Rozdział 4

105 11 1
                                    

Normalnie nie planowałabym ponownej wizyty w „Rain", a na pewno nie tak szybko, bo to mogłoby źle wyglądać. Nigdy nie byłam w tym klubie i nagle po poznaniu miłego barmana miałabym tam znowu wpaść? Ashton pomyślałby, że jestem nim zainteresowana, że mi się spodobał, że chcę go poderwać. A ja nie mogłam się narzucać, to on miał sam mnie zauważyć. No i to zrobił.

Sam zaprosił mnie do klubu. Sam zaoferował, że poczęstuje mnie tym całym whiskey sour. Po naszym pierwszym spotkaniu wydawało mi się, że jest otwartym, towarzyskim człowiekiem lubiącym poznawać nowych ludzi. Ale teraz miałam coraz większe wrażenie, że jednak łaziło mu po głowie coś więcej.

Tym razem ubrałam się całkiem zwyczajnie — w szorty, baleriny i koszulkę na ramiączkach. Nie musiałam już zwracać niczyjej uwagi konkretną fryzurą, stylem ubierania czy nadrukiem z ulubionym zespołem. Ashton już mnie poznał i spodobałam mu się — tego byłam pewna. Zastanawiałam się tylko, kiedy poprosi mnie o numer telefonu. Bo to była tylko kwestia czasu.

Happy hour w klubie miało zacząć się o ósmej wieczorem, więc i o tej godzinie dotarłam na miejsce. Okazało się, że tanie koktajle przyciągnęły tłum ludzi. Bałam się, że nie uda mi się zamienić z Ashtonem ani słowa. Ale nic straconego. Pomyślałam, że przynajmniej będę mogła go trochę poobserwować.

Stał za barem razem z innym barmanem, a przed ladą ustawiała się kolejka ludzi. Czekałam na swoją kolej i w tym czasie przyglądałam się pracy Ashtona. Polewał drinka za drinkiem, pracował w zawrotnym tempie i nie zwracał swojej uwagi na nic poza butelkami, kieliszkami i szejkerem. Nie przyglądał się kobietom, nie wchodził z nimi w interakcje, poza przyjmowaniem zamówień i zapłaty. Po co więc chciał, bym przyszła? Przecież on kompletnie nie miał czasu na pogaduszki.

Gdy w końcu stanęłam przed ladą, podszedł do mnie drugi barman. Cóż, nie na to liczyłam. Ashton nawet mnie nie zauważył, bo polewał właśnie kamikaze.

— Co podać? — zapytał mnie barman.

— Uhm... whiskey sour poproszę.

Facet wziął się za przygotowanie napoju, a ja próbowałam ściągnąć Ashtona wzrokiem. Wbijałam w niego spojrzenie, chciałam, by to poczuł. I chyba w końcu tak się stało, bo podniósł głowę i zobaczył mnie. Podał klientom kieliszki i podszedł do mnie uśmiechając się.

— No cześć, fajnie, że jednak wpadłaś. Podać coś? Whiskey sour?

— Twój kolega już mi robi.

— Hmm, szkoda, że cię wcześniej nie zauważyłem. Ale spoko, Calvin na pewno przygotuje ci coś smacznego.

Znowu się uśmiechnął, a potem poszedł obsłużyć kolejną osobę.

Przy barze nie było ani jednego wolnego stołka, więc nie zostało mi nic innego, jak znalezienie miejsca gdzieś na sali. Zajęłam kanapę, z której mogłam obserwować Ashtona, jednak szybko okazało się, że już ktoś tam siedział.

— Och, przepraszam cię, ale ta kanapa jest już zajęta — powiedziała jakaś dziewczyna podchodząc do mnie i pokazując leżącą obok torbę, której wcześniej nie zauważyłam. — Odeszłam tylko na moment.

— A mogę sobie tu posiedzieć, chociaż przez chwilę? Jestem sama, nie zajmuję dużo miejsca.

— No dobra. W sumie to nie jest nas wiele, zmieścimy się jakoś. Chyba, że szukasz towarzystwa i chcesz się dołączyć? Świętujemy urodziny koleżanki.

— Nie, nie, nie będę wam przeszkadzać — odpowiedziałam, ale szybko stwierdziłam, że może to jednak dobry pomysł? Nie chciałam, by Ashton zauważył, że po raz kolejny przyszłam do klubu sama. — Albo w zasadzie, to... miałabym małą prośbę.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz