✉Rozdział 44 "Zaklęte radości"

39 3 0
                                    

Data publikacji: 07.04.2020

— Tego naprawdę się nie spodziewałam. — stwierdziłam, powoli zsuwając flanelową koszulę z umięśnionych ramion Hugo.

— Amy, kochanie... Ja mam tak samo. — dyszał ciężko do mojego ucha, opierając mi brodę na ramieniu.

— Cholera, wszystko jest we krwi. — Harley rzucił zwiniętą koszulę na podłogę — Stary... coś ty zrobił?

   Zanim zaczął mówić, przyłożyłam mały ręcznik do jego przekrzywionego nosa, starając się zatamować krwawienie.

— Trochę posprzeczałem się ze Scotty'm. — jego pokrzepiający uśmiech mnie nie zdobył. Zwłaszcza, że każde jego słowo wypływało wraz z falą odoru alkoholowego. Nawet nie chciałam wiedzieć, ile wypił, skoro nie potrafił utrzymać się w pionie na więcej, niż pół sekundy.

— Chyba z całą jego świtą.

— Kiedyś to była nasza świta. — chłopak przy ostatnim słowie zakrztusił się krwią, której miał pełno w ustach.

— O co poszło? — Harley zmarszczył brwi, a mnie coś podpowiadało, że Hugo się nie przyzna. Miałam rację; pokręcił głową.

   Patrzeliśmy na niego przez chwilę, układając w głowach różne scenariusze tej bijatyki. Po minie Harleya wnioskowałam, że tak naprawdę domyślał się, o co chodzi, ale nie chciał mówić na głos.

   Spróbowałam podnieść ciężkie, niemal bezwładne ciało Hugo, a wtedy wyrwało go ode mnie silne szarpnięcie i ani się obejrzałam, a chłopak leżał na podłodze z głową zawieszoną na desce klozetowej.

— O cholera... Amy, może ja się nim zajmę. To nie jest przyjemny widok. — Harley delikatnie starał się mnie odsunąć od kaszlącego w kiblu Hugo.

— Daj spokój, co może być lepszego od zgonującego w mojej toalecie chłopaka? — zażartowałam, choć nie był to udany żart — A tak na poważnie, serio, nie szkodzi. Trzeba mu pomóc.

   Wtedy chłopak osunął się po muszli i straciwszy równowagę, runął na podłogę. Wtulił twarz w zimne kafelki, a kiedy zorientowałam się, co się dzieje, zdążyłam zareagować w ostatniej chwili, zanim zaczął bawić się szczotką do czyszczenia kibla. Złapałam go za rękę, a jego głowa opadła swobodnie na klatkę piersiową. Wtedy zobaczyłam coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Na jego napiętej szyi malował się wyraźny zarys świeżego tuszu.

— Zrobił sobie tatuaż? Kiedy? — spytałam Harleya, a ten pokręcił głową. Jednym szybkim ruchem natychmiast zdemaskował swoje kłamstwo. Zakrył nadgarstek.

   Złapałam go za rękę a on spróbował ją wyrwać. Wciąż miał przede mną niejedną tajemnicę i tym razem również miałam pozostać w nieświadomości. Ale jaki jest sens w ukrywaniu tatuażu? Prędzej czy później musiałabym go zobaczyć. A jednak z jakiegoś powodu nie chciał, żebym o nim wiedziała.

   Odwróciłam jego nadgarstek, na którym malował się niewielki czarny kontur słońca. Dokładnie ten sam wzór widniał na szyi Hugo.

— To tatuaże przyjaźni? — zmarszczyłam brwi.

— Niee... Ee... To trochę... inna sprawa... — chłopak błądził wzrokiem po podłodze. Sądził, że kiedy zajmie się Hugo, zacznie skupiać się na ratowaniu przyjaciela, ja odpuszczę. Ale nie. To już był koniec. Nie mogłam dłużej patrzeć, jak robią te wszystkie dziwne rzeczy, upijają się do nieprzytomności, płaczą i powoli wpadają w depresję. Musiałam się dowiedzieć. Musiałam poznać choć rąbek tajemnicy.

— Harley, musisz mi powiedzieć. Musisz mi w końcu powiedzieć, co się z wami dzieje. 

   Pokręcił przecząco głową.

— O co chodzi? O kogoś? Ktoś zrobił wam coś złego?

— Amy, nie chcę, żebyśmy znów pokłócili się z tego samego powodu.

— To nie kłóćmy się, po prostu mi powiedz. Hej, to ja, Amy. Twoja dziewczyna. Przecież nie powiem nikomu.

— Najpierw zajmijmy się nim. — wskazał na Hugo.

   Czy to znaczy...

— To znaczy, że mi powiesz?

— Har... Nawet nie... — blondyn podniósł się na chwilę, żeby zaprotestować, ale przerwała mu kolejna fala.

   Mój chłopak spojrzał na mnie błagalnie, jednak nie zamierzałam odpuścić.

— Nie mogę dłużej patrzeć na was i nie wiedzieć, dlaczego robicie z siebie wraki. Ktoś musi się dowiedzieć. Inaczej to was wykończy. A ja wiem, że to poważna sprawa.

— Amy... o... okej... — westchnął, zwieszając ręce — Ale teraz naprawdę mamy lepsze rozrywki, niż wyznawanie sobie mrocznych tajemnic. — wskazał na chłopaka, którego głowa nie wystawała już znad muszli.

— Ale on śmierdzi. — stwierdziłam, po czym oboje zachichotaliśmy.

   Reszta poranka upłynęła nam na czuwaniu na zmianę przy Hugo, przynoszeniu mu ciepłego picia i jedzenia, które od razu zwracał. A kiedy w końcu przestał wymiotować i zaczął w miarę się poruszać, zabraliśmy go do szpitala.

   Jedynym lekarzem, jaki zechciał nas przyjąć, był doktor Bartee - ciemnoskóry postawny facet, niczym Foreman z "Dr House". Stwierdził u Hugo złamany nos i lekkie wstrząśnienie mózgu. Poza tym chłopak miał na ciele mnóstwo siniaków i niegroźnych otarć. 

— Będziesz żył! — klepnął go w ramię na odchodne po skończonym zabiegu, a Hugo jęknął z bólu. Ich rozmowy i zachowanie wskazywały na to, że już dobrze się znali. Miałam nadzieję, że jedynie prywatnie, a nie, jak w tym przypadku, z powodu obrażeń po bijatykach, choć spojrzenie doktora pełne dezaprobaty zdawało się potwierdzać tę drugą opcję.

   Wieczorem tego samego dnia siedzieliśmy na kanapie wpatrując się w telewizor i tym razem już wszyscy byliśmy zupełnie przytomni, choć każde z nas wpatrywało się pustym wzrokiem w inny punkt w przestrzeni i nikt tak naprawdę nie był do końca obecny. Nawet Charlie i Cassie zaniechali rozmów, a jedynie bawili się paluszkami, ściskając się razem w jednym fotelu.

   Minęła chwila, parę słów wyrwanych z kontekstu, parę odchrząknięć i nasze oczy w pewnym momencie skupiły się na grającym cicho Kapitanie Ameryce (na życzenie Charliego). Dzieciaki nie mogły oderwać wzroku od swojej ulubionej sceny, a Hugo zdawał się dostrzegać w niej pewien przebłysk rzeczywistości. Peggy właśnie obiecała lecącemu ku zgubie Steve'owi taniec. W chwili, gdy ich połączenie się urwało, spojrzałam na Harleya. Jego wzrok skierowany był na ekran, jednak myślami wędrował po zupełnie innych miejscach. Lekko zmarszczone brwi, tworzące dwie zmarszczki pomiędzy sobą i zesznurowane usta wprawiały mnie w zakłopotanie; wciąż czułam wobec niego pewną nieśmiałość, pewien rodzaj lęku, który kotłuje się w brzuchu, kiedy zbliża się do nas ta jedna osoba, o której bez przerwy się myśli i potajemnie kocha.

   Jego odległy wzrok wędrował po światach znajdujących się za plecami mojej siostrzyczki. Patrzył na nią wzrokiem tak tajemniczym i nieodgadnionym... Ale ja go rozgryzłam. W jego głowie właśnie kreował się obraz pomysłu, pewnej idei, którą miał niedługo zrealizować. A ja miałam wkrótce przekonać się, do czego zdolny jest człowiek o wielkim sercu, które skradła mała dziewczynka, znikająca powoli w mroku. Zależało mu na niej. I jemu i Hugo. Poznawszy jej historię, zrozumieli, jak ważną sprawą jest podarowanie jej odrobiny szczęścia.

   Myślę, że dzisiejszego ranka oboje z Hugo zrozumieli, jak kruchą i ulotną wartością jest odrobina radości, zaklęta w uśmiechu drugiego człowieka.





Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz