Rozdział 43

61 7 0
                                    

Otworzyłam drzwi i bez żadnego słowa na przywitanie wpuściłam Luke'a do środka. Dopiero w pokoju odezwałam się oferujęc mu coś do picia. Chętnie przyjął szklankę wody i usiadł z nią na kanapie. Ja zajęłam fotel na przeciwko.

— Jak się trzymasz? — spytał.

— A jak myślisz?

— Przepraszam, ale nie wiem, jak zacząć rozmowę.

Trudno zaprzeczyć, że było niezręcznie. Wydawało się, że Luke przyszedł z dobrymi intencjami; wyglądał na spokojnego i może nawet trochę smutnego. Ale pytaniami o moje samopoczucie raczej nie poprawiał mi humoru i nie sprawiał, że czułam się swobodniej.

— I przepraszam też za to, co zrobiłem — dodał po chwili.

— Niby co takiego zrobiłeś?

— Obiecałem, że nie powiem nic Ashtonowi...

— I przecież nie powiedziałeś — przerwałam mu. — Tylko uprzedziłeś, żeby na mnie uważał. I miałeś rację. Nie mam pretensji.

Niezręczna atmosfera urosła. Luke wypił duszkiem prawie całą szklankę wody, a ja udałam się do kuchni i zrobiłam to samo. Po powrocie postanowiłam w końcu zacząć rozmowę w normalny sposób.

— Bardzo jest wściekły? — zapytałam cicho.

— Trochę. A najbardziej to chyba na mnie.

— Na ciebie?

— Kurwa, wiedziałem, że tak będzie — powiedział głośniej, w końcu ukazując jakieś emocje. — Że to mnie się oberwie. Stwierdził, że skoro nie byłem w to bezpośrednio zamieszany, to powinienem być pierwszym, który go oświeci. Że powinienem powiedzieć mu o wszystkim wprost, zamiast owijać w bawełnę.

— Przepraszam cię, czuję się winna. Nie chciałam, by wasza przyjaźń na tym ucierpiała.

— Nie masz za co przepraszać, to już niczego nie zmieni.

— A co z Liz? Sądziłam, że to jej zrobi największą awanturę.

Przez chwilę obserwował mnie wnikliwie, jakby badając grunt.

— Powiedział ci? — zapytał.

— Że Liz spodziewa się dziecka? Owszem.

Aż zrobiło mi się niedobrze, gdy wypowiedziałam to zdanie. Liz spodziewa się dziecka... Dziecka Ashtona. Czy istnieje coś, co bardziej komplikuje życie niż dziecko?

— Ja dowiedziałem się wczoraj wieczorem. Od razu gdy wyszliśmy od ciebie, kazał się zawieść do Liz. Dopiero z ich wymiany zdań wywnioskowałem, co się stało. Tak więc miałem wczoraj ciekawy dzień. Dużo rewelacji. — Zaśmiał się kręcąc głową. — W każdym razie Ash stwierdził, że nie chce się z nią kłócić, kiedy jest... w tym stanie. Zapytał ją tylko, czy wynajęła testerkę, potwierdziła, potem się rozryczała i to by było na tyle.

— Ach, czyli jej się upiekło.

— Głupi ma zawsze szczęście, co? — Znowu się zaśmiał, po czym wziął duży łyk wody i odstawił pustką szklankę.

— A... mówił coś o mnie? — zapytałam ostrożnie.

— Szczerze? Nic a nic.

Nie wiedziałam, czy się z tego powodu cieszyć, czy rozpaczać. Może jednak to pierwsze? Może to lepiej, że powstrzymał się od wyzywania mnie od najgorszych? Zasługiwałam na to, ale... jednocześnie by zabolało.

— Ale to dobry znak.

— Dobry znak? Że zaczął traktować mnie jak powietrze?

— Na mnie się wściekł. Na Liz się wściekł. Potem zwyzywał też Monicę. Ale o tobie nie wspomniał. On po prostu nie potrafi się na ciebie gniewać.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz