Rozdział 31

58 7 2
                                    

W sobotę przy śniadaniu Amanda wyglądała, jakby zapomniała już o naszej głupiej sprzeczce, co bardzo mnie cieszyło. Wolałam udawać, że nic się nie stało, zamiast znowu wracać do tej bezsensownej wymiany zdań. W głębi ducha wiedziałam, że Mandy nie chciała powiedzieć mi nic złego, ona po prostu znalazła sobie kolejny pretekst, by ponownie wylać swoją niechęć dotyczącą mojej pracy jako testerka. Już dawno zrozumiałam, że ona nigdy w pełni tego nie zaakceptuje, ale czasami mogłaby przestać winić agencję za każde moje zachowanie i każdą życiową decyzję. Miałam też własny rozum i własne uczucia, na co najlepszym dowodem była moja relacja z Ashtonem. Może to, co wyprawiałam, mało miało wspólnego z rozumem, ale z prawdziwymi uczuciami już jak najbardziej.

Przed południem zajmowałam się głównie korektą. Szło mi całkiem sprawnie i już niemalże zbliżałam się do ostatnich stron. W międzyczasie zrobiłam sobie małą przerwę, zerknęłam do skrzynki mailowej i przyjęłam kolejne zlecenie. W porze lunchu przyjechał do nas dostawca z żarciem na wynos, więc odłożyłam laptopa i razem z Mandy usiadłyśmy do stołu.

Amanda przypomniała sobie o naszej sąsiadce Edith i spytała, czy naprawdę chcę śledzić jej męża.

— Oczywiście, że tak. Jesteśmy umówione na dzisiaj, opowie mi o szczegółach.

— Serio sądzisz, że to dobry pomysł? Jeśli on się zorientuje, że za nim łazisz...

— Nie robię tego od dziś. No dobra, moja praca polega głównie na wchodzeniu w interakcje, ale obserwować kogoś z daleka też potrafię.

— Ale zazwyczaj obserwujesz obcych facetów, a nie sąsiadów, którzy mogą cię rozpoznać. Ja po prostu się martwię — powiedziała łagodniejszym tonem. — To agresywny typ. Przynajmniej tak się domyślam. Łagodni i spokojni ludzie się tak nie wydzierają...

— Naprawdę mi miło, że się o mnie martwisz. Jeśli poczuję niebezpieczeństwo, to od razu do ciebie zadzwonię, okej?

— Nie wiem, czy będę w stanie ci pomóc, ale oczywiście, przykleję sobie telefon do dłoni, by móc od razu odebrać.

* * *

Spotkałam się z Edith w pobliskiej cukierni. Twierdziła, że tam Hank na pewno nie zajrzy, gdyby jednak wyszedł z domu i postanowił zrobić sobie spacer. Cóż, ja normalnie też bym tam nie zajrzała w celach towarzyskich, ale rozmowę z Edith traktowałam trochę jak spotkanie służbowe, więc miejsce nie miało znaczenia.

— Jeżeli Hank już gdzieś ma zaglądać, do tylko do tego fastfoodu na rogu. Mógłby jeść burgery przez cały życie — powiedziała śmiejąc się, ale szybko ten uśmiech wyparował. — No ale nie o tym miałyśmy rozmawiać...

— Nie, wręcz przeciwnie. Muszę wiedzieć, gdzie twój mąż bywa. Ma jakieś ulubione miejscówki? Poza tutejszą knajpą z burgerami.

— Uhm, jest taki pub przy Fulton Avenue. Zwykła speluna, ale wiem, że często chodzi tam z kolegami oglądać mecze.

— Wiem, gdzie to jest — powiedziałam, przypominając sobie mały, nieciekawy lokal, do którego kiedyś zajrzałam, ale wyszłam stamtąd po dosłownie dwóch minutach odurzona smrodem taniego piwa i spoconych ludzi. — Dużo pije?

— Zdarza mu się... Ale nie nazwałabym go alkoholikiem.

— Rozumiem. Kojarzysz jakieś inne miejsca, do których lubi zaglądać?

— Poza tymi... nie mam pojęcia. Przecież go nie śledzę. To znaczy... do tej pory nie zamierzałam...

— I nic się nie zmieni. To ja będę go śledzić, a nie ty. A gdzie Hank pracuje?

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz