Rozdział 42

52 7 0
                                    

Telefon, a właściwie oba telefony, dzwoniły od dłuższego czasu. Może od piętnastu minut, może od pięćdziesięciu, może od trzech godzin. Trudno stwierdzić ile już leżałam nieruchomo na łóżku gapiąc się sztywno w sufit. Wpadłam w katatoniczny stan. Nie chciało mi się wstawać, jeść, otwierać laptopa ani wyciszać komórek. Ich jazgot już nawet przestał mi przeszkadzać; zlał się z otoczeniem.

W końcu jednak musiałam zmusić mięśnie do pracy, gdy poczułam potrzebę pójścia do łazienki. Po powrocie do sypialni sprawdziłam, kto się do mnie dobijał. Cztery nieodebrane połączenia od Amandy, dwa od Paula, jeden od Luke'a, jeden od Edith, dwa maile od wydawcy, trzy esemesy.

Nagle wszyscy naraz zapragnęli się ze mną skontaktować. Czym ja byłam, jakąś centralą telefoniczną? Czy nie mogłam mieć ani chwili spokoju?

Nie miałam zamiaru do nikogo oddzwaniać, ale postanowiłam chociaż przeczytać wiadomości. Na skrzynce pocztowej wisiał e-mail z zapytaniem o nową korektę, oraz drugi z przypomnieniem o nadchodzącym terminie oddania pracy. Oba e-maile zignorowałam.

Natomiast jeżeli chodziło o esemesy, wszystkie trzy zawierały prośbę o oddzwonienie; dwa od Mandy, jeden od Luke'a. Mandy, patrząc na ilość telefonów i esemesów, panikowała najbardziej z powodu mojego milczenia, więc to z nią ostatecznie postanowiłam się skontaktować, by jeszcze bardziej jej nie martwić.

„Przepraszam, spałam. Zadzwonię do ciebie później."

Po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam się też zadzwonić do Paula. W końcu to mój szef, jego akurat nie powinnam olewać.

— No w końcu. Rozumiem, że byłaś zajęta?

— Powiedzmy.

— Chciałbym, żebyś przyjechała dzisiaj do agencji. Pasuje ci piąta?

— Jasne. To coś ważnego?

— Zebranie wszystkich pracowników. Chciałbym z wami porozmawiać. Chodzi o tę sprawę, o której ostatnio ci mówiłem. Włam na serwer.

Och, cudownie, o niczym tak nie marzyłam, jak o rozmowie, która tylko mi przypomni, jakim skończonym kretynem był Michael.

— Oczywiście, będę.

I to by było na tyle w kwestii moich kontaktów międzyludzkich na najbliższe parę godzin. Luke i Edith musieli jeszcze chwilę poczekać na mój odzew. Domyślałam się, o czym każde z ich chciało ze mną gadać i wcale nie spieszyło mi się do tych rozmów.

Po zjedzeniu niewielkiego lunchu zmusiłam się do otworzenia laptopa. Sporo czasu spędziłam na drętwym wpatrywaniu się w ekran, zanim postanowiłam otworzyć tekst i wziąć się do roboty. Czy chciało mi się pracować? Nie. Ale robota zazwyczaj sprawiała, że wyłączałam się i nie myślałam o niczym poza nią. Liczyłam, że i tym razem uda mi się załączyć tryb pracoholika.

I udało się. Spędziłam parę dobrych godzin przed laptopem i mogłabym spędzić jeszcze kilka, dopóki nie spojrzałam na zegarek. Powinnam powoli zbierać się do wyjścia. Wyłączyłam więc komputer, poszłam się ubrać, zrobić szybki make-up i za jakiś czas siedziałam już w aucie mknąc w stronę agencji.

Na miejscu byli prawie wszyscy pracownicy, między innymi Isabell, Waylon, Caroline ze swoją nogą w gipsie i dwie nowe osoby, z którymi nie miałam jeszcze okazji porozmawiać.

— Większość z was już zapewne słyszała — zaczął Paul — że mieliśmy ostatnio atak hakerski w firmie. Do wczoraj jeszcze nie wiedziałem, jakie będą tego skutki, czy w ogóle będą jakiekolwiek, ale niestety już wiem. Isabell, opowiesz nam?

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz