✉Rozdział 53 "Zagadka, Sherlocku"

55 5 3
                                    

Data publikacji: 11.08.2020

AMY

   Kijek z piekącą się na palenisku kiełbaską obracał się w moich dłoniach w jakiś dziwnie hipnotyzujący sposób. Niemal straciłam poczucie czasu i zupełnie zapomniałam o obecności Harleya i Hugo. Myślami nie mogłam przestać krążyć wokół mojej rodziny oraz tego, jak wiele trudnych do pojęcia spraw wynikło w te wakacje. Czułam koszmarne przemęczenie umysłu i ducha. Potrzebowałam bodźca, rozwiązania choć jednej sprawy, poskładania faktów i zdecydowanie, otrzymałam za dużo, o wiele za dużo informacji. O wszystkim i, tak naprawdę, o niczym. I to wszystko bez chociażby chwili wytchnienia.

   Czy to dziwne, że potrzebuję wakacji od wakacji?

   Oprzytomniałam dopiero, gdy zobaczyłam swoją zniekształconą twarz w odbiciu falującej na bańce tęczy. 

   Uśmiechnęłam się blado, choć chłopcy, swoimi staraniami wywołania u mnie jakichś pozytywnych reakcji, zasługiwali na wiele, wiele więcej. Mimo, że wciąż zatracałam się w bezcelowych rozmyślaniach, kątem oka widziałam wszystkie bańki, jakie nadmuchali i słyszałam te kiepskie żarty, którymi starali się mnie rozbawiać.

   Wzięłam głęboki oddech, po czym wypuściłam powietrze z wydętych polików. Głośno i z towarzyszącym temu dziwnym, pierdliwym dźwiękiem. Uniosłam powieki, prostując się na ławce.

— Ale sztywno. Przepraszam, że wprawiam was w taki ponury nastrój. Są wakacje, a my siedzimy tu jak trzy stare pryki i użalamy się nad sobą.

   Powiedziałam to bez żadnego zająknięcia, bez namysłu. Jakby... nie ważne, że gdzieś w salonie między wymiocinami, a porozwalanym szkłem czwalała się moja śpiąca matka, która kilka godzin temu zaliczyła jedno z gorszych załamań nerwowych w swoim życiu i omal nie wyparła mnie z rodziny za kradzież cudzego życia. Rodzeństwo robiło nie wiadomo, co. Pewnie spali. A ojciec zalewał się łzami albo whisky. Albo jednym i drugim. Albo olał wszystko i postanowił popisać książkę. Mógł też opisywać naszą sytuację, żeby wykorzystać ją do jakichś swoich kolejnych bestsellerowych wypocin. Może czaił się w krzakach tuż za naszymi plecami i podsłuchiwał, o czym mówiliśmy, żeby scena wyszła bardziej naturalnie. Chociaż pewnie już zdążył wychylić o jednego łyka za dużo i przedzierał się właśnie przez kibelkowe atrakcje mamy, żeby dodać tam swoje trzy grosze. 

   Jakie to żałosne. 

   W całej tej sytuacji, najbardziej zastanawiało mnie, kto posprząta łazienkę. Odkąd zostawiłam tam mamę, już nie miał jej kto pomóc trafić do muszli. A sama, niestety, nie podołała. 

— Nie jest tak źle, kruszynko. — Harley, przyglądając się rozżarzonemu palenisku, objął mnie ramieniem i dziwnie się uśmiechnął.

   Zmarszczyłam brwi i też zrobiłam dziwną minę.

   Od kiedy mówimy do siebie słodkimi przezwiskami?

   Nie licząc rzadko, bo rzadko słodkiego "kochanie", to od nigdy. 

   W końcu na mnie spojrzał, lecz po spostrzeżeniu mojego wyrazu twarzy, spiął się i skulił, a na jego policzki wpłynął jaskrawoczerwony rumieniec. Kiedy błądził wzrokiem po ogrodzie, przygryzając wargę, zrozumiałam, że moja reakcja musiała wyglądać okropnie na tle jego dobrych chęci. 

   Moje wargi się rozchyliły, a oczy, nie wiedzieć czemu, zaczęły szukać pomocy u Hugo. Ten zesznurował usta i natychmiast oznajmił:

— Chyba już czas wyskoczyć do toalety. Wiecie, piwko, soczek, ten...

Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz