Rozdział 8

86 11 1
                                    

W sobotnie popołudnie zaczęłyśmy szykować się z Amandą na urodziny Caitlyn. Zapowiadało się naprawdę grubo. Najpierw impreza na plaży w Santa Monica, a potem podobno dziewczyny wynajęły apartament w hotelu Marriott. Z rozmachem, jak to siostry Sherburn. Dla mnie impreza mogłaby się odbyć nawet w schowku na miotły. Wystarczyło mi, że spotkam się ze starymi znajomymi; niektórych nie widziałam kupę czasu.

Przed samym wyjściem z mieszkania weszłam do kuchni i zabrałam „prezent urodzinowy" dla Cat. Prawie bym o nim zapomniała, ale jak miałam pamiętać, skoro okoliczności zakupu tego alkoholu były całkowicie inne? Ta whiskey spadła mi z nieba, nie musiałam dzięki temu łazić już po sklepach. Chyba dlatego nie wyjawiłam Amandzie prawdy. Byłoby mi trochę głupio. A ja naprawdę chciałam się pozbyć tej flaszki.

Odkąd wróciłam do domu, whiskey stała na blacie. Oglądałam ją co dzień rano, w południe, wieczorem, gdy tylko robiłam sobie śniadanie czy obiad. Patrzenie na nią przypominało mi Ashtona, a to doprowadzało mnie do szału. Musiałam zapomnieć i pójść dalej.

Wsiadłyśmy do mojego auta. Włożyłam kluczyk do stacyjki, przekręciłam, usłyszałam warkot silnika, a potem... nic. Samochód zgasł.

— Cholera, znowu? — rzuciłam zirytowana.

— Jak to znowu?

— Mam ostatnio ten problem, chyba muszę w końcu udać się do mechanika.

— To może pojedziemy moim? Wiem, że twój jest wygodniejszy, ale...

— Chyba nie będzie trzeba.

Po czwartej próbie silnik w końcu odpalił. Wiedziałam, że już pójdzie z górki. Gdy już ruszał, to normalnie jechał. I rzeczywiście, w trasie nie miałyśmy już żadnych problemów. Po czterdziestominutowej podróży przez zatłoczone miasto znalazłyśmy się na parkingu pod hotelem, gdzie zaparkowałyśmy. Potem ruszyłyśmy do baru znajdującego się na plaży, trzy przecznice od Marriotta. Już z daleka dostrzegłam mieniącą się w barowych światłach cekinową sukienkę Caitlyn. Na nasz widok krzyknęła i podbiegła rzucając się na nasze szyje.

— Mandy! Alex! Lata się nie widziałyśmy! — rzuciła ucałowując nasze policzki. Na bank zostawiła na nich ślady swojej neonowo-różowej szminki.

— No cześć, Cat. Wszystkiego najlepszego. Zdrowia, pieniędzy, seksu i tak dalej — powiedziała Amanda wręczając Caitlyn kopertę z kartą upominkową do perfumerii.

— Oj tak, zwłaszcza seks mi się przyda, dzięki — zaśmiała się przyjmując prezent.

— To ja ci życzę tego samego. A to małe co nieco ode mnie, mam nadzieję, że ci przypasuje.

— Alkohol? — Cat wyjęła butelkę z torebki. — Świetnie. Ty to wiesz, co lubię. Dziękuję.

To Ashtonowi powinna podziękować, a nie mnie... Pewnie byłoby mu przykro, gdyby się dowiedział, że pozbyłam się tej flaszki. Sporo kosztowała. Ale i tak nigdy miał się nie dowiedzieć, więc wszystko mi jedno. Wcale nie prosiłam, by mi cokolwiek kupował.

W barze siedzieli już Alison z jej chłopakiem Brendonem, do tego Brooke i Maddy. Kiedyś wszyscy byliśmy zgraną paczką, spotykaliśmy się na imprezach. Potem nasze drogi trochę się porozchodziły, ale cieszyłam się, że nadal spotykaliśmy się na takie okazje jak na przykład czyjeś urodziny. Wszyscy plotkowali też, że już może niedługo ponownie spotkamy się na weselu Alison i Brendona.

Caitlyn polała nam drinki, potem wszyscy wznieśliśmy toast za spotkanie, oraz oczywiście za urodziny Cat, i zaczęliśmy gadać. Padały klasyczne pytania w stylu: „Dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie? Co teraz porabiasz, gdzie pracujesz? Nadal mieszkasz tam, gdzie mieszkałaś? Spotykasz się z kimś?". Po jakimś czasie do baru dotarły dwie ostatnie osoby: Jake oraz Calum, na którego widok serce dziwnie podskoczyło mi w piersi. Trochę bałam się tego spotkania i chyba inni obecni w barze również, bo wstrzymali oddechy, gdy Calum podszedł do mnie. Chwilę patrzyliśmy się na siebie bez słowa, a potem postanowiłam zaryzykować i przytulić się. Uświadomiłam sobie, że tęskniłam za nim.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz