki i zastanawiała się, co na siebie włożyć?! Ale nie! Zamiast tego wychowałam się w psychiatryku, straciłam babcię i ostatecznie zostałam porwana przez jakiegoś cholernego psychopatę, który ubzdurał sobie, że mnie kocha! Styles to pieprzony egoista, ty perfidny samolub, Maxa i Alexa zwyczajne pionki w głupiej grze, a Nill to cholerny kłamca!- Wykrzyczałam mu w twarz i ponownie ruszyłam przed siebie. Miałam jeden cel- zniknąć. Nie słyszałam już za sobą jego kroków. Nie wiem, co mnie bardziej bolało, to, że im ufałam, czy to, że Nill kłamał mi w żywe oczy, zapewniając przy tym, że mnie kocha. Na horyzoncie zobaczyłam już zamek. Nie wiem, co zrobię, ale na pewno tam nie zostanę. Wolę zdechnąć z głodu czy zamarznąć na śmierć gdzieś w lesie, ale na pewno nie zostać z nimi! Zanim się obejrzałam, przeszłam przez ogromną bramę, kierując się do równie dużych drzwi. Ktoś mi je otworzył, za co nawet nie podziękowałam, bo bałam się, że zamiast tego nakrzyczę na tę osobę. Kierowałam się korytarzami do swojego pokoju. Tak właściwie, to po co? Mogłam od razu ruszyć w las, bo i tak nie mam tutaj niczego wartościowego. Właśnie skręcałam za róg, kiedy zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową. Odruchowo zacisnęłam pięści, słysząc jęknięcie tej osoby spowodowane bólem, jaki mu wyrządzałam. Zdołałam się odsunąć i niemal pisnęłam, widząc przed sobą Luke'a. Zakryłam usta dłońmi, tym samym rozluźniając pięści i dając mu ulgę w cierpieniu.
- Przepraszam! Nie wiedziałam, że to ty!
- Spokojnie.- Wymusił na sobie lekki uśmiech.- Jak ty...
- Nieważne. Musisz mi pomóc, Luke!- Przytuliłam się do niego, co po chwili odwzajemnił.- Potrzebuję plecaka i kilku rzeczy.- Odsunęłam się.
- Co, po co?
- Uciekam od nich, od tej całej szopki!- Wyrzuciłam ręce w powietrze, starając się objąć gestem przestrzeń wokół.
- Gdzie pójdziesz? Dlaczego chcesz uciec?
- Nieważne i nie wiem, gdzie pójdę. Gdziekolwiek, byle jak najdalej.- Wymamrotałam.
- Hope! Hope, gdzie jesteś?!- Do moich uszu dobiegł krzyk Louisa. Zlokalizowałam miejsce, z którego dochodził i złapałam dłoń Luke'a, biegnąc w przeciwnym kierunku. Chłopak szybko zrozumiał, czemu uciekamy i przyspieszył, dotrzymując mi kroku. Puścił moją dłoń, aby ułatwić nam bieg. To był niemal sprint poprzez zawiłe korytarze zamku.
- Tutaj.- Poczułam szarpnięcie i zostałam wciągnięta do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Było niesamowicie ciemno, ponieważ pomieszczenie nie posiadało żadnego okna, albo posiadało, tylko było ono zasłonięte grubą zasłoną, jak to tutaj bywa. Moja klatka piersiowa zetknęła się z klatką Luke'a i doskonale czułam, jak obie unoszą się w szybkim tempie. Zajęło nam chwilę, zanim ustabilizowaliśmy oddech. Chłopak zapalił światło i dopiero wtedy zobaczyłam, że znajdujemy się w sypialni. Ściany były w kolorze ciemnego fioletu, a podłoga wyłożona została również ciemnym drewnem. Rzeczywiście nie było okien, ale zamiast tego dostrzegłam drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Na środku stało spore, idealnie pościelone łóżko, a na nim walały się szare i czarne poduszki różnych rozmiarów. Przy ścianach stały meble, kolorystycznie zlewające się z podłogą.
- Gdzie jesteśmy?
- W moim pokoju.- Uśmiechnął się.- Co jak co, ale tutaj nas raczej nie znajdzie.- Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam, kompletnie zapominając o gniewie i bólu, jaki do tej pory opanowywał moje ciało.
- Pomożesz mi?
- Chciałbym, ale nie popieram pomysłu twojej ucieczki. Nie możesz nocować w lesie.
- Wrócę do domu babci.
- To pierwsze miejsce, gdzie będą cię szukać.- Stwierdził i niestety miał rację.
- Więc co mam niby zrobić?- Jęknęłam niezadowolona. Naprawdę nie miałam wyboru i ostatnim, co mogłam zrobić, to spać w lesie. Dobry humor szybko znikł, a wróciły wszystkie negatywne emocje. Westchnęłam sfrustrowana, pocierając twarz dłońmi.
- Mogłabyś nocować tutaj, ale wątpię, że chcesz w ogóle zostać w zamku.- Stwierdził Luke, rozglądając się dookoła. Cóż, znów miał rację. Widziałam, jak intensywnie się nad czymś zastanawia.
- Dziękuję, że starasz się mi pomóc.- Wypaliłam, na co szeroko się uśmiechnął.
- Jest takie jedno miejsce.- Zaczął.- Niedaleko wioski, w lesie. To taki mały, opuszczony domek, o którego istnieniu wie niewiele osób. Myślę, że mogłabyś się tam zatrzymać. Uprzedzam twoje pytania, to nie jest jakaś zniszczona szopa, ale całkiem porządny dom.
- W takim razie dlaczego stoi opuszczony?
- Rodzina, która tam mieszkała, cóż... już nie żyją.- Mruknął. Nie miałam dużego wyboru, a w zaistniałej sytuacji, to było jedyne, co mogłam zrobić. Zgodziłabym się nawet, gdyby w grę wchodziła cholerna szopa na jakimś pustkowiu. Powinnam już dawno uciec i odciąć się od tego debilnego miejsca.
- No okay, to brzmi nawet dobrze.- Nie wiem, czy próbowałam przekonać jego, czy mnie samą.- Będziesz mnie odwiedzał?
- Tak, zdecydowanie, ale jak na razie musimy wymyślić sposób, w jaki się stąd wydostaniesz, bo teraz zapewne ruszyły wielkie poszukiwania.
- Na początek, muszę mieć prowiant, jakieś jedzenie, ubrania, wodę.
- Jasne, załatwimy to w wiosce, żeby nie wzbudzać podejrzeń, co ty na to?
- Geniusz z ciebie!- Zaśmiałam się, na co Luke się ukłonił, jakby właśnie wygrał jakąś ważną nagrodę.- Jak stąd wyjdziemy?- Zapytałam, siadając na łóżku. Chłopak szybko do mnie dołączył, nie odzywając się ani słowem. Zapewne wymyślał kolejne, genialne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Cieszę się, że nie zadaje zbędnych pytań, tylko bezinteresownie mi pomaga. Swoją drogą, wcale nie musiał tego robić. Mógł zostać w miejscu, kiedy usłyszeliśmy Louisa i powiedzieć mu, gdzie uciekłam. Mógł pomagać w poszukiwaniach i być przeciwko mnie, a mimo to mnie wspiera. Bardziej niż ktokolwiek inny, kogo do tej pory poznałam. Chyba że to, co o nim wiem, również jest stekiem bzdur i jednym, wielkim kłamstwem.
- Moglibyśmy przejść podziemiami.- Przerwał ciszę, a ja wybuchłam głośnym, wymuszonym śmiechem. Musiałam wyglądać jak wariatka.
- Nie ma mowy! Nie zejdę do tych potworów.- Pokręciłam przecząco głową, przypominając sobie ostatnią wizytę, którą im złożyłam. Nigdy nie zapomnę tego widoku i jestem pewna, że będzie on również męczył moje wnuki, o ile jakieś będę miała.
- Daj spokój, nie są źli. Po prostu wyglądają... inaczej. Poza tym, nie mamy wielu opcji.
- Wolę skakać z okna, niż tam zejść.- Stwierdziłam, dając Luke'owi do zrozumienia, że ten pomysł kompletnie odpada. Rozpoczęła się całkiem nowa burza mózgów.
- Hope, nie mamy wyboru. Oni na pewno cię już szukają.- Westchnął.
- Chyba, że robią jedną ze swoich słynnych narad, aby dopiero podjąć jakąś decyzję.- Olśniło mnie.- Wiesz, gdzie jest ten pokój, w którym wszystko omawiają?
- Tak, ale to po drugiej stronie zamku.
- Idź i po prostu zobacz, czy tam są. Jeżeli są, to...
- No właśnie, nie zdążymy.
- Pomyśl o mnie.- Stwierdziłam.
- Co?
- Teraz.- Zażądałam, a Luke kiwnął twierdząco głową. Skupiłam się całkowicie na tym, że chcę go usłyszeć. Zamknęłam nawet oczy, aby nic mnie nie rozpraszało, jednak nic z tego. Byłam zbyt zdenerwowana tym wszystkim, żeby się skupić.
- I co?
- Nie dam rady.- Westchnęłam. Coraz bardziej docierała do mnie wiadomość, że będziemy musieli zejść w podziemia.- Nie chcę do nich schodzić, boje się tych stworzeń.
- Spokojnie, wymyślimy coś.- Luke pogłaskał mnie opiekuńczo po plecach.- Pójdę tam i podsłucham. Jeżeli uznam, że mają jeszcze sporo do omówienia, to przybiegnę tutaj i wyjdziemy skrótami. Będziemy musieli biec, cały czas.- Uprzedziłvmnie, na co kiwnełam głową. Chłopak westchnął i wstał, podchodząc do drzwi. Rzucił mi ostatnie spojrzenie, zanim wyszedł. Siedziałam niespokojnie, jak na szpilkach. Denerwowałam się tym, że nie będzie żadnej narady.
- Hope.- Usłyszałam tuż obok siebie i podskoczyłam, wstając na równe nogi. Od razu poznałam blond grzywkę i przeszywające spojrzenie.
- Jonathan? Co tu robisz?
- Nie ma narady. Chłopaki kłócą się między sobą i nie zapowiada się, żeby skończyli dość szybko. Proszę cię, biegnij. Dogoń Luke'a i biegnij do wyjścia.
- Ale...
- Hope, zaufaj mi.- Uśmiechnął się nieznacznie. Był osobą, która pokazywała mi prawdę, dlatego go posłuchałam. Wybiegłam z pokoju, kompletnie nie wiedząc, gdzie powinnam się kierować, ale postanowiłam na przeczucie. Rzuciłam się biegiem jednym z korytarzy. Mijałam ludzi, ale oni jeszcze o niczym nie wiedzieli, dlatego mnie ignorowali. Miałam ochotę krzyczeć, kiedy zobaczyłam przed sobą sylwetkę Luke'a. Wpadłam na niego, sprawiając, że podskoczył z zaskoczenia.
- Do wyjścia, szybko.- Wydyszałam.
- Co? Przecież...
- Zaufaj mi, biegnijmy.- Chłopak stał chwile w bezruchu, ale w końcu ruszył razem ze mną. Oby Jonathan mnie nie okłamał i żebyśmy się nie natknęli na żadnego z chłopaków, bo czuję, że jeszcze długi bieg przed nami.
- Tutaj- Powtarzał ciągle Luke, kiedy skręcał w różnych kierunkach. Wciąż dotrzymywałam mu kroku, nie chcąc go zgubić. Rozpoznawałam już mniej więcej korytarze, więc wnioskowałam, że jesteśmy blisko wyjścia. I dopiero przy samych drzwiach zobaczyłam Nilla. Stał tam, patrząc w naszym kierunku, kiedy oboje gwałtownie się zatrzymaliśmy.
- Tędy!- Luke złapał moją dłoń i pociągnął gdzieś w bok.
- Hope! Zaczekaj!- Krzyczał za nami, kiedy wpadliśmy do kuchni i zaczęliśmy się przeciskać wśród ludzi. Gdzie on mnie prowadzi? Zniknęliśmy wśród półek, a ja dostrzegłam drzwi, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Wybiegliśmy przez nie na zewnątrz, jednak nadal docierał do mnie krzyk już nie tylko samego Nilla, ale też Liama.
- Szybko, Hope!- Krzyczał Luke, prowadząc mnie na dziedziniec.
- Zaczekaj! Porozmawiajmy!- Zacisnęłam pięści i szczękę, powstrzymując łzy, jakie cisnęły mi się do oczu. Brama na szczęście była otwarta, a my mogliśmy swobodnie wybiec poza mury zamku i niemal od razu skręcić w las, aby ich tylko zgubić. Klatka piersiowa mocno mnie bolała, kiedy płuca piekły od takiego wysiłku. Jednak nie mogłam przestać biec, dopóki nie byłam pewna, że ich zgubiliśmy. Krzyki się oddalały, co dobrze wróżyło. Wbiegliśmy w wysoką trawę, przedzierając się przez nią. Dalej były gęsto posadzone drzewa, ale z czasem rzedły i wbiegliśmy do wioski. Luke celowo pociągnął mnie w tłum ludzi, którzy pomimo późnej pory nadal tłoczyli się na czymś, co chyba służyło im za rynek. Nagle mocne szarpnięcie wciągnęło mnie w zaułek, a ciało Luke'a przyparło mnie do ściany, kiedy oparł dłonie o powierzchnię za mną, przybliżając się jeszcze bardziej, jakby chciał, żebyśmy się z nią zlali. Uspokoiliśmy trochę swoje oddechy i dopiero wtedy się rozglądnęłam. Mały zaułek okazał się być szczeliną między budynkami, przez którą się przecisnęliśmy.
- Zgubiliśmy ich?- Zapytałam, gdy z powrotem wchodziliśmy w trawę.
- Na pewno. Nie ma możliwości, że wiedzą, gdzie jesteśmy. Będą nas szukali w wiosce.- Zapewnił i lekko przyspieszył, aby iść ciut przede mną.
- Mieliśmy wziąć prowiant z wioski.- Przypomniałam.
- Wiem, ale zaczekamy tutaj kilka minut, żeby upewnić się, że Nill i Alex wrócili do zamku.- Uśmiechnął się.
- Widzieli, że mi pomagasz, zabiją cię.
- Nie specjalnie się ich boję. Mogą mnie torturować, a przysięgam, że nie pisnę słówka o tym, gdzie jesteś.
- Jeszcze raz dziękuję.- Tym razem to ja się uśmiechnęłam i usiadłam na sporych rozmiarów kamieniu, klepiąc miejsce obok siebie.
- Nie masz za co.- Odpowiedział. Zostało nam tylko czekać, aż sobie pójdą. Luke rozpoczął rozmowę, opowiadając jakiś głupawy kawał, który wcale nie był śmieszny i właśnie to sprawiała, że śmiałam się jak głupia. Wypominałam mu, że jest słabym komikiem, a ten tylko wydymał wargi i fukał na mnie, udając obrażonego. Właśnie w ten sposób minęło nam dobre piętnaście minut naszego cennego życia. Choć w sumie ja mam go bardzo dużo. Nieskończoność. Zebraliśmy się i bardzo powoli ruszyliśmy do wioski, gdzie Luke załatwił plecak, do którego wpakowała parę ubrań. Okazało się, że w wiosce mieszka jego najlepsza przyjaciółka, która bez wahania postanowiła oddać mi trochę rzeczy, za co będę jej dziękować na wieki. Ja wzięłam plecak, natomiast Luke zabrał torbę, w której był zapas jedzenia i kilka niezbędnych dla mnie rzeczy. Szczerze dziwiła mnie hojność tutejszych ludzi, bo z miłą chęcią i szerokim uśmiechem przynosili kolejne przedmioty takie jak na przykład głupia szczotka do włosów. Nie wiem jednak, czy robili to z czystego serca, czy dlatego, że mieli do czynienia z wybranką, której teoretycznie się 'nie odmawia'. Starałam się tym jednak nie przejmować i gdy wszystko już zabraliśmy, podziękowałam każdej osobie indywidualnie. Razem z Lukiem skierowaliśmy się na ścieżkę, która prowadziła do lasu. Już prawie się na nią dostaliśmy, kiedy usłyszałam za sobą krzyk.
- Hope, zaczekaj!- Odwróciłam się gwałtownie, żeby dostrzec małą dziewczynkę i biegnącą za nią jej mamę. Mała szybko znalazła się obok mnie i wyciągnęła w moją stronę zeszyt oraz ołówek i długopis.
- To dla mnie?
- Tak, żebyś się nie nudziła.- Uśmiechnęła się. Żadne z nich nie wiedziało tak naprawdę, dokąd się udaję, bo powiedzieliśmy im, że jest to po prostu samotna wyprawa, której potrzebuję, aby przemyśleć parę spraw, ale wszyscy starali się ubezpieczyć mnie na każdy możliwy przypadek.
- Bardzo ci dziękuję.- Kucnęłam przy niej i zdjęłam plecak z ramion, aby dziewczynka mogła tam wpakować zeszyt.
- Proszę, jeszcze książka. Myślę, że ci się spodoba.- Odezwała się starsza kobieta. Podziękowałam jej uśmiechem, a potem wpakowałam kolejną rzecz do, i tak już pełnego, plecaka. Zarzuciłam go na ramię, wyciągając ręce do dziewczynki. Mała bez protestów mocno mnie przytuliła. Jak to jest, że ci ludzie wierzą we mnie i wręcz kochają, prawie nie znając?
- Będzie z ciebie coś dobrego.- Usłyszałam nad sobą, gdy nadal tkwiłam w uścisku z jej córką.
- Skąd pani to wie?
- Po prostu to widzę.- Zaśmiała się.- Dobrze ci z oczu patrzy.- Mrugnęła do mnie, próbując powstrzymać chichot.
- A jak już wrócisz, to nas odwiedzisz?- Zapytała mała.
- Jasne!- Niemal krzyknęłam, a potem instynktownie przejechałam dłonią po piasku. Minęła chwila, a z kurzu wyłonił się mały, fioletowy kwiatuszek. Dziewczynka patrzyła na to z zachwytem, a kiedy go zerwałam, prawie pisnęła.
- Dla mnie?
- Proszę.- Uśmiechnęłam się, wplatając kwiatek w jej idealnie uczesane włosy. Bardzo jej to pasowało, ponieważ przednie blond pasemka, jej mama zapewne, upięła z tyłu, tworząc coś w rodzaju delikatnego wianuszka. Poza tym ten fiolet pasował do spojrzenia dziewczynki. Wstałam, ostatni raz ją przytulając i odeszłam razem z Lukiem, machając tej dwójce z szerokim uśmiechem. Mam nadzieję, że droga do tego domu nie będzie zbyt długa. Zrobiło się całkowicie ciemno, a my mamy iść przez las. Nie zauważyłam, żeby Luke zabrał latarkę...
-------------------------------------Nareszcie, rozumiecie?! Doszliśmy do momentu, w którym już tylko pójdzie z górki! Hope uwolniła się od chłopaków! To jest rozdział, który wyszedł mi tak, jak chciałam, a co więcej... Miał być dwa razy dłuższy, ale uznałam, ze to za wiele. Jak na razie jest jedynym rozdziałem, jaki wyszedł mi w 100% tak, jak chciałam, choć zawsze mogło być lepiej! Jeszcze trochę, jeszcze trochę i powitamy trylogię The Rebel! Mam nadzieję, że takim obrotem spraw niczym was nie zawiodłam, choć już ostatnio wydaje mi się, że was ubywa. A to dziwnie, ponieważ liczba obserwatorów rośnie, a komentarzy maleje.W sumie tylko jedna osoba komentuje ale coz Jak to możliwe? Nie jestem zła, ani nic, tylko zrobiło mi się straszliwie przykro, naprawdę. Jestem osobą, którą emocje ponoszą, dlatego wystarczy Gdzie jest Nemo?, żebym płakała jak głupia... A zrobiło mi się naprawdę, naprawdę przykro, choć może to przez te całe egzaminy i w ogóle... Nie wiem, co robię nie tak!
CZYTASZ
Woman With a Demon
Hayran KurguDzieciństwo? Cóż... Moje było bardzo... Specyficzne... Zawsze myślałam, że jestem taka jak każda inna dziewczynka. Myślałam, że wszyscy widzą to co ja, ale się myliłam. Mój "przyjaciel" wszystko mi wytłumaczył. Jestem wyjątkowa, inna... Widzę rzeczy...