- Czyli?- Dopytał Harry.
- Czyli pokój przerwany.- Wszyscy wstrzymaliśmy oddech na kilka sekund, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Czułem jak krew zaczyna buzować w moich żyłach, jak mięśnie się napinają, oddech delikatnie przyspiesza, a brwi zbiegają się razem, tworząc zmarszczkę między nimi. Zacisnąłem szczękę.
- Nie pozwolę temu skurwysynowi skrzywdzić Hope!- Wstałem gwałtownie, uderzając dłońmi o stół. Krzesło, na którym siedziałem, wylądowało z hukiem na podłodze.- Prędzej go wykastruję, niż pozwolę mu ją chociażby dotknąć! Pierdoli mnie, co on sobie tam myśli w tej pustej główce! Nie wie z kim zaczyna!
- Nill, brałeś leki?- Zapytał jakby gdyby nigdy nic Alex. Zachowywał spokój i kamienny wyraz twarzy.
- Nie jestem, kurwa, jakimś popierdoleńcem, żeby musieć brać leki!
- Nill, uspokój się.- Zayn wywrócił na mnie oczami. Nie wytrzymałem. Czułem jak moje paznokcie zmieniają się w pazury, a zamiast zębów pojawiają się kły. Węch i słuch się wyczuliły, a na ciele wyrosła sierść. Jednak nie zmieniłem się całkowicie. Stałem na dwóch nogach, jak cywilizowany człowiek, a nie jak zwierze. Podszedłem do Malika, chwytając go za koszulkę. Podniosłem do góry i przycisnąłem do najbliższej ściany. Odruchowo pokazałem swoje kły, zaciskając pięści na materiale.
- Nie będziesz na mnie wywracał oczami, chuju!
- Liczę do trzech, burek- mruknął- i siądziesz z powrotem na tym cholernym krześle, uspokoisz się, a potem możemy myśleć co dalej.- Mój oddech zaczął zwalniać, potrząsnąłem głową. Puściłem Zayna.
- Przepraszam.- Podrapałem się po karku, wracając do mojej ludzkiej postaci.- Poniosło mnie, zapomniałem wziąć tych głupich leków.
- Nie ma sprawy.- Uśmiechnął się, klepiąc mnie po plecach. Westchnąłem, a potem oboje wróciliśmy na swoje stare miejsce. Podniosłem krzesło, siadając na nim.
- Skoro wszyscy już opanowali nerwy- Harry spojrzał na mnie znacząco- to możemy zastanowić się co zrobić.
- Hope musi nauczyć się panować nad mocami i bronić się z ich pomocą.- Zaczął Louis.
- Skoro o mocy mówimy- Odezwał się Alex.- Jest coś, o czym powinniście wiedzieć.
- Mów.
- Ja i Louis ostatnio próbowaliśmy ją podpuścić, wiesz... Ale ona się tak jakby wyładowała.
- Co?- Podniosłem jedną brew.
- Chodzi o to, że Hope posiada o wiele silniejszą moc niż wszystkie pozostałe wybranki.
- Sugerujesz, że ona jest kimś więcej?
- Nie wiem.- Payne wzruszył ramionami.- Jej siła i niektóre umiejętności, wskazują na to, że jest drugą w historii tego świata ponad wybranką.
- Nie.- Louis zaśmiał się pod nosem.- Vivian miała więcej niż jednego opiekuna, a Hope ma tylko Nicka. Nie ma opcji, żeby była następczynią.
- A jeżeli tak jest?- Odezwałem się, zwracając na siebie ich uwagę.- Jeżeli Hope jest kimś więcej, niż tylko wybranką? Avan w końcu zdobędzie to, czego szuka od tysięcy lat. Wątpię, żeby chciał ją zabić.
- Dlaczego?
- Nie opłaci mu się.- Wzruszyłem ramionami.- Jeżeli zabije Hope, przejmie jej moc, ale ona kiedyś i tak wygaśnie, prawda? Może za rok, a może za sto lat, nie wiem, ale wygaśnie. A wtedy on nie znajdzie drugiej takiej. Ale może ją porwać. Hope jest nieśmiertelna, dlatego mogłaby do końca świata i dłużej być dla niego czystą fabryką energii.
- Kiedy uda mu się zdobyć tą moc, to wszyscy zginiemy. On chce władzy. Zapanuje nad wszystkimi królestwami, a my nie będziemy mieli z nim szans- Stwierdził Harry, patrząc ślepo w blat stołu.
- Jest bardzo źle.- Mruknął Max.
- Musimy działać.- Harry podniósł się z miejsca.- Louis i Alexa, macie codziennie spędzać minimum dwie godziny z Hope, próbując ją nauczyć panowania nad sobą, rozumiecie? Chociażby nie wiem jak trudno by było, ona ma się nauczyć.- Lou i Alexa przytaknęli.- Ja i Max zajmiemy się organizacją wojska. Wzmocnimy obronę, sprawdzimy wioskę, zapytamy ludzi, wszystko. Bezpieczeństwo mieszkańców i zamku należy do nas.- Max kiwnął głową, a Harry westchnął, przeczesując włosy palcami.- A ty Nill masz nie spuszczać jej z oka. Nawet, jak będzie miała cię dość, wywali za drzwi, cokolwiek, masz jej pilnować, rozumiesz? A jeżeli tylko się dowiem, że gdziekolwiek zniknąłeś, okłamałeś ją, jeżeli zobaczę, że płacze, albo że nie chce jeść, to powieszę cię za jaja. Masz dopilnować, żeby była zdrowa, szczęśliwa i bezpieczna.
- Jasne.- Odpowiedziałem.
- I trzymaj się z daleka od Avana czy Nicka. Nie potrzebujemy powtórki sprzed kilku lat.
- Zrozumiałem.- Szkoda tylko, że już złamałem tą zasadę.
- I bierz leki. Masz być stabilny emocjonalnie.
- Okay.
- I staraj się nie wychodzić z Hope z zamku, i jeszcze trzymaj ją z daleka od podziemi czy podejrzanych ludzi. A jakby coś było nie tak, to masz zaraz do mnie przyjść i mi o tym powiedzieć.
- Jasne, jak słoneczko.- Wywróciłem oczami.
- I...
- Tak, Harry! Wszystko wiem, nie jestem dzieckiem. Będzie cała, zdrowa, najedzona i szczęśliwa, a ja postaram się nie ładować w kłopoty.
- Ugh.- Westchnął, zaciskając pięści. Chciałem wstać i wyjść, ale zatrzymał nas głos Stylesa.- Hope nie może się o tym dowiedzieć. To tylko niepotrzebny stres. Alex, Louis, gdyby pytała dlaczego ma trenować, to powiedzcie, że najzwyczajniej w świecie nie wiecie. Wydałem takie polecenie, a wy je wykonujecie, tyle. Ja i Max nie będziemy mieli w najbliższym czasie z nią kontaktu, ale gdyby pytała, Nill, dlaczego wzmacniamy obronę czy coś, to powiedz, że ktoś włamał się do zamku i musimy trochę nad tym popracować, czy coś podobnego. Nie mów, że to był Nick i Avan.- Wszyscy kiwnęliśmy głowami.- Zaczynamy od zaraz.- Wyszedłem z sali, kierując się do pokoju Hope. Byłem kompletnie zdezorientowany zachowaniem Harry'ego. Przecież mógł kazać mnie zająć się obroną razem z Zaynem, kompletnie mnie izolując od Hope. Sam mógłby spędzać z nią całe dnie. Jednak tego nie zrobił. I to było cholernie dziwne. Ale nie to mnie martwiło. Musiałem jutro pójść do miasta. Muszę spotkać się z Nickiem. A Harry naprawdę powiesi mnie za jaja, kiedy nie będę pilnował Hope. Jedynym rozwiązaniem jest zostawienie jej z kimś innym. Dlatego muszę wymyślić dobra wymówkę, żeby Alex i Louis trenowali jutro Hope właśnie w południe. A ja będę musiał się wyrobić w dwie godziny. Tylko co im powiem?
Znalazłem się pod pokojem Hopie. Wszedłem bez pukania, a ona leżała rozwalona na łóżku z ręką na podbrzuszu, które delikatnie masowała. Usiadłem obok niej, opierając się o ramę łóżka.
- Coś nie tak?- Odezwałem się. Brunetka podniosła głowę i delikatnie się skrzywiła.
- Dopadł mnie czerwony potop.- Zaśmiałem się.- To nie jest zabawne. Na szczęście Harry jest na tyle wspaniałomyślny, że zorientował się, że będę potrzebować paru istotnych rzeczy.
- Kto by pomyślał, że na to wpadnie.- Wywróciłem oczami.- Chodź tu.- Rozłożyłem ręce, a dziewczyna podniosła się, siadając pomiędzy moimi nogami i plecami opierając się o moją klatkę piersiową. Oplotłem jej drobne ciało ramionami i zacząłem delikatnie masować jej brzuch.
- Idziesz jutro do tego miasta?- Położyła dłoń na mojej.
- A dlaczego pytasz?
- To co ma Harry, raczej nie wystarczy.- Skrzywiła się.- Chciałabym, żebyś skoczył do apteki, sklepu, gdziekolwiek i kupił mi tampony, podpaski, tabletki przeciwbólowe, pudełko lodów waniliowych i czekoladę.
- Niezbędnik dziewczyny z okresem?
- Taa...- Mruknęła, śmiejąc się. Pocałowałem delikatnie czubek jej głowy i dziękowałem za to, że wysłała mnie do sklepu. Nie uśmiechało mi się latać po supermarkecie z lodami i tamponami, bo wyglądałbym co najmniej śmiesznie, ale w tym wypadku, to była świetna wymówka. Hope spadła mi z nieba.
- Boli?- Mruknęła w odpowiedzi.- Bardzo?
- Masuj dalej.- Uśmiechnąłem się. Nie rozumiem jak można chcieć skrzywdzić tak kochaną i niewinną osóbkę, jak Hopie. Ona nigdy nikogo nie skrzywdziła, pomaga ludziom. Jest trochę zagubiona, ale myślę, że każdy na jej miejscu by był. Nie wie do końca kim jest i szuka, po prostu szuka siebie. I nie rozumiem, jak może być z kimś takim jak ja. Może nie do końca być, bo oficjalnie nie jesteśmy razem. Chodzi mi o inną definicję bycia razem. Nie rozumiem, jak może mi ufać, wybaczać, skoro jestem dla niej tak cholernie nieidealny. Ona zasługuje na kogoś o wiele lepszego, niż facet, który nie panuje nad gniewem, i który zabił niewinną osobę. Tak cholernie boję się jej o tym powiedzieć, tak cholernie boję się ją stracić. Tak cholernie boję się o nią samą.
Oddychała spokojnie. Tak jak zazwyczaj od ostatniego czasu, czułem pracę jej płuc i serca. Oddychałem w tym samym tempie co ona, a nasze serca kurczyły się dokładnie tak samo. Kreśliła jakieś wzorki na mojej dłoni, która delikatnie jeździła po jej brzuchu. Mógłbym tak już zawsze. Przyzwyczajenie się do reagowania na jej dotyk, nie było takie trudne.
- Zależy mi na tobie, Hope...- Wymamrotałem w jej włosy. Zaciągnąłem się ich zapachem, a ona delikatnie zachichotała. Była tak cholernie perfekcyjna.- Od zawsze zależało. Odkąd się poznaliśmy. Nawet jak pierdolnęłaś mnie piłką, to już wtedy mi zależało.- Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.- Jestem tylko dla Ciebie, Hopie...- Pocałowałem ją w głowę.
- Też jesteś dla mnie bardzo ważny, Nill. Jesteś jedyną osobą, która trzymała i nadal trzyma mnie na tym świecie.- Mówiła dość cicho. Czułem jak moje serce przyspiesza, co oznaczało, że jej robiło to samo. Ale czy to oznacza, że coś do mnie czuje?
- Hope?- Mruknęła.- Co tak właściwie między nami jest? Znaczy... No bo jesteśmy razem, ale nie tak razem, że razem, ale...
- Czy ty właśnie próbujesz mnie zapytać czy zostanę Twoją dziewczyną?- Zachichotała.
- Nie. To znaczy nie zrozum mnie źle, ale bardziej py...- Urwałem i przestałem masować jej brzuch. Moje mięśnie nieznacznie się napięły.- Chciałabyś?
- Może...- Ponownie usłyszałem jej uroczy śmiech. Jednak ona również się spięła.- Tylko muszę ci coś powiedzieć.- Wyplątała się z mojego uścisku i usiadła naprzeciwko, patrząc mi w oczy. Jej wzrok był przeszywający, a ja nieświadomie zacząłem bawić się kolczykiem w wardze. Robiłem to zawsze, kiedy się denerwowałem i był to po prostu odruch.
- To coś strasznego?- Zapytałem, przybliżając się do niej. Jej mała dłoń znalazła się na moim kolanie, co wywołało tysiące ciarek na całym ciele.
- Chodzi o Harry'ego.- Spuściła wzrok, jakby bała się na mnie patrzeć. Nie zareagowałem, czekając na dalszy rozwój sytuacji.- Zauważyłeś, że ostatnio jest... inny?
- Powiedzmy. Słyszałem jak ludzie gadają o jego 'drastycznej zmianie'. Ktoś nawet zwrócił się do niego po imieniu, zamiast 'panie Styles'. Albo ktoś mówił, że się ciągle uśmiecha. A dlaczego pytasz?
- Rozmawiałam z Violet. Zasugerowała, że Harry ma napady furii, kiedy go odrzucam, a kiedy jestem dla niego miła, on również ma dobry humor.- Zobaczyłem jak przygryza delikatnie wargę i patrzy na mnie spod rzęs. Była tak cholernie seksowna w tym momencie. Ale ja musiałem się skupić na tym, co do mnie mówi. Możecie uznać mnie za kompletną ciotę, ale wolę z nią teraz rozmawiać, niż zdejmować z niej ubrania.
- To ma sens.- Kiwnąłem głową.- Ale nadal nie bardzo rozumiem, o co chodzi?
- Zależy mi na tych ludziach... stworzeniach.- Poprawiła. Nigdy nie wiedziała jak nas nazywać i moim zdaniem to było urocze.- Więc spróbowałam. Zaczęłam spędzać więcej czasu z Harrym i... nawet go polubiłam. Działa, jak widzisz.
- No tak, ale...
- Ale Harry czasem zachodzi za daleko.- Na kilka sekund wstrzymałem oddech. Patrzyłem na nią w osłupieniu. Czy ona właśnie zasugerowała, że Harry ją molestuje? Gwałci?! Co, do cholery jasnej?!
- Hope, on cie dotyka?- Wydusiłem w końcu.
- Co?! Nie!- Zaprzeczyła od razu i ufałem jej. Nie kłamałaby, dlatego też kamień spadł mi z serca. Posłałem jej słaby uśmiech, który odwzajemniła.- Chodzi o to, że Harry czasem mnie całuje i ja nie chcę mu się sprzeciwiać, żeby go nie denerwować.
- Wiesz, że on w ten sposób cię do tego zmusza?
- Nie, Nill... Ostatnio tego nie robi, ale gdyby chciał, nie sprzeciwiłabym się. Po prostu gdy mu na to pozwalam, on jest taki, jak teraz! Miły, słodki, pomocny. I wolę, żeby było tak, niż jak wcześniej. Ludzie się go nie boją, jest teraz dobrym władcą.- Kiwnąłem głową.
- Więc do czego zmierzamy?
- Do tego, że cholernie mi na tobie zależy, ale jest jeszcze Harry. Nie zmuszę cię, żebyś musiał dzielić się mną z nim, dlatego nie chcę pakować się w związek.
- Hopie...- Westchnąłem i przyciągnąłem ją na swoje kolana.- Pamiętasz, że jesteś moim narkotykiem? Nie mi decydować o twoim życiu. Zrobisz, jak uważasz i w każdym wyborze będziesz miała moje wsparcie. Zawsze ci pomogę, nieważne co zadecydujesz. Jesteś najważniejsza, księżniczko. I jeżeli tylko chcesz, to jestem gotowy znosić to, że będziesz również spędzała czas z Harrym. Ale muszę wiedzieć czy cokolwiek do niego czujesz.
- Nie. Po prostu go lubię. Miło spędza mi się z nim czas, ale nie, nie kocham go.- Powiedziała pewna siebie. Oplotła moje ciało swoimi rękami, zaciskając pięści na mojej koszulce. Jej głowa opierała się o moją klatkę piersiową. Oparłem podbródek o czubek jej głowy i gładziłem plecy. Zagryzłem wargę, odsuwając ją od siebie, aby spojrzeć jej w oczy. Były zeszklone od zbierających się łez. Mimo wszystko, mimo płaczu, Hope była silna. Ale to miejsce ją osłabiło. Potrzebuje wsparcia, aby znów stać się twardą. Uśmiechnąłem się lekko. Była, jest i zawsze będzie moją księżniczką.- Hopie, pamiętaj, że moje serce należy do ciebie i tylko ciebie. Jest w Twoich rękach i Twoim wyborem jest co z nim zrobisz. Zaakceptuję wszystko, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Od zawsze, na zawsze. Nawet jak mnie odtrącisz, to będę cię wpierał.- Uśmiechnęła się szeroko, a potem wpiła w moje wargi. Energia przepłynęła pomiędzy naszymi ciałami, wypełniając moje żyły. Polubiłem stan, w którym czułem ją całą. Byliśmy dosłownie jednym. Jeszcze nie wiedziałem dlaczego, ale nie chciałem się tego pozbyć. Przygryzła moją dolną wargę. Zrobiła to w taki uroczy i niewinny sposób.
- Kocham cię, Hope...- Szepnąłem, patrząc jej prosto w oczy.
- Wiem, Nill...
- I mam nadzieję, że kiedyś odpowiesz mi tym samym.
- Kocham cię.
- Nie, Hope.- Zaśmiałem się, chwytając jej dłonie i przykładając je sobie do ust. Pocałowałem opuszki jej palców.- Chcę, żebyś mi to powiedziała, kiedy już będziesz tego w stu procentach pewna.- Uśmiechnęła się delikatnie.- Jest późno...
- Śpimy u mnie czy u ciebie?- Przerwała mi.
- Gdzie ci wygodniej.
- Z tobą mogłabym nawet na podłodze.- Zaśmiała się.
- To może pójdziemy do mnie, przygotuję ci gorącą kąpiel, a potem pójdziemy spać, żeby mieć siłę na jutro? Bo z tego co wiem, to kolację masz zaliczoną.
- Jasne, Irish!- Poczochrała mnie po włosach, jakbym był jej ukochanym wilczkiem.
- Irish?- Podniosłem jedną brew, a potem szeroko się uśmiechnąłem, przejeżdżając językiem po moim zębach, które zamieniły się w kły. W oczach Hopie zobaczyłem jakiś dziwny błysk. Fascynację? Poczułem jak moje źrenice się zwężają. Po kilku sekundach byłem już w swoim zwierzęcym ciele, a ona patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem. Szczerze, to na początku było to dziwne uczucie, kiedy miałem swój umysł w ciele wilka. Ale z czasem da się do tego przyzwyczaić. Ciężej było nauczyć się nad sobą panować. Chodzenie na czterech łapach było udręką, nie wspominając już o bieganiu. Ciężko było nauczyć się używać węchu, słuchu, panować nad zmysłami. A najgorszy był ogon, który we wszystkim mi przeszkadzał. Teraz uwielbiam swoją drugą postać. Kocham, kiedy czuję trawę pod łapami, kiedy biegnę. Kocham czuć wiatr, który rozwiewa długą białą sierść. Kocham nieświadome merdanie ogonem. Kocham strach, który wzbudzam w innych. Minusem jest to, że niespecjalnie mogę mówić. Dlatego obróciłem się wokół własnej osi, nadal siedząc na łóżku Hope. Zamerdałem ogonem, przekręcając lekko łeb. Hopie uśmiechnęła się szeroko i przejechała dłońmi od czubka mojej głowy, aż po sam ogon. I to było cholernie przyjemne. Usiadła naprzeciwko mnie, tak że nasze... jej twarz, a mój pysk były na tej samej wysokości.
- Kocham cię w tej postaci.- Zaśmiała się.- Jesteś przerośniętym psem, którego nigdy nie miałam. A strasznie chciałam mieć jakiegokolwiek zwierzaka.- Przytuliła mnie mocno. W duszy się uśmiechnąłem.- Idziemy do ciebie?- Zamerdałem ogonem w odpowiedzi i zeskoczyłem z łóżka. To była straszna frajda, bawić się z nią. Widziałem, że jest szczęśliwa, a ja po prostu byłem sobą. Hope otworzyła drzwi, przepuszczając mnie w nich. Szliśmy przez korytarz. Cóż... Byłem dużym zwierzaczkiem, a ona idąc, trzymała dłoń na moim łbie, delikatnie mnie w niego gładząc. Nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu, bo od zawsze lubiłem, kiedy ktoś bawił się moimi włosami. Tak samo, gdy byłem w wiosce, a Alice plotła mi warkoczyki.
- Kupię ci kiedyś obrożę i smycz.- Zatrzymałem się. Ona sobie żartuje, prawda? Zaśmiała się, idąc dalej. Dogoniłem ją i stanęliśmy przed moim pokojem. Otworzyła drzwi, znów mnie przepuszczając. Wskoczyłem na łóżko, kładąc się na nim, a Hope zaczęła bezczelnie grzebać mi po szafkach. Obserwowałem każdy jej najmniejszy ruch. Była perfekcyjna. Ułożyłem łeb na łapach, przyglądając się, jak marszczy nos, zaglądając do poszczególnych szuflad. W końcu zza jednej komody wyciągnęła małą, czerwoną piłkę. Pomachała mi nią przed oczami, uśmiechając się chytrze.
- Chcesz się bawić?- Zachowywała się jak małe dziecko. Kochałem ją za to. Nie miała czasu być dzieckiem, dlatego teraz musi to nadrobić. Przeturlała piłkę po podłodze i wbiła w nią wzrok, czekając aż ja jej ją przyniosę. Miałem ochotę prychnąć i się zaśmiać, kręcąc przy tym głową. Czułem niesamowite szczęście, że powoduję u niej tak szeroki uśmiech. Że to ja sprawiam, że zapomina o wszystkich problemach. To było wspaniałe. Czułem się akceptowany. Uwielbiała mnie jako zwierzę, tak samo jak człowieka. Zeskoczyłem z łóżka, podchodząc do piłki. Usiadłem za nią, patrząc na Hope. Kiwnęła energicznie głową. Przyprowadzam Alice do zamku i ona często bawi się ze mną, jako wilkiem. Aportuję jej piłki, stąd ta zabawka. Pod łóżkiem leżą inne jej rzeczy, których często u mnie zapomina. Jakieś spinki do włosów, kokardki. Kocham ją, jakby była moim własnym dzieckiem. Nie ma ojca, mama pracuje, a małą musi się ktoś zajmować, więc na ogół byłem to ja. Chwyciłem piłkę w zęby i potruchtałem do Hopie, która usiadła na podłodze.
- Boże, Nill!- Pisnęła.- To takie urocze!- Ona jest urocza. Usiadłem zaraz przed nią. Brunetka wyciągnęła rękę w moim kierunku, a ja podałem jej łapę. To samo zrobiła z drugą ręką. Zanim się obejrzałem, co chwilę biegałem za piłką. W pewnym momencie wyszliśmy nawet na korytarz. Hope zamachnęła się, rzucając piłkę jak najdalej mogła. Pobiegłem po nią. Śmiała się. Była szczęśliwa. A skoro ona była szczęśliwa, to ja też.
Wróciliśmy do pokoju, a Hopie upadła zmęczona na łóżko. Czasem się zatracałem, ale to było wspaniałe. Zatracałem się w swojej prawdziwej postaci. Wyłączałem myślenie, wyłączałem wszelkie ludzkie cechy i stawałem się zwierzęciem. Byłem tylko ja i moje zmysły. Słyszałem komendy, czułem zapachy, rozpoznawałem ludzi, ale byłem po prostu zwierzęciem, nie człowiekiem. Lubiłem się zatracać. Czułem się sobą. Alice często mi w tym pomagała. Uwielbiała wersję 'Irish', tak samo jak wersję 'Nill'. Była dzieckiem, które po prostu było niewinne, nie przejmowało się niczym złym, żyło w swoim świecie- szczęśliwym świecie. Wskoczyłem na Hope, zatracony w sobie. Jęknęła cicho i od razu zaczęła chichotać. Trącałem jej twarz swoim mokrym nosem, co chwila delikatnie ją liżąc, a ona zasłaniała się dłońmi, śmiejąc się coraz głośniej. Zacisnęła powieki, kiedy mój język przejechał po linii jej szczęki. I zanim się obejrzeliśmy, ja byłem z powrotem człowiekiem. Leżałem na niej, składając delikatne pocałunki na jej policzkach, czole, szyi, ramionach. A ona się śmiała. Uchyliła powieki.
- Niller...- Wywróciła oczami.- Zachowujesz się jak dziecko.
- Ja?- Zakpiłem. To ona przecież bawiła się z przerośniętym pieskiem. Cmoknąłem ją w nos. Zlustrowała moje ciało na tyle, na ile mogła.
- Jesteś nagi!- Pisnęła, próbując mnie z siebie zepchnąć.- Nill!
- No i co z tego?- Wzruszyłem ramionami, wracając do całowania jej policzków.- Myślałaś, że moje ubrania zmieniają się razem ze mną? Widziałaś kiedyś wilka w bokserkach?
- Boże, Nill! Zejdź!- Protestowała, wywołując u mnie śmiech. Spojrzała mi w oczy z naburmuszoną miną. Wydęła lekko wargi, marszcząc nos i brwi. Była urocza, tak cholernie urocza. Mógłbym to powtarzać do znudzenia. Pochyliłem się nad nią i przejechałem swoimi wargami po jej, ledwie ich dotykając, a na końcu pocałowałem kącik jej ust.- Nill, błagam cię...- Fuknęła. Zacząłem całować jej szyję. Spodobało jej się, co mogłem wywnioskować po tym, jak wplotła palce w moje włosy i westchnęła nieznacznie.- Mam okres.- Obroniła się, kiedy dotarłem do obojczyka.
- To tylko trochę krwi, nie?- Zaśmiałem się, podciągając się do góry.
- Jesteś obrzydliwy.
- Przecież żartuję.- Pokazałem jej język, a potem wstałem. Kiedy tylko moje ciało oderwało się od jej, zasłoniła oczy. Prychnąłem.- No co? Nie chcesz popatrzeć?
- Niall, nie zmieniaj się w Harry'ego.
- No wiesz!- Oburzyłem się.- I tak wiem, że podglądasz.
- Jeżeli się nie ubierzesz, to wyjdę i już nigdy nie wrócę.- Zaszantażowała mnie, nadal trzymając ręce na oczach. Wywróciłem oczami, choć wiedziałem, że ona i tak tego nie zobaczy. Ubrałem pierwsze bokserki, które wpadły mi w ręce.
- Już.- Mruknąłem. Hope powoli rozchyliła palce, sprawdzając czy nie oszukuję. Ostatecznie usiadła, uśmiechając się lekko.- To jak? Cieplutka kąpiel?- Zaproponowałem. Kiwnęła energicznie głową. Wszedłem do łazienki, która była połączona z moim pokojem i odkręciłem ciepłą wodę. Zacząłem grzebać po szafkach, szukając płynu do kąpieli. Miałem jakiś, bo jak to Alice stwierdziła, gdy pierwszy raz tu nocowała 'Kąpiel z pianą jest o wiele bardzie ciekawa, niż taka zwykła!'. Do dzisiaj pamiętam, jak tupnęła nogą i skrzyżowała ręce na piersi, robiąc naburmuszoną minę i protestując przeciwko kąpieli. Musiałem biegać po całym zamku, żeby ona miała kąpiel z pianą. Od tamtej pory robię zapasy wszystkiego, bo tej małej blondynce nie da się dogodzić. Zawsze znajdzie coś, czego się doczepi, ale to dziecko. Znalazłem waniliowy płyn do kąpieli. Wlałem go do wody. Czekając aż wanna się napełni, przygotowałem dla Hope ręcznik. Zakręciłem wodę, kiedy kąpiel była gotowa i wróciłem do brunetki.
- Gotowe!- Uśmiechnąłem się. Wstała z łóżka, zabierając z szafki moją, jak mniemam, koszulkę i swoją kosmetyczkę, po którą musiała zajść, kiedy ja byłem w łazience.
- Oby była cieplutka, jak obiecałeś, bo inaczej będę miała zły humor.- Pokazała mi język, mijając mnie w drzwiach. Pokręciłem głową, śmiejąc się z jej komentarza. Zamknęła drzwi i usłyszałem przekręcenie klucza. Moja kochana, urocza Hopie..._____________________________________
CZYTASZ
Woman With a Demon
FanfictionDzieciństwo? Cóż... Moje było bardzo... Specyficzne... Zawsze myślałam, że jestem taka jak każda inna dziewczynka. Myślałam, że wszyscy widzą to co ja, ale się myliłam. Mój "przyjaciel" wszystko mi wytłumaczył. Jestem wyjątkowa, inna... Widzę rzeczy...