Rozdział 22

70 9 0
                                    

Minął ponad tydzień od wypadku samochodowego w Glendale. Od tamtej pory rozmawiałam kilka razy z Calumem. Podobno nadal miał siniaki na biodrze i nodze, ale poza tym twierdził, że czuł się dobrze. Mógł normalnie się poruszać, o ile nie robił gwałtownych ruchów. Naprawdę mieliśmy wielkie szczęście, Calum miał. Wystarczyłyby milimetry, trochę większa siła, większa prędkość, a... nawet nie chciałam o tym myśleć.

Cal powiedział mi też, że zabrał ze strzeżonego parkingu swój samochód, a raczej to, co z niego zostało, przeniósł do garażu i teraz codziennie nad nim rozpacza. Kończył też załatwiać wszystkie sprawy związane z ubezpieczalnią i odszkodowaniem, podobno było przy tym sporo papierologii. Ja również odebrałam już swoje auto. Stało na parkingu pod domem, w pełni sprawne, bez ani jednej usterki. Calum trochę mi tego zazdrościł, co jak najbardziej rozumiałam. On nie mógł tak po prostu pójść do mechanika i poprosić o wymianę jednej części.

Ponad tydzień minął również od mojej ostatniej rozmowy twarzą w twarz z Ashtonem. Podjęłam już decyzję dotyczącą naszej dalszej znajomości i cóż, w związku z tym dręczyło mnie wiele sprzecznych myśli. Ale klamka zapadła i już nie mogłam się wycofać. By za bardzo nie zadręczać się wątpliwością swoich wyborów, starałam się zająć swój umysł innymi rzeczami. Przede wszystkim wpadłam w wir pracy. Całe dnie spędzałam nad korektą i przyjęłam zamówienie na kolejne dwie, by mieć świadomość, że zawsze mam się czym zająć oraz wymówkę na niewychodzenie z domu. Jedyną osobą, którą widywałam, była Amanda. Jednak od czasu, gdy opowiedziałam jej o wypadku, nie miałyśmy okazji szczerze porozmawiać. Ja wykręcałam się pracą, a ona i tak większość wieczorów spędzała z Frankiem, którego nadal nie miałam okazji poznać. Coś ta nasza kolacyjka nie mogła dojść do skutku.

Do tego wszystkiego w końcu dostałam od Paula szczegóły nowego zlecenia. Figurantem był niejaki Gareth Sanderson, szef dużej firmy zajmującej się spedycją i logistyką. Oczekiwanie na możliwość rozpoczęcia obserwacji tak się przeciągała z kilku powodów: najpierw figurant podobno się rozchorował, a potem wyjechał w nieoczekiwaną krótką podróż służbową. Teraz pan Sanderson znajdował się już w mieście, w pełni zdrów, więc mogłam zacząć obmyślać plan działania.

Przejrzałam listę miejsc, które regularnie odwiedzał figurant. Znajdowały się tam między innymi pole golfowe w Bel Air, klub Soho House w Hollywood czy stadnina koni w okolicach San Fernando. Typowe rozrywki bogatego biznesmena, brakowało jeszcze tylko kasyna w Las Vegas i jakiegoś elitarnego klubu tenisowego, wtedy byłby komplet. Od samego patrzenia na tę listę poczułam się biedna. Do większości tych miejsc potrzeba było mieć kartę członkowską, która kosztowała fortunę. Do środka więc wejść nie mogłam, ale zwyczajnie pokręcić się w okolicy już owszem. Musiałam się zastanowić, jak to zorganizować.

We wtorek wczesnym popołudniem udałam się do biura agencji, by spotkać się z Paulem. Chciał ze mną coś załatwić. W końcu ruszyłam się z domu. Przez ostatnie dni jedynie okupywałam kanapę i gapiłam się w monitor. Zdałam sobie sprawę, że trochę brakowało mi ruchu. Niesamowicie cieszyła mnie wizja rozpoczęcia nowego zlecenia i ruszenia w miasto na akcję. Musiałam nieco zmienić otoczenie.

— Jakieś pomysły w sprawie Sandersona? — zapytał Paul.

— Pewnie zwyczajnie pokręcę się trochę pod jego firmą, klubem golfowym albo innym miejscem, które odwiedza. Wymyślę coś. Kiedy mam zacząć?

— Kiedy tylko chcesz, daj mi tylko znać wcześniej.

— Jasne. Coś jeszcze? Chyba nie zadzwoniłeś do mnie tylko po to, by zadać mi jedno pytanie?

— Nie. Mam coś dla ciebie.

Wstał z krzesła, podszedł do szerokiej szafy stojącej pod ścianą i wyjął z niej damską, czarną torebkę. Postawił ją przede mną na biurku.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz