✉Rozdział 57 "Ostatnie ciepłe dni lata"

42 3 0
                                    

Data publikacji: 15.09.2020

•••

Hej, kochani!

Ten rozdział będzie troszkę inny, niż pozostałe, ale myślę, że wyszedł całkiem nieźle. 

Miłego czytania!

•••


3 dni i 8 godzin do WYŚCIGU

— Harley, twoja rodzina przeżyła prawdziwą operę mydlaną. — stwierdziłam, maszerując pospiesznie przez główny hol na lotnisku. 

   Spojrzał na mnie w dziwnie nieprzyjemny sposób, przez co poczułam dyskomfort, spowodowany jego - wcale nie aż tak dużą - bliskością. Nie zwalniając kroku, oddaliłam się od niego na kilkanaście centymetrów i spuściłam głowę.

— A twoja to oscarowy melodramat.

   Bez sensu się z tym kłócić. Nie bardzo miałam ochotę na zawody "kto ma bardziej przesrane w życiu".

   Wszystkie czynności przed startem wykonywałam, jakbym miała lecieć do Minneapolis zupełnie sama. Cisza między nami powoli przestawała mnie już irytować. Zaczęłam się do niej przyzwyczajać. Do tych wymuszonych dialogów lub koniecznych pytań, jak: czy nie zapomniałam niczego z domu Patricii, czy jestem głodna, itp. Pytania są okej. Też mu je zadawałam, lecz przez większość czasu milczałam, a myśli zaprzątało mi palące przeczucie, że muszę jak najszybciej zobaczyć się z siostrą. Nie mogłam przestać wspominać dzisiejszego snu. Z każdą kolejną mijającą minutą w tej metalowej puszce, miałam ochotę nakrzyczeć na pilotów, żeby przyspieszyli do prędkości rakiety kosmicznej. Próbowałam też przekonać Harleya, w chwili zajmowania miejsc na pokładzie, żebyśmy dzwonili po Hugo, który miał po nas przyjechać, gdy tylko wylądujemy. 

   Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, więc zaczęłam grzebać w plecaku w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego zabijacza czasu. Bingo! Na samym dnie ujrzałam stary notes, który zabrałam z pokoju Richarda P. Turnera. Zesznurowałam usta. Nieładnie jest czytać cudze, prywatne zapiski... ale... skoro Richard P. Turner i tak był już martwy... 

   Otworzyłam zeszyt na pierwszej stronie i znów ze środka prosto na podłogę wypadła mi poskładana kartka. Podniosłam ją po chwili przeciskania ręki między ścianą, a nogami sfrustrowanego moją szperaniną Harleya. Spojrzałam na świstek ze zmarszczonymi brwiami. Skoro cały czas tak mnie atakował, znaczy, że chciał zostać odczytany. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam, kiedy grzebałam w cudzych papierach. Pierwsze słowo na samej górze strony wzbudziło we mnie ogromne zdumienie. 

Testament
Eternal Soul City, 16.06.2016r. 
Ja, Richard P. Turner w wypadku nagłej śmierci, wyznaczam spadkobiercą całego mojego majątku, mojego ukochanego psa, Kapitana...

   Dalej czytałam, co wchodzi w skład majątku, ale mój wewnętrzny szok zatrzymał się na pierwszym zdaniu. Przez jakiś czas wpatrywałam się w kartkę z otwartą buzią, potem przeniosłam wytrzeszczone oczy na Harleya. Ten spojrzał na mnie, jak na wariatkę. 

— Harley, właśnie zostałeś miliarderem. 

— Taa, mój dziadek pewnie nie należał do najbiedniejszych. — chłopak podrapał się po karku, ziewając. Najwyraźniej podczas drogi powrotnej liczył na sen. Ale nic z tego. Teraz, na pewno długo nie będzie mógł zasnąć. 

Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz