Rozdział 3

118 10 0
                                    

Od razu, gdy dotarłam do mieszkania, postanowiłam zadzwonić do Paula, by zdać mu relację z pierwszego dnia akcji.

— Co tak późno? Już sam miałem dzwonić.

— Przepraszam. Teraz dopiero dotarłam do mieszkania po kilku godzinach obserwacji. Od razu mówię, że nic specjalnego się nie wydarzyło, nie musisz się więc kontaktować z klientką. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby ona wydzwaniała do ciebie. Jest cholernie zestresowana.

— Właśnie, to wasze spotkanko przebiegło okej? Nie jesteś zła, że was umówiłem?

— Nie. Ale mam nadzieję, że to był wypadek przy pracy?

— Słuchaj, zrobiłem to dla świętego spokoju. Prawie ryczała mi przez telefon.

— Ta, domyślam się... To było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Wytłumaczyłam jej co i jak, trochę pocieszyłam i mam nadzieję, że to jej wystarczy i nie będzie żadnej draki.

— No dobra, jak coś, to oczywiście biorę to na siebie. Jak długo zostajesz w Burbank? Pójdzie gładko czy nie?

— Nie wiem, chyba będę musiała trochę popracować nad tą sprawą. Oczywiście dam ci znać, gdy będę wracać. Aha, jeszcze jedno. Kto ostatnio zajmował to mieszkanie, w którym teraz jestem?

— Chyba Waylon. A co, zostawił po sobie syf? — zaśmiał się Paul.

— Nawet nic mi nie mów. Ochrzanię go, jak go spotkam.

— Nie fatyguj się, zrobię to pierwszy, bo jutro się z nim widzę.

— To przekaż mu ode mnie kopa w tyłek. A tobie życzę dobrej nocy, oczy same mi się zamykają.

— Jasne. Do usłyszenia.

Przebrana w koszulkę do spania wskoczyłam pod kołdrę. Nie usnęłam jednak od razu. Chcąc czy nie chcąc cały czas myślałam o Ashtonie. Zagadał do mnie po zaledwie paru minutach. Tak jakby zamierzał mnie poderwać, jednak z drugiej strony... wydawało się, że po prostu był otwartym człowiekiem, który lubił rozmawiać z ludźmi. Wkręciłam się. Zastanawiałam się, czy zaczął już poddawać się mojemu urokowi, czy naprawdę nie interesowały go skoki w bok i to po prostu dusza towarzystwa?

Szczerze pragnęłam by okazał się wierny, ze względu na Liz, która bardzo to przeżywała. Jeśli był, to Liz miała naprawdę cholerne szczęście.

* * *

Gdy w sobotni poranek siedziałam w kuchni zajadając tosty, zastanawiałam się, jak podejść Ashtona. Mogłabym znowu przejść się do jego klubu, ale to byłaby jedynie powtórka z rozrywki. Przeanalizowałam wszystkie miejsca, w których bywa i od razu pomyślałam o siłowni. Według Liz, Ashton odwiedzał ją w każde soboty około jedenastej. Mogłam więc od razu przejść do działań.

Szybko zrobiłam rozeznanie na mapie. Siłownia znajdowała się parę przecznic od firmowego mieszkania. W okolicy bank, pizzeria, stacja benzynowa oraz centrum handlowe. Hmm, mały rajd po sklepach? Brzmiało dobrze.

Dojadłam śniadanie, wzięłam prysznic, wykonałam szybki make-up i pojechałam w stronę galerii handlowej z nadzieją, że spotkam tam Ashtona. Jeśli nie, zostawała mi ponowna wizyta w klubie.

Dochodziła dziesiąta trzydzieści. Stałam niedaleko siłowni, w dosyć bezpiecznym miejscu, tak, by Ashton ewentualnie mnie nie zauważył. Wyczekiwałam go już od jakiegoś czasu i zastanawiałam się, czy w ogóle przyjdzie. W końcu dostrzegłam go. Szedł ubrany w krótkie spodenki i t-shirt, przez ramię zawieszoną miał sportową torbę, a obok niego kroczyła zgrabna brunetka. Rozmawiali ze sobą i wymieniali czułymi uśmiechami.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz