✉Rozdział 61 "Jak liść na wietrze"

39 5 0
                                    

Data publikacji: 11.11.2020

— Idź do domu, zdrzemnij się.

— Ty pierwszy.

   Harley i ja nie odpuszczaliśmy. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie z nogami na krzesłach, zajmując w sumie trzy miejsca siedzące. Nasze łydki stykały się ze sobą. Dłonie mieliśmy złączone. Nie dlatego, że chcieliśmy; pomagaliśmy sobie nawzajem nie odlecieć w tył.

   Widziałam zmęczenie na całej jego twarzy, w całym ciele. Sama na pewno nie wyglądałam lepiej, jednak oboje szliśmy w zaparte.

— Dzieciaki, siedzicie tu już półtorej doby. — Leniwie podnieśliśmy oczy na doktora Bartee'ego, który nagle pojawił się przy nas, niczym zjawa. A może cały czas tam stał? — Mam na myśli, tu. — Podkreślił miejsce, w którym się znajdowaliśmy, czyli korytarz przy salach pooperacyjnych.

   Równocześnie wzruszyliśmy ramionami. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku; to to utrzymywało nas przytomnych.

— Dobra. Już. Jazda mi stąd. — Bartee wyciągnął rękę w kierunku wind. Widząc brak reakcji z naszej strony, lekarz westchnął głośno i złożył ręce na biodrach. — Zaczynacie śmierdzieć. Wiecie o tym?

   Skrzywiłam się, ale nie zraziłam. Harley przekręcił głowę na bok, zerkając na coś za mną.

— Za chwilę sobie stąd pójdziemy. — Powiedział do Bartee'ego, który nie sprawiał wrażenia przekonanego.

   Lekarz westchnął, po czym w końcu się oddalił.

— Czyli ty pierwszy. — Uniosłam kącik ust, odprowadzając mężczyznę wzrokiem.

— Nie. 

— Nie wygonisz mnie stąd, jeśli o tym myślisz. 

— Nie zamierzam. — Uśmiechnął się cwaniacko, po czym przekierował spojrzenie na coś, co znajdowało się za mną. 

   Odwróciłam się i ujrzałam dużą kanapę przy niby-bufecie, na końcu korytarza. 

— Czasami naprawdę sprawiasz wrażenie genialnego. 

— Wiem, wiem. 

   Harley podniósł się leniwie z miejsca, pomógł mi wstać, a potem razem powłóczyliśmy się w stronę kanapy, lecz zamiast położyć się na niej, zaczęliśmy ciągnąć ją z powrotem na nasze miejsce - pod salami Hugo i Cassie. 

   Rozłożyłam się na miękkim siedzisku, opierając głowę o najwygodniejszy podłokietnik na świecie. Harley zrobił dokładnie to samo, symetrycznie do mnie. 

   Ze swoich miejsc mieliśmy świetny widok na wszystko, co działo się przy salach. Jakiś czas później, gdy oczy zaczynały mi się już kleić, a ciało układało się do snu, zobaczyłam przez na wpół uchyloną powiekę, pielęgniarkę, wychodzącą spokojnym krokiem od Cassie. Trzymała w rękach jakąś tabliczkę i przyglądała jej się z uśmiechem. To dodało mi otuchy. 

— Wciąż nie mogę uwierzyć, że Cassie już nic nie grozi. — Wyszeptałam ze łzami w oczach. 

— Taa... — Mruknął Harley.

   Spod sennej powłoki, otulającej całe moje ciało i umysł, wyłoniłam się po raz ostatni, aby sprawdzić, czy ojciec napisał, jak się czuje Charlie, jednak zobaczyłam jedynie mrugającą ikonkę wyładowanej baterii.

   Kiedy zasypiałam, nie mogłam wyrzucić z głowy myśli o tym, co zrobię, kiedy obudzi się Hugo.


Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz