Data publikacji: 26.03.2019
Spacerowaliśmy po Eternal South do późnego południa testując okoliczne kawiarnie i bary. Hugo pokazywał mi kluby, do których "kiedyś pójdziemy" oraz "ciekawe miejsca", w które mnie zabierze. Cały czas jednak przed oczami miałam tajemnicze niebo. Co to jest i kiedy w końcu się tego dowiem?!
— A teraz zwieńczenie naszej wycieczki.
Moje serce nagle zabiło mocniej.
Wyszliśmy za róg sklepu spożywczego i moim oczom ukazał się duży, w większości zastawiony terenówkami i mniejszymi autami parking. W rzędzie przy wejściu stało kilka dużych motorów, a z podjazdu obok nas właśnie wyjeżdżał wielki czerwony kamper.
Za placem stał potężny budynek zbudowany z wielkich bali drewna, o ogromnym skośnym dachu, z którego wychodził szeroki balkon z widokiem na miasto, a gdzieniegdzie na ścianach mieściły się niewielkie, czteroszybowe okna. Wydawało się, że czerwone wrota znajdujące się idealnie pośrodku przedniej ściany były jego sercem, jego sednem, jego esencją i definicją. Jednak nic nie zdefiniuje tego miejsca lepiej, niż wiszący nad nimi szyld w kształcie chmury przebitej strzałą, podpisany "Niebo".
Niebo pośród wszystkich nudnych witryn, sklepów i barów, które mijałam, sprawiało wrażenie króla Eternal Soul City. Korony miasta, jego dumy. Najbardziej respektowanego spośród wszystkich budynków.
— To Niebo. — usłyszałam głos przyjaciela, jednak byłam zbyt zajęta pochłanianiem tej chwili. To naprawdę Niebo. Niebo to budynek. I to jaki budynek!
— Wyglądasz jak dziecko w sklepie z zabawkami. — zaśmiał się Hugo — Pokazuj pierścionek.
Złapał mnie za rękę, jednak ja nie odrywałam wzroku od Nieba. Ogrom informacji uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Nie słuchałam nawet, o czym chłopak mówił.
— Łoo! Różowy jak landryna! Zaraz dostanę cukrzycy! — krzyknął, unosząc mi moją dłoń do twarzy.
W końcu wróciłam ze świata marzeń, ale mój nastrój pozostał równie szampański.
— Co tam jest? Chodźmy zobaczyć! No dalej! — nie przejmowałam się, jak dziecinnie musiałam brzmieć.
— Spokojnie, królewna. Zaraz tam pójdziemy.
Miałam wrażenie, że Hugo specjalnie odwlekał nasze wejście do Nieba. Duży wkład w potwierdzenie moich przeczuć miało to, że przed zrobieniem tego, chłopak koniecznie musiał wstąpić do sklepu wędkarskiego i do kiosku z gazetami i do lumpeksu. Oczywiście, w każdym z tych miejsc był zapewne pierwszy raz w życiu, ale jak to mówią, "kiedyś trzeba było nadrobić zaległości". A czy byłby na to lepszy moment, niż chwila, w której Amelia Joan Stevenson jest o krok od odkrycia sekretu swojego życia?
— Gotowe. — oznajmił Hugo, z przyklejonym do twarzy uśmiechem zadowolenia wychodząc ze stacji benzynowej — Mam już wszystko, możemy iść.
Tym razem, nawet nie weszłam za nim do środka. Stałam na zewnątrz drepcząc w miejscu z niecierpliwości. Kiedy zbliżał się do mnie pokazałam mu swoją złość, w bardzo efektowny sposób szarpiąc swoje włosy. Starałam się wyrzucić z siebie całą złą energię jednym (bardzo dziwnym) odgłosem podobnym do gwizdu lokomotywy.
Tylko czekałam, aż podejdzie bliżej, żeby wystawić mu środkowy palec tuż przed nos.
— Widzisz to?! Widzisz tę krwistą czerwień?! — syczałam w furii, machając palcem z pierścionkiem przy jego twarzy.
— Odkrywam nowe, nieznane oblicza Amelii Stevenson. — powiedział spokojnie, jakby w ogóle do niego nie dotarła moja wściekłość.
Nie byłam tak naprawdę zła; nie mogłabym w obliczu zbliżającej się wizyty w Niebie i tego, że... po prostu na Hugo nie da się gniewać. Po prostu.
CZYTASZ
Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |
Novela JuvenilKSIĄŻKA PRZED KOREKTĄ - Ludzie piszą na tej ścianie godzinę, o której zaczęli tracić nadzieję. Podobno większość osób, które się tu podpisały, wkrótce los wynagradzał. To swego rodzaju amulet szczęścia. Nie musiałam nawet nic mówić; chłopak zauważył...