✉Rozdział 51 "Nie nazywaj mnie kochanie"

70 4 1
                                    

Data publikacji: 26.05.2020

— Harley? Hugo? Co jest grane? — spytałam dziwnym, nie swoim głosem. Drapanie w gardle uświadomiło mi, jak bardzo chciało mi się pić.

   Zobaczyłam mojego chłopaka siedzącego na jakimś stołku przy łóżku szpitalnym, na którym leżałam i Hugo stojącego ze skrzyżowanymi rękami po drugiej stronie. 

   Szpital? Po co szpital? To pewnie znowu tylko chwilowe mroczki przed oczami.

— Nie chcę nic mówić, Amelio, ale jak tak dalej pójdzie, będziesz się bić częściej, niż zawodowy bokser.

— Znów to zrobiłam? 

— Tym razem tylko oblałaś ją szejkiem.

— A nie zostało jeszcze trochę tego szejka? — zaczęłam ruszać językiem w ustach, żeby zacząć produkować więcej śliny, bo naprawdę umierałam z pragnienia. I wtedy zaczęłam też kręcić nosem. — Ach! — krzyknęłam w reakcji na niespodziewany ucisk bólu i złapałam się za nos.

— Taa... Riley za to skasowała ci nos.

— Jest złamany?! — przeraziłam się. 

   Jeszcze nigdy nie złamałam żadnej części ciała!

— Na szczęście tylko trochę poturbowany. — do małego pokoiku, w którym się znajdowaliśmy wszedł nasz znajomy lekarz.

— Dzień dobry, Doktorze Bartee. To pewnie tylko małe omdlenie, czasem tak mam. Czy mogę już wyjść? 

— Nie mów hop. Najpierw muszę się spytać... chociaż, właściwie tylko potwierdzić. Miałaś przeprowadzaną jakąś operację na sercu, zgadza się?

   Odpowiedziałam bez chwili zastanowienia:

— Tak, przeszczep. W wieku siedmiu lat.

   Gdy to powiedziałam, Harley zmierzył mnie wzrokiem, w którym nie potrafiłam wyczytać żadnych uczuć. Nie, że nic nie czuł. Po prostu było ich tyle na raz... 

— Że co? — zdziwił się Hugo z wyrazem oburzenia na twarzy. 

   No cóż, taka informacja może zszokować, ale przecież jeszcze nie umieram.

— Dlaczego nic nie powiedziałaś? — Harley złapał mnie za rękę tak mocno, jakby robił to po raz ostatni.

— Nie pytałeś. 

   Postanowiłam lekko wykorzystać sytuację, w której to mnie zależało na jego bezpieczeństwie i odpowiedział mi to samo.

   Szatyn przewrócił oczami, po czym odchylił się na stołku. 

— Spryciula. — bąknął pod nosem, podczas, gdy lekarz znów zaczął coś mówić. Coś zdecydowanie niezwiązanego z moim wyjściem ze szpitala. 

— Przeprowadziliśmy parę rutynowych badań, z których wynika, że ma pani zaburzenia rytmu serca. 

— Chwila. — Hugo przybrał teatralną pozę — Tylko ją osłuchałeś. Skąd nagle wytrzasnąłeś przeszczep serca? 

   Lekarz spojrzał na niego, jak nauczyciel na ucznia liceum, który twierdzi, że 2 plus 2 to 9,75.

— Po wielkiej bliźnie na klatce piersiowej? I chyba nie jesteśmy na ty, chłopaku. Masz szczęście, że widzę cię całego i zdrowego, bo już miałbym ochotę przetrzepać ci skórę. — zagroził mu palcem.

— Masz taką bliznę? — powiedzieli chłopacy, równocześnie niczym Charlie i Cassie.

   Skinęłam głową, a oni zdębieli. 

Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz