Rozdział 33

56 6 0
                                    

Otworzyłam oczy. W pokoju było jasno dzięki promieniom słońca zaglądającym przez okno, a w całym mieszkaniu cicho, co zwiastowało, że Amanda już wyszła. Wzięłam do ręki leżący na stoliku nocnym telefon i sprawdziłam godzinę — prawie w pół do dziewiątej. Powinnam wstać, by nie marnować dnia, korekty same się nie zrobią. Ale najpierw czekało mnie porządne śniadanie. Poprzedniego wieczora nawet nie zjadłam konkretnej kolacji, więc czułam, że mogłabym wchłonąć zawartość całej lodówki.

Wstałam i przeciągnęłam się by rozprostować kości. Wskoczyłam w luźny dres, wsunęłam kapcie i udałam się do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku, włączyłam toster, po czym usiadłam przy stole. Wtedy dotarły do mnie wspomnienia sprzed kilku, a właściwie już kilkunastu godzin. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Nic nie mogłam na to poradzić, ale tak moje ciało reagowało na myśl o miękkich wargach i ciepłych dłoniach Ashtona, które mnie dotykały.

Trudno było nam się rozstać. Na wzgórzach siedzieliśmy aż zaszło słońce, a nawet i chwilę dłużej, potem pojechaliśmy na stację benzynową i kupiliśmy lody, które zjedliśmy siedząc na masce samochodu. Czułam się, jakbym znowu miała siedemnaście lat i poszła na randkę ze swoją szkolną sympatią. Zapomniałam na ten krótki moment o wszystkich rzeczach, które powinnam zrobić, a nie zrobiłam.

Fala świadomości dotarła do mnie dopiero, gdy Ashton mnie odwiózł. W jego mniemaniu pod „moje mieszkanie". Nie mogłam go nawet zaprosić do środka. Wprawdzie nawet tego nie zasugerował, ale przemknęło mi to przez myśl. I gdybym tylko miała klucze, a Waylona by nie było, pewnie sprawy inaczej by się potoczyły. W tym wypadku musiałam udawać, że wchodzę do środka, poczekać, aż Ash odjedzie, a potem wsiąść w auto i wrócić do prawdziwego domu.

Tak wyglądała nasza relacja, od kiedy zlecenie z agencji oficjalnie się zakończyło. Chciałam uciec, ale on mnie do siebie przyciągał. Brnęłam więc w to posiłkując się kłamaniem. W końcu zmęczona kłamaniem chciałam powiedzieć mu prawdę, ale stwierdzałam, że to zły moment. Żyłam więc tym momentem, chłonęłam wszystkie przyjemne bodźce, by za chwilę oprzytomnieć i zdać sobie sprawę, że to bez sensu. I tak w kółko. Ile jeszcze mogłam tak wytrzymać?

Naprawdę zaczynałam rozumieć Ashtona, który nie mógł rozstać się z Liz, by jej nie zranić. Ja też nie umiałam się przed nim otworzyć z tego samego powodu. On jednak wziął w końcu sprawy w swoje ręce. Czy ja dam radę to zrobić? Po tym wszystkim co się stało ubiegłego wieczoru?

„Dziękuję ci za dziś". Tylko tyle mi napisał na dobranoc. Długo wierciłam się z boku na bok i walczyłam z chęcią wyskoczenia przez okno, by zagłuszyć wrzeszczące w mojej głowie wyrzuty sumienia, ale w końcu jakoś dałam radę usnąć. Usypiałam z twarzą Ashtona przed oczyma wyobraźni, a potem ta twarz towarzyszyła mi przez całą noc. Przynajmniej tak podejrzewałam, bo pamiętałam tylko, że śniło mi się coś bardzo przyjemnego.

Oprzytomniałam, gdy poczułam swąd spalonego chleba. No tak, włączyłam toster a potem jak gdyby nigdy nic zaczęłam myśleć o niebieskich migdałach... Zrobiłam więc drugą porcję oraz zaparzyłam kawę. Gdy już napełniłam żołądek, stwierdziłam, że muszę zrobić coś konstruktywnego. Na dysku czekało nam mnie kilka korekt do zrobienia. Chyba w moim szale pracoholika przyjęłam ich zbyt wiele... Otworzyłam więc laptopa i, choć z niebyt wielkim entuzjazmem, wzięłam się za pracę.

* * *

Minęła trzecia. Niedługo do domu powinna wrócić Mandy, chyba, że po pracy wyskoczy gdzieś z Frankiem. Powoli szykowałam się na poważną rozmowę. Obiecałam, że powiem jej, z kim się spotkałam, jednak gdy wróciłam do domu, nie miałam do tego głowy. Co powinnam jej powiedzieć? Prawdę? Że całowałam się z ex-figurantem, który jest przekonany, że mam na imię Melissa, bo stchórzyłam i nie przyznałam się do kłamstwa?

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz