Data publikacji: 02.04.2019
Wybiegłam na parking zdyszana jak po długim biegu. Wplotłam palce we włosy, starając się uspokoić nerwy.
Oddychaj spokojnie, Amelio.
— Cholera! — krzyknęłam, tak cicho, by nie było mnie słychać w środku.
Stawiając wielkie, ciężkie kroki, ruszyłam w stronę parku. Gdzieś z tyłu głowy miałam głos mówiący, że Hugo mnie znajdzie, ale zignorowałam go. Zamierzałam ignorować wszystko i wszystkich, dopóki nie spotka mnie wreszcie coś miłego.
Spędziłam na oko pół godziny siedząc pod najniższą magnolią, jaką znalazłam. Obserwowałam, jak mój pierścionek zmienia kolor co trzy minuty przechodząc od czerwonego, przez zielony, po biały. Patrzenie i analizowanie go uspokajało mnie, mimo, że zapomniałam znaczenia prawie wszystkich kolorów. Szczerze... nie wiedziałam, co czuję. Z jednej strony byłam z siebie dumna. W końcu postawiłam się ludziom, którzy stworzyli mój największy koszmar. Tylko, że z drugiej strony, to zwycięstwo wcale nie przyniosło mi radości. Nie radość; jeszcze więcej pytań, jeszcze więcej niewiadomych.
Co ich łączy z Hugo? To przyjacielska relacja, czy wręcz przeciwnie? Co się stało, kiedy piosenka Brada Pitta dobiegła końca? Jak zareagował Hugo, kiedy zorientował się, że mnie nie ma, a są oni? Czemu jeszcze do mnie nie przyszedł?
Mój pierścionek w końcu odzyskał pierwotny kolor. Stał się czarny jak smoła. Czarny jak bezgwiezdne niebo. Bezgwiezdne, znaczy smutne, tak?
— Nie mam depresji! — krzyknęłam, ściągając go z palca i rzucając przed siebie.
Wstałam i ruszyłam w stronę domu. Po tylu wydarzeniach, czułam się, jakbym nie była tam od tygodnia. Poczułam ukłucie tęsknoty za Cassie, za Charliem i za Kapitanem. On przypomniał mi o jeszcze jednej sprawie.
To już dzisiaj.
Jeśli to spotkanie nie przebiegnie w sympatycznej atmosferze, chyba naprawdę wpadnę w depresję.
Kiedy zbliżałam się do sklepu Stana, zadzwonił Hugo. Długo nie odbierałam, ale w końcu doszłam do wniosku, że to całe zamieszanie... że to wcale nie była jego wina.
— Co się stało? Gdzie jesteś? Wszystko dobrze? — dyszał do słuchawki.
— W porządku... Przepraszam, że cię zostawiłam... Naprawdę przepraszam...
— Ale co się stało? Amelia, gdzie jesteś? No gdzie jesteś, powiedz mi!
— Nie przychodź, chcę być sa...
Ale wtedy usłyszałam czyjeś kroki. Wystraszyłam się, bo dookoła było pusto. Kiedy już miałam rzucić się do biegu, z maleńkiej szpary między dwoma budynkami wyskoczył Hugo. Stało się to tuż za moimi plecami. Krzyknęłam, kiedy pojawił się znikąd.
— Boże... — głośno westchnęłam.
Nie wiedziałam, dlaczego do moich oczu napłynęły łzy. Nie chciałam pokazywać chłopakowi mojego smutku. Był zbyt wesoły, żeby dołować go swoimi problemami. Teraz jednak na takiego nie wyglądał. W jego oczach malował się niepokój i coś w rodzaju złości.
To stało się w ułamku sekundy. Jego nagłe pojawienie się, moje łzy i... od razu, nie patrząc na nic, zamknął mnie ciasno w swoich ramionach. Wtuliłam się w jego tors, a słone łzy spłynęły prosto na jego koszulę. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Hugo uspokajał mnie, głaszcząc moje włosy, a ja starałam się wyrównać oddech.
CZYTASZ
Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |
Novela JuvenilKSIĄŻKA PRZED KOREKTĄ - Ludzie piszą na tej ścianie godzinę, o której zaczęli tracić nadzieję. Podobno większość osób, które się tu podpisały, wkrótce los wynagradzał. To swego rodzaju amulet szczęścia. Nie musiałam nawet nic mówić; chłopak zauważył...