55. I know that we can't do this no more

8 2 0
                                    


Wróciłem do zamku. Nie wiedziałem dlaczego, ale po prostu to zrobiłem! Mogłem od razu pójść do Hope! Prawda jest taka, że chyba się bałem. Okropnie bałem się powiedzieć jej prawdę. Wróciłem tu, aby mentalnie się na to przygotować, aby ułożyć sobie całą tę wypowiedź w głowie i niczego nie ominąć w wyjaśnieniach. Musiałem przygotować się na to, że Hope mnie znienawidzi. Zostawi, porzuci i zniknie. A kiedy tylko wszedłem przez bramę, zobaczyłem, jak Harry okłada Luke'a. Chłopak już ledwo się trzymał, a ten nie przestawał. Co mogłem zrobić? Nie jestem przesiąknięty złem do szpiku kości. Nie jestem jakimś potworem, dlatego musiałem coś zrobić. Luke to przyjaciel Hope. Osoba, która jest jedną z jej najbliższych. Nie mogłem pozwolić, aby ucierpiał za to, że pomógł mojej księżniczce. Rzuciłem się na Stylesa, wybuchła kłótnia. W gniewie- nie panując nad sobą- powiedziałem, jaki mam zamiar. Powiedziałem wszystko, co chciałem. Harry subtelnie uznał, że jestem pierdolnięty i pogorszę tylko sytuację, dlatego zamknął mnie w jakimś pierdolonym pokoju, z którego nie ma wyjścia! Jak miałem się wyszarpać dziesiątce facetów, którzy wspólnymi siłami ciągnęli mnie tutaj?! I po jaką cholerę ja wróciłem do zamku?! Styles jest teraz z Hope. Zasypuje ją stekiem kłamstw, a ona w nie wierzy. Ja siedzę zamknięty i trzęsę się z emocji! Wiem, do cholery, że jestem pierdolnięty chcąc jej to powiedzieć, ale nie mam wyboru! Chcę to zrobić. Chcę uwolnić się od ciężaru, który spoczywa na mnie odkąd pamiętam. Każdy uśmiech Hope, każde jej spojrzenie jest ciosem prosto w serce, bo uświadamiam sobie, jak bardzo ona mnie nie zna. Zaufała osobie, która ją okłamuje. Nie mogę tego znieść.
Wstałem spod ściany, rozglądając się dookoła. Wszędzie panował okropny bałagan, bo w szale rozbiłem parę rzeczy. Teraz, kiedy już się pozbierałem, muszę się wydostać i pójść do niej. Zrobić cokolwiek. Kiedy próbowałem wymyślić jakiś plan, usłyszałem pstryknięcie zamka w dużych, drewnianych drzwiach. Po chwili do mojego 'więzienia' wszedł ten blondyn, z którym była Hope u Avana. Rzucił mi krótkie spojrzenie i lekko się skrzywił.
- I ja cię muszę ratować?- Prychnął.
- Kim jesteś?
- Przyjacielem.- Wzruszył niewinnie ramionami.- A ty kim jesteś?- Zadał mu pytanie, na które nie mogłem znać odpowiedzi.
- Co...
- Jonathan.- Przedstawił się, przerywając mi zadawanie pytania.- Jesteś jej opiekunem, oto odpowiedź. Nie znasz swoich możliwości. Już nie jesteś zwyczajnym wilkołakiem, stałeś się równie wyjątkowy jak ona. Jesteś nawet kimś o wiele ważniejszym, bo ona cię kocha.
- Co?- Zmarszczyłem brwi. Miałem kompletny mętlik w głowie, bo jakiś obcy facet ratuje mnie z opresji, jak księżniczkę w głupiej bajce i zaczyna pieprzyć od rzeczy, kiedy ja nie wiem, kim on tak właściwie jest!
- Po prostu idź i zrób to, co kazał ci Avan.
- Nie muszę.
- Ale chcesz i to zrobisz. Avan jest sukinsynem, ale jest jedna rzecz, która sprowadza go na ziemię- pokolenia.
- Co? Dlaczego?
- Historia naszych światów, następcy, rodzina...
- Rodzina?- Prychnąłem.- Zabił swojego ojca, aby odebrać mu tytuł, a nawet imię.
- Czy legenda zawsze musi być prawdą? Czy kreowany przez kogoś wizerunek musi być prawdziwy? Wiesz coś o tym, Nill.- Pokręciłem głową. O co temu facetowi chodzi?! Czemu on mi to wszystko mówi? Dlaczego sugeruje, że Avan tak naprawdę jest dobry?! Ja nie kreowałem wizerunku, ja taki jestem. To Harry udaje. Pod maską zapatrzonego w siebie, bezdusznego dupka, kryje się mały, skrzywdzony chłopiec, który stracił naprawdę wiele... W tym jest cała tajemnica Avana?

~Hope~

Przyglądałam się ze zdumieniem Harry'emu. Mógł kłamać. Oczywiście, że mógł! Ale byłam pewna, że każde jego słowo było czystą prawdą. Pierwszy raz w życiu był ze mną w stu procentach szczery, co dawało mi jakąś nadzieję, że nie jest z nim tak źle, jak myślałam. Miałam go za kompletnego sukinsyna, a może jednak nie?
- Hope, proszę.- Westchnął, przerywając ciszę.- Wróć do zamku, gdzie będziesz bezpieczna.
- Chcesz mnie tam trzymać całe życie?- Powiedziałam o wiele spokojniej, niż robiłam to wcześniej. Już nie krzyczałam.- Nie mogę siedzieć zamknięta. Uciekłam z psychiatryka, żeby w końcu być wolna, a nie żeby wpaść w kolejne sidła.
- Chcę po prostu, żebyś była bezpieczna.- Wydukał, przeskakując z nogi na nogę. Płakał, denerwował się, był zakłopotany... jak nie on.
- Jestem bezpieczna.
- Nie, nie jesteś. Avan...
- Nie znasz go.- Przerwałam mu.- Nie wiesz kim on jest i jakie ma zamiary. Nie możesz przydzielać mu najgorszego.
- Znam go zbyt dobrze, Hope.- Pokręciłam przecząco głową.
- Nie wrócę do zamku. Jestem bezpieczna.
- Nie rozumiesz, że cały problem leży w tym, że jednak nie jesteś, choć powinnaś?!
- Nie widzisz swojej hipokryzji?- Prychnęłam.- Chciałeś mnie mu oddać, a teraz za wszelką cenę mnie od niego bronisz.
- To nie ja, tylko Louis!- Podniósł głos, próbując się bronić.- Mieliśmy taki plan, ale nie zgodziłem się na to. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
-Taką rozmową do niczego nie dojdziemy, Harry. Idź już.- Kiwnęłam delikatnie głową w kierunku wyjścia, choć wiedziałam, że on i tak nie da mi spokoju.'
- Bez ciebie się nie ruszam.
- Daj mi żyć! Kim ty niby dla mnie jesteś, żeby mi rozkazywać?- Wybuchnęłam. Zawsze miałam problem nad panowaniem nad emocjami, a w szczególności nad bólem i gniewem. Nie mogłam powstrzymywać łez, ani swojej wściekłości. To było zdecydowanie ponad moje siły. Zdawało mi się, że właśnie takimi słowami całkowicie pokonałam Stylesa. Zmieszał się i zaczął błądzić wzrokiem po całym pomieszczeniu. Nie udzielił odpowiedzi na moje pytanie.
- Wiesz, masz rację.- Odezwał się w końcu.- Jestem dla ciebie nikim i nie mam prawa ci rozkazywać. Nic dla ciebie nie znaczę, ale to nie znaczy, że ty mi jesteś obojętna.- Wydukał. Trochę dziwił mnie spokój Harry'ego. Raczej posądziłabym go, że mi nawtyka, wkurzy się, rozwali parę rzeczy. A tymczasem zachowywał... zdrowy rozsądek? Jednak tym razem to on zadał mi cios. Nigdy nie powiedziałabym, że nic dla mnie nie znaczy. Jest ważną częścią mojego życia, bo pomimo wielu błędów, jakie popełnia, troszczy się o mnie. Musiałabym być głupia, żeby tego nie dostrzegać. Gdyby się mną nie przejmował, nie trzymałby mnie w zamku, nie wymyśliłby tak... drastycznego... sposobu, aby mnie tam ściągnąć.
- Musicie mi zaufać... wszyscy.- Szepnęłam.- Nie jestem idealna, ani silna, wiem, że w pewnych sytuacjach nie dałabym sobie rady, ale chcę móc o sobie decydować. Mam dwadzieścia lat, Harry, a odkąd pamiętam, wszyscy decydują za mnie. Kiedy byłam dzieckiem, byli to rodzice, w psychiatryku- pielęgniarki, teraz- wy. Dlaczego pozwalam wam się pożerać? Dlaczego czuję, że gubię samą siebie? Chcę zasłużyć na swój tytuł.- Wypowiadając ostatnie zdanie, wbiłam wzrok prosto w oczy Harry'ego. Właśnie dlatego tak dobrze go rozumiałam. Byliśmy podobni, choć drastycznie różni. Zanim brunet zdążył cokolwiek odpowiedzieć, do naszych uszu dotarło głośne uderzenie drzwi frontowych. Po kilku sekundach w salonie stanął Nill. Oddychał ciężko, zapewne po długim biegu. Zmierzył mnie i Stylesa wzrokiem, a potem podszedł do chłopaka i, nic nie mówiąc, wymierzył mu cios prosto w twarz.
- Nill!- Krzyknęłam, odciągając go za ramiona.- Co ci odbiło?!
- To za Luke'a.- Splunął i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zamachnął się, ponownie uderzając Harry'ego.- A to za zamknięcie mnie w jakiejś norze.
- Nill!- Znów na niego krzyknęłam. Jeżeli nie Styles bije Luke'a, to Nill bije Stylesa.- Zachowujcie się jak normalni ludzie! Co ty tu robisz?!
- Przyszedłem ci wszystko wyjaśnić.- Powiedział o wiele spokojniej. Zbliżył się do mnie i chwycił moją twarz w dłonie tak, jak robił to wcześniej Harry.- Nie miałem z tym nic wspólnego. Nie możesz nienawidzić mnie za ich debilne pomysły. Nie miałem o tym pojęcia, przysięgam.
- Co?! O czym ty mówisz?!- Wyrwałam się.- Nie możesz po prostu wbiegać tu, bić się, a potem mnie przepraszać.
- Nie możesz nienawidzić mnie za ich błędy, ale zrozumiem, kiedy nie będziesz mnie chciała znać przez moje kłamstwo.- Szepnął, a w jego oczach wymalował się ból. Zmarszczyłam brwi. Jakie kłamstwo?
- Zamknij się, Alan!- Ryknął Styles. Nill jednak go zignorował i, nie zmniejszając ani trochę naszej odległości, kontynuował.
- Powiedziałem ci, że mam problemy z opanowaniem emocji przez to, że spadłem ze schodów. To nieprawda.- Westchnął.
- Mam gdzieś, dlaczego jesteś wybuchowy.
- Nie, nie masz tego "gdzieś". To wszystko przez Elizabeth.- Urwał, jakby bił się sam ze sobą. Przez moją babcię?- Naprawdę miałem z nią dobry kontakt i często jej pomagałem.- Uśmiechnął się.- Ale zniknęłaś, a ja nie miałem pojęcia, gdzie możesz być. Potrzebowałem informacji, bo już wtedy nie potrafiłem bez ciebie wytrzymać. Poszedłem do Avana i zrobiłem bardzo głupią rzecz.- Moje obawy zaczęły rosnąć. Nie miałam pojęcia, co on chce mi przekazać. Wszystko zdawało się nie mieć sensu, choć pewnie jakiś miało, a ja jeszcze go nie znałam.- Dowiedziałem się, gdzie jesteś, ale ja...
- Alan, ty gnoju!- Przerwał mu Styles, który nadal był w pomieszczeniu- tak samo jak Luke- ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Nie rozumiałam zupełnie nic z jego wyznania. Dlaczego mówi mi to akurat teraz, w takich warunkach? Kiedy jestem roztrzepana i nie wiem, co dzieje się wokół mnie? Dlaczego wpadł tu tak nagle i postanowił wyznać mi, że mnie okłamał? I dlaczego to ma związek z moją babcią? Pytań przybywało, a ja nie otrzymałam na razie żadnej odpowiedzi. Nie mogłam powstrzymać strachu, jaki rodził się gdzieś wewnątrz mnie i sprawiał, że nie chciałam poznać dalszego ciągu wydarzeń. Miałam ochotę wyjść i żyć w błogiej nieświadomości, ale z drugiej strony ciekawość i niepewność nakazywały mi zostać i słuchać.
- To ja zabiłem Elizabeth, przepraszam. Musiałem...- Odcięłam się od jego dalszych słów, kiedy pierwsze zdanie uderzyło we mnie, jak rozpędzony samochód. Rozbrzmiało echem w mojej głowie i nie chciało jej opuścić. Moje serce rozpadało się na miliardy maleńkich kawałeczków. Tworzył się z niego pył, który był nie do poskładania, ponieważ osoba, którą pokochałam całą sobą, jest równocześnie osobą, której nienawidzę bardziej od wszystkiego innego na świecie, w którym żyję. Osoba, którą kocham, jest osobą, którą pragnę zabić.

-----------------------------------------------------------

Hej, hej! Wreszcie... Dowiedzieliśmy się czegoś, co zmieni wszystko. Nie spodziewacie się, jak blisko końca tego opowiadania jesteśmy. Mam skrytą nadzieję, że dobiję około 65-70 rozdziałów, a to naprawdę niewiele i prawdopodobnym jest, że mogę skończyć wcześniej. Nigdy nie chciałam napisać tego momentu i zwlekałam z nim bardzo długo, jednak muszę przyznać, że nie było źle.

Woman With a DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz