Data publikacji: 24.03.2020
Harley.
Zdawałoby się, że to już koniec. Bo czemu miałby znów zainteresować się uszkodzoną, przegraną Amelią? Może dlatego, że sam też jest uszkodzony i przegrany? A może właśnie dlatego powinien trzymać się od niej z daleka...
Myślałam o nim długo po odejściu Hugo, leżąc w łóżku i starając się jak najdokładniej odwzorować te tajemnicze rysy twarzy na czystej kartce papieru. Mój szkic był prawie gotowy, właściwie, nic więcej nie mogłam do niego dodać. Rzuciłam go na kupkę podobnych portretów, która nazbierała się przez ostatnie dwie godziny w rogu mojego łóżka. Nienawidziłam ich. Każdy z tych cholernych rysunków miał jeden i ten sam nieszczęsny ubytek. Nawet najbardziej wprawna ręka nie zdołałaby oddać intensywności jego spojrzenia. Obrazy na białych stronach wpatrują się we mnie niczym kamienne posągi, zdolne robić to przez całe swoje papierowe życie, ale choćby ich wzrok chodził za mną całymi latami, te oczy nigdy nie staną się prawdziwe. Nigdy nie przepłynie przez nie choćby skromne uczucie radości. Zawsze będą puste.
Równie dobrze mogłabym zupełnie je usunąć. Nic by się nie zmieniło. Rysunkowy Harley dalej byłby tylko rysunkowym Harleyem bez duszy, głosu i oczu, który mógłby w każdej chwili powiedzieć, że mnie kocha. Ale nie zrobi tego.
Po powrocie do domu ze spaceru, zastałam w kuchni moje rodzeństwo, co oznaczało, że musieli wrócić chwilę przed nami. Minęłam się z Harleyem. W sumie, to dobrze. Bo co miałabym mu powiedzieć? "Cześć, co tam?"
Stwierdziłam, że skoro chłopak tak szybko odstawił dzieciaki do domu, to pewnie musiał dziś pracować w porcie. Wciąż bałam się wychodzić sama z domu, a jednak, ponieważ miałam pewność, że jeśli tylko nie pójdę na plażę, to go nie spotkam, czułam się nieco pewniej. Akurat naszła mnie nagła ochota na odwiedzenie Nieba.
Nie, żeby we wszystkich książkach, jakie czytałam, bohaterki, znajdujące się w dokładnie takiej samej sytuacji, jak ja, idąc do miejsca, w którym miało absolutnie nie być tego, kogo nie chciały spotkać, właśnie dziwnym trafem go spotykały.
Droga minęła mi szybko i niedługo po podjęciu tej niesamowicie spontanicznej i kretyńskiej decyzji, stałam już pod drzwiami restauracji.
Harleya tu nie ma.
Jest w porcie.
To jego dzień pracy.
Nie ma go w Niebie.
...
Racja?
Cholera, wchodzę!
I słyszę jego głos rozbrzmiewający w "Knocking on Heavens Door". Tak, pamiętam tę piosenkę po tym, jak rozpływałam się, słuchając, z jakim zapałem Harley mówił o jednym ze swoich ulubionych zespołów. Tym, który jest jej autorem.
Tęsknię za nim, Boże...
Przemknęłam przez restaurację niczym cień, starając się pozostać niezauważoną. Oczywiście, zignorowali mnie wszyscy oprócz niego.
Usiadłam przy jednym ze stolików, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Słuchanie jego głosu ze świadomością, że oddaje go wszystkim, z wyjątkiem mnie, było niewyobrażalnym cierpieniem. Zastanawiałam się, czy ci wszyscy ludzie wiedzą, że w moim sercu właśnie wybuchł kolejny pożar, który znów obróci wszystkie moje emocje w zgliszcza.
Miałam ochotę wszystko tu zniszczyć. Chciałam, by świat na zewnątrz wyglądał tak, jak świat wewnątrz mnie. Może wtedy zaznałabym spokoju? Może gdy potworny ogień strawi wszystko wokół, zabraknie go do niszczenia mnie?
CZYTASZ
Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |
Fiksi RemajaKSIĄŻKA PRZED KOREKTĄ - Ludzie piszą na tej ścianie godzinę, o której zaczęli tracić nadzieję. Podobno większość osób, które się tu podpisały, wkrótce los wynagradzał. To swego rodzaju amulet szczęścia. Nie musiałam nawet nic mówić; chłopak zauważył...