✉Rozdział 29 "Twoje zdrowie, Amelio"

62 5 0
                                    

Data publikacji: 23.07.2019

   Wszystkie te lata mojej przyjaźni z Lily nauczyły mnie wielu sztuczek. Jak wkręcać Billy'ego, jak przed nim uciekać i jak z nim walczyć. Teraz nadszedł czas, żeby wykorzystać to doświadczenie w praktyce.

   Poprosiłam Charliego o podsunięcie pod drzwi znalezionego za kanapą kawałka kartonu. Cassie trzymała blisko telefon z włączoną latarką, a ja wyciągnęłam z upięcia jedną wsuwkę i włożyłam ją do zamka. Kilka razy przekręciłam, popchnęłam... i kluczyk ze stłumionym brzdękiem wylądował na skrawku kartonu. Charlie szybko wciągnął go z powrotem do pokoju, a ściany rozbłysnęły wzorem odbitym od gładkiej powierzchni srebrnego klucza.

   Przedostanie się z piętra na parter okazało się wcale nie takie trudne, jak się spodziewałam. Dwóch mężczyzn już dawno tu nie było, kiedy po cichu stawialiśmy kolejne kroki na schodach. Wtopiliśmy się w tłum od razu po przekroczeniu progu salonu, w którym wciąż wszyscy w najlepsze plotkowali, czytali bzdury wypisane na karteczkach przez moją matkę i spijali zimny alkohol z obrzydliwie drogich kieliszków.

   Około dziesiątej w nocy mama dała mi klucz od mieszkania i zamówiła samochód z szoferem, który miał nas zawieść prosto do hotelu. Po powrocie ułożyłam dzieci do spania, a sama przez pół godziny przewracałam się z jednego boku na drugi, aż postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Harleya. Chciałam porozmawiać o jego mamie; podejrzewałam, że to właśnie ona mogła być adresatem listów pisanych przez Austina. Problem w tym, że Harley nie chciał nawet o tym słyszeć, a ja nie naciskałam.

— Naprawdę już... pierwsza? — zapytał, a kąciki jego ust lekko uniosły się na ekranie telefonu.

   Delikatne światło wyświetlacza idealnie podkreślało jego ostre rysy twarzy. Patrząc na niego pod tym kątem, o tej godzinie, nie potrafiłam zmusić się do snu. Odwlekałam tą chwilę w nieskończoność, żeby móc jeszcze choć chwilkę na niego popatrzeć. Wyglądał tak naturalnie, bezbronnie. Leżał w swoim łóżku i rozmawiał ze mną. Przez to czułam, jakby był tuż obok. Gdybym teraz zamknęła oczy, mogłabym poczuć dotyk jego dłoni w swojej, choć dzieliły nas setki kilometrów.

   Ostatnie, co pamiętam, to powolne zapadanie w sen z obliczem na wpół śpiącego Harleya przed zamykającymi się oczami. W ciszy, jaką był mi w stanie zapewnić ten obrzydliwie drogi hotel, rozchodził się cichutki oddech mojego chłopaka, mieszany z moim, który z sekundy na sekundę stawał się coraz płytszy.

   Sen przyszedł nagle, towarzyszył mu cichy szept Harleya. Mówił coś, jednak byłam już za daleko, by go zrozumieć. 

   Następny dzień minął tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w samolocie. Charlie i Cassie postanowili tym razem zająć miejsca obok mamy, a pasażerów było tak mało, że jakimś cudem siedziałam sama.

   Uwielbiałam patrzeć przez okno podczas wznoszenia się ponad chmury. Kiedy świat się oddalał, wszystko robiło się takie małe, a to, co przede mną, zawsze pozostawało niezbadane, nieodgadnione. Kiedykolwiek bym się tam nie znalazła, nigdy nie ujrzałabym dwóch tak samo zabarwionych chmur, nigdy nie spojrzałabym na nie pod tym samym kątem. Było to jedną z tych rzeczy, które po prostu nie mogą się znudzić.

   Granice ESS przekroczyliśmy dopiero pod wieczór, kiedy niebo zaczynało zmieniać barwę, a słońce opadało coraz niżej ponad drzewami.

   Nie zdziwiło mnie, że droga bliźniaków od drzwi, prowadziła prosto do ich pokoju, a tam od razu do łóżek. Całą podróż samochodem wypełniało na zmianę ich ziewanie i przysypianie na pięć minut, a potem budzenie się i znów ziewanie.

Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz