✉Rozdział 5 "Stoików już nie ma"

195 15 0
                                    

Data publikacji: 30.09.2018

   Myśląc o liście do nieznajomego, przez całą noc nie zmrużyłam oka. W pewnym sensie, to dobrze; przynajmniej raz mogłam przyjść na pomost o czasie.

   Od godziny czwartej trzydzieści, w pełni gotowa do wyjścia, obserwowałam, jak z jaśniejącego nieba znikają ostatnie gwiazdy. To był ten czas, kiedy powinnam ruszać.

   Dotychczas śpiący na dywanie Kapitan, szybko podniósł się i wybiegł za mną na balkon. Położył się na swoim dawnym miejscu, nie sprawiając wrażenia chętnego do jakiekolwiek wycieczki.

   Z zeszytem w jednej ręce i rewelacyjnym samopoczuciem w garści, dumnie zbliżałam się do alei. Tuż po przekroczeniu wąskiej dróżki, znalazłam się na drodze obsadzonej dookoła wspaniałymi wierzbami. Coś ciemnego nagle mignęło mi w oddali. Nie miałam żadnych wątpliwości, co widziałam, a raczej kogo. Mój uśmiech robił się coraz szerszy, kiedy bez najmniejszych oznak zmęczenia, zatuszowanego ekscytacją, biegłam w jego stronę. Już po chwili stało przede mną otworem przejście na plażę i wtedy zobaczyłam, że mój Brad Pitt jeszcze nawet nie zdążył postawić stopy na pomoście. Najciszej, jak umiałam, zakradłam się do niego i zasłoniłam mu oczy.

— Zgadnij, kto to! — zaśpiewałam dumna z siebie, jak nigdy dotąd.

— Nie spóźniłaś się! — pisnął z taką samą radością co ja, choć nie byłam pewna, czy nie wyczułam w tym nutki ironii.

   Byłam tak strasznie podekscytowana faktem, iż w końcu zobaczę wschód słońca nad jeziorem, że nie przejmowałam się niczym innym; negatywnych emocji po prostu nie dopuszczałam do swojej głowy. Wszystko musiało być idealne!

   W obawie, że mogłabym przegapić sam początek, od razu pobiegłam na sam koniec pomostu i usiadłam zwieszając swobodnie nogi, a buty odłożyłam na bok. Wtedy dopiero poczułam, jak moje stopy otula przyjemny chłód wody. Zdziwiłam się, że Brad Pitt od razu, bez wahania do mnie dołączył. Popatrzyłam na niego, a moje oczy wyrażały coś w rodzaju wdzięczności. Tak, byłam wdzięczna za to, że nie odtrącał mnie i tolerował moją obecność w swoim "spokojnym miejscu".

   Ta myśl wywołała na mojej twarzy delikatny uśmiech, który od razu zakryłam, odwracając głowę w drugą stronę. Idealnym potwierdzeniem mojej obawy, że może to widział, było jego ciche prychnięcie. Tak, widział.

   Skupiłam wzrok na linii lądu po drugiej stronie jeziora. Wypatrywałam oślepiającego światła, wielkiej żarówki wglądającej nieśmiało spod lądu, ale widziałam jedynie, jak niebo robi się coraz jaśniejsze. 

   Może jednak to nie będzie tak piękne, jak się spodziewałam?

   Starałam się skoncentrować na jednym punkcie, choć właściwie, nie miałam nawet pojęcia, którym. Wzrok chłopaka, badający moje postępy, zdecydowanie nie pomagał. Byłam tylko ciekawa, czy on wiedział, że ja wiem.

— Zobacz — jedną rękę położył mi na ramieniu i zbliżył się patrząc gdzieś w dal, a drugą wskazał... — To miejsce, gdzie widać horyzont. Spójrz na nie. To, między dwiema częściami lądu. Widzisz? — spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową na potwierdzenie.

   Na chwilę się odwrócił, żeby spojrzeć na zegarek na swoim nadgarstku. Odczekał moment i znów wskazał to samo miejsce.

— Popatrz teraz.

   Zza horyzontu nagle wyjrzała cieniutka linia słonecznego blasku. Z sekundy na sekundę, powiększała się i przeobrażała w półkole, a działo się to tak szybko, że ani się obejrzałam, a wielka ognista kula w prawie całej okazałości, sunęła po mętnym, jasno granatowym niebie. Nie raziła mnie tak, jak w południe, choć powinna. Widać, mój zapał wygrał ze złośliwością losu. Spłynęło na mnie naprawdę wspaniałe uczucie spokoju, które czuje się zawsze, widząc coś tak oszałamiającego, że nie da się myśleć o niczym innym. Chmury pnące się wysoko ponad krzyżującymi się smugami dymu samolotowego, przestrzeliwane były przez zwoje pomarańczowych promieni, prostych i potężnych, niczym ostrza. Różowo pomarańczowa poświata spoczywała, przyklejona do sklepienia chmur, pnąc się wyżej, aby osiąść na ich wierzchu. Poczułam, że mogłabym przyjść tu jutro i pojutrze. Przychodzić tu już każdego ranka do końca życia i dam głowę, że nie znudziłoby mi się to nigdy.

Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz