Rozdział 20

81 10 2
                                    

Gdy podeszliśmy do samochodu, Luke i Jim akurat kończyli palić.

— To co, ruszamy? Podaj tylko adres. — powiedział Luke. — Mieszkasz gdzieś w Burbank, tak?

— Uhm... Nie jadę do Burbank.

— Super, pojedźmy gdzieś dalej, najlepiej na jakiś melanż — wypalił ochoczo Jimmy, po czym rzucił peta na beton i teatralnie przygniótł go butem. — Co powiecie na rajd po klubach Hollywood? Wódeczka, laseczki...

— Jeśli zaraz nie zamkniesz mordy, to cię tu zostawię i nigdzie nie pojedziesz — rzucił Luke, a Jim wymamrotał coś pod nosem. — W takim razie, Melisso, podaj adres, pod który mamy cię zawieść. Mnie wszystko jedno. Byle nie Las Vegas, to jednak trochę za daleko — zaśmiał się.

— Róg Roscoe Boulevard i Ventura Street, Panorama City.

— Panorama City? — Ashton spojrzał na mnie mrużąc oczy.

— Mówiłam ci, że miałam dziś jechać do znajomych.

— Ale... wypadek...

— Nic mi nie jest, a ja po prostu muszę tam dzisiaj być.

— Żaden problem, to tylko dwadzieścia minut drogi, a jak dobrze pójdzie to i kwadrans. Wsiadajmy więc.

Po zaproszeniu Luke'a wskoczyliśmy wszyscy do auta. Znowu umiejscowiłam się jak najbliżej okna, ale Ashton absolutnie nie zrozumiał aluzji. Usiadł zaraz obok mnie, tym razem już na szczęście zapinając pasy. Najpierw chciałam puścić wiązankę przekleństw, ale gdy tylko poczułam bliską obecność drugiego człowieka, ogarnął mnie spokój. Chyba potrzebowałam tego w tamtym momencie. Nawet przemknęło mi przez głowę, by się przytulić, by chociaż złapać za rękę, ale... to nie byłoby odpowiednie. Szybko skarciłam się za tę myśl.

Pierwsze minuty podróży przebiegały w spokoju. Z głośników wydobywała się, na szczęście nieogłuszająca, muzyka, Jim i Luke o czymś dyskutowali, a ja gapiłam się przez okno. Wolałabym, by zostało już tak do końca przejażdżki, ale jak mogłam się tak łudzić...

— Jak się czuje ten twój przyjaciel? — zapytał w pewnym momencie Ashton. — Bardzo ucierpiał?

— Jest cały poobijany, ale wyjdzie z tego. Mogło to się skoczyć o wiele gorzej.

— Uderzyli w was od strony kierowcy? — spytał, a ja kiwnęłam głową. — Dlatego ty wyszłaś z tego bez szwanku.

— Tak, obydwoje mieliśmy szczęście...

Znowu odwróciłam głowę w stronę szyby, ale wtedy poczułam, jak Ash delikatnie dotyka mojej dłoni. Zerknęłam na niego.

— Naprawdę się cieszę, że jesteś cała.

— Hej, a ty jechałaś dziś na nasz koncert? — zapytał nagle Jimmy odwracając się.

— Nie, byłam w Glendale tylko przejazdem.

— Musisz kiedyś wpaść i posłuchać jak gramy. Pokażę ci swoją najlepszą solóweczkę — powiedział udając, że gra na niewidzialnej perkusji. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

— Do tego, że pijak, upierdliwy, to jeszcze narcystyczny — rzucił Luke.

— Wcale nie jestem nast... narty... No wiesz, co mam na myśli.

— Boże, jak ja z tobą wytrzymuję...

— A ty na czym grasz? — zapytałam Luke'a, by pociągnąć pogawędkę, która zaskakująco dobrze przebiegała. I przy okazji by odciągnąć swoje myśli od Ashtona, który wciąż trzymał swoją dłoń niebezpiecznie blisko mojej.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz