✉Rozdział 21 "Znamy cię lepiej, niż myślisz"

77 9 0
                                    

Data publikacji: 28.05.2019

   Dzwonek do drzwi rozbrzmiał kilka minut później. Biegnąc do otwarcia ich, zahaczyłam o lustro w pokoju; musiałam mieć pewność, że wyglądałam dobrze. W gonitwie myśli jednak nie przyszło mi do głowy, że rodzice mogli wciąż być w kuchni. Nim zdążyłam się zorientować, mama już osłupiała stała w progu, wpatrując się tępym wzrokiem w nie do końca pewnego siebie chłopaka. Po swoim porannym maratonie "moja praca stoi w miejscu", pewnie wciąż nie kojarzyła, co się dookoła działo. Gdy się odwróciła, zobaczyłam, że jej pofalowane włosy sterczały pod dyktando jej palców wcześniej tkwiących w nich przez minimum godzinę. Miała opuchnięte oczy, a ich kąciki plamił rozmazany tusz do rzęs.

   Jeszcze nigdy, przenigdy, w całym swoim życiu nie widziałam jej tak... codziennej. Zawsze miała idealnie wyprostowane włosy, robiła, co mogła, żeby jej cera była zdrowa i wyglądała młodo, a przy tym makijaż poprawiała co pięć minut.

   Kiedy tylko Harley uwolnił się od niejednoznacznego spojrzenia mamy, odnalazł mnie wzrokiem, wyłaniającą się zza rogu. Teraz oboje czegoś ode mnie oczekiwali, a ja nie wiedziałam, komu zacząć się tłumaczyć najpierw. Dobrze, że chociaż tata, zupełnie nieświadomy sytuacji, wciąż popijał sobie kawkę z słuchawkami na uszach.

— Mamo, to jest Harley. Harley... — zawahałam się, przed nazwaniem go moim chłopakiem, ponieważ wciąż nie określiliśmy jasno swojej relacji. Zamiast tego, po chwili jąkania się, wydukałam: — Benedict.

   Mama przez chwilę stała w przejściu, głęboko się nad czymś zastanawiając. Sprawiała wrażenie zaskoczonej. Jej pierwsza reakcja w zupełności wystarczyła mi, by stwierdzić, że to nazwisko o czymś jej przypomniało. W końcu, drgnęła, gdy już chciałam zaproponować, że razem z Harleyem odejdziemy w swoją stronę. Jak na zawołanie obudziło się w niej matczyne oblicze odpowiedzialne za pouczanie i przestrzeganie przed ludźmi. 

— Ty — wskazała palcem na Harleya, po czym kciukiem na drzwi wyjściowe — out. 

   Przeraziła mnie jej nieuprzejmość. Posłałam Harleyowi przepraszające spojrzenie, a on gestem przekazał mi, że będzie czekał na zewnątrz.

— A ty — tym razem padło na mnie — do kuchni.  

   Chcąc jak najszybciej wyrwać się spod jej sideł, powstrzymałam się od pyskowania i grzecznie wykonałam rozkaz. 

— Od kiedy to zadajesz się z obcymi? — syknęła wrogim tonem, którego nienawidziłam.

   Przewróciłam oczami.

— Od kiedy tu przyjechaliśmy. — posłałam jej sztuczny uśmieszek — No, i od kiedy to jest sposób na poznawanie ludzi. — nie mogłam się powstrzymać.

   Mama głośno nabrała powietrza do płuc, po czym powoli je wypuściła. 

   Świetnie, przeze mnie zaczęła się hiperwentylować.

— To mój znajomy. Co ci do tego? — spytałam, gdy już nie mogłam wytrzymać wrogiego milczenia i tego, że Harley czekał na mnie na zewnątrz, wyproszony z domu przez moją matkę.

— Ile ma lat? — skinęła głową, nie patrząc mi w oczy.

   Coś w jej naturalnej doczepliwości i nienawistnym kłapaniu dziobem było nie tak. Nie złościła się tak, jak zwykle. Zmieszanie? Rozkojarzenie... Coś musiało zadziałać na jej wewnętrzny granat jak miękka pianka symbolizująca spokój. To beznadziejne porównanie, ale dokładnie, dokładnie tak to wyglądało. Jakby miała w środku piankę.

— Osiemnaście. — skłamałam. Tak naprawdę, nie miałam pojęcia i szczerze mówiąc, stało się moim priorytetem, żeby zapytać go o to, gdy tylko wyjdę.

— Gdzie mieszka?

   Teraz to ja zamilkłam. Jak mogła zadać tak niedorzeczne pytanie?

— W mieście?

— Mamy gościa? — tata niespodziewanie wystawił głowę zza gazety w komicznym, przerysowanym geście.

— Nie mamy. — naskoczyłyśmy na niego z mamą w tym samym czasie.

   Tata odłożył gazetę, a kubek postawił w pustym zlewie, po czym przecisnął się między nami i podszedł do drzwi. Zrobiło mi się gorąco na samą myśl o tym, co mógł powiedzieć Harleyowi. 

   Boże, co za wstyd...

— To ten Harley? Harley Benedict? W końcu go poznam. — zamurowało mnie.

   Skąd on wiedział o Harleyu?

— Znacz jego rodziców? — mama postanowiła kontynuować serię pytań, a mnie już to zaczęło denerwować.

— Nie. — znów skłamałam — O co ci chodzi, co? W Nowym Jorku też umawiałam się z chłopakami i wtedy jakoś nic do nich nie miałaś! — momentalnie zmalałam, gdy zorientowałam się, że w chwili, gdy to mówiłam, tata otworzył drzwi na zewnątrz i Harley usłyszał każde moje słowo. Cholera!

— W Nowym Jorku wszystkich znałam. — powiedziała, jakby to było oczywiste. 

— Jak to znałaś? Przecież połowy z nich nawet ci nie przedstawiłam. — rany, to zabrzmiało, jakby tych chłopaków nie było kilku, a znacznie, znacznie więcej. 

— Właściwie, to tata ich znał. 

— Co? 

   Co się tu odpieprza?

— Och, daj spokój, bo naprawdę zaczynasz brzmieć żałośnie. 

   Że co proszę?

   Przewróciła oczami w geście irytacji, a ja miałam ochotę potrząsnąć nią i zmusić, żeby w końcu zaczęła mówić do rzeczy. Te dziwne podchody mnie dobijały. Ale ona tylko machnęła ręką, zesznurowała usta i wycofała się wgłąb kuchni, żeby sięgnąć jabłko z koszyka na owoce. 

— Idź już z tym swoim Horacym do miasta, czy gdzie tam sobie chcecie. Mam to w dupie. 

   Zaczęła mnie ignorować, przez co ręce mi opadły. Tak długo nie rozmawiałyśmy już od dawna, przyznaję, ale nie koniecznie przypadł mi do gustu taki rodzaj pogawędek matki z córką. Właściwie, już mi na tym nawet nie zależało. Chciałam tylko wieść spokojne życie bez śledzących mnie ludzi i kontroli. Bo do braku zainteresowania rodziców już się przyzwyczaiłam. Choć... w pewnym sensie, skoro szpiegowali moich znajomych, to jakieś tam zainteresowanie z ich strony się znalazło. Ale na pewno nie takie, jakiego kiedyś oczekiwałam. 

— Mamo! — uniosłam głos na znak, że ja jeszcze nie skończyłam rozmowy, jednak ona się tym nie przejęła.

— I zabierz z sobą dzieci. — powiedziała, jakby kontynuowała wcześniejszą myśl, choć miałam pewność, że chciała mi tylko dopiec. Potem od razu zniknęła w swoim gabinecie, wykorzystując to, że miałam zakaz wchodzenia do niego.

   Czułam się źle z myślą, że biorąc ze sobą moje ukochane rodzeństwo, zepsuję Harleyowi plany, ale nie było wyboru. 

   Tata zdążył wrócić do środka i jakimś cudem w ciągu tych kilku sekund, kiedy wołałam bliźniaki z ich pokoju, przedostać się do salonu, zgarniając ze sobą paczkę chipsów i colę z kostkami lodu.

   Dzieci były zachwycone myślą o dniu spędzonym z właścicielem Kapitana i (być może) nim samym też. Wątpiłam, żeby Harley chciał wrócić do swojego domu po psa, zwłaszcza, że nie spodziewał się nawet kilku towarzyszy więcej. Bałam się na samą myśl, co powie, gdy zobaczy dzieci.

Malowała krwią i sadzą ✔ | KIEDYŚ ZROBIĘ REMAKE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz