Ważna notka pod rozdziałem.
Razem z Williamem jedziemy już do domu. Odkąd wsiadłam do samochodu nie odezwałam się ani słowem. Moja głowa oparta jest o szybę. William jak zawsze jest skupiony na drodze, ale od czasu do czasu spogląda na mnie. Kładzie dłoń na moim udzie i lekko pociera.
- Hej, skarbie co się dzieje? - pyta troskliwie William. Poprawiam się na fotelu samochodowym.
- Nic - tylko tyle mu odpowiadam. Nie mam ochoty rozmawiać na ten temat w samochodzie - Porozmawiamy w domu.
- Porozmawiamy teraz - mówi twardo.
- William powiedziałam, że porozmawiamy w domu. Jestem zmęczona - nie wiem czy bardziej wykończyły mnie zakupy oraz chodzenie po tej całej galerii i szukanie sukienki, którą w końcu kupiłam i nie tylko, czy rozmowa z Emmą, a tym bardziej, że płakałam. Nie mam siły nawet rozmawiać. Dlatego, jak wrócę do domu to od razu idę spać.
- Nie spławiaj mnie Nina - jego dłoń zaciska się na kierownicy.
- Nie spławiam cię William, po prostu jestem zmęczona zakupami i daj mi spokój. Powiem ci w domu, zresztą ten temat i tak jest nie unikniony.
- Nie możesz mi tego kurwa teraz powiedzieć?! - podnosi głos, ale na mnie to nie robi wrażenia.
- Nie kurwa nie mogę! - jeszcze mam siłę żeby również podnieść głos. William nie mówi nic więcej, tylko jeszcze mocniej zaciska dłoń na kierownicy oraz szczękę i przyśpiesza wyprzedzając otaczające nasz samochody.
****
Wchodzimy już do domu, mam w rękach torby z moimi zakupami. William za wszelką cenę chciał ode mnie je wziąć, ale mu odmówiłam. Jeszcze by zobaczył co dokładnie kupiłam, a tego nie chcę. Zrobię mu niespodziankę. Od razu kieruję się do jednej z sypialni z której nie korzystamy, powiesiłam moją kreację na wieszaku, a buty położyłam na półce. Zamknęłam drzwi na klucz i schowam go do stanika.
Tak, do stanika.
Gdy schodzę, William dopiero wchodzi do domu i zamyka ze sobą drzwi. On też ma torby, które chwilowo odstawia je na stół. Nalewam sobie zimnego soku pomarańczowego, który jest dodatkowo z miąższem.
Zgadza się, pije tylko soki pomarańczowe, żadne inne.
William podpiera swoje ręce na biodrach i mi się przygląda. Dziś ubrał zwykłe jasne dżinsy z przetarciami i do to tego zwykły biały t-shirt, a na nadgarstku ma zegarek na czarnym pasku od Daniela Welingtona .
- Możesz mi w końcu do jasnej cholery powiedzieć co się dzieje? - jest bardzo nie cierpliwy.
Bo się martwi.
- Będę musiała powiedzieć Evie, jak na prawdę się poznaliśmy - wyznaję, a William marszczy brwi i podchodzi bliżej mnie.
- Dlaczego niby?
- Spotkałam Emmę - mruży oczy. - Tą z którą pracowałam w klubie, obsługiwała cię.
- Tak, już teraz sobie przypominam, ale kurwa mów jaśniej .
- Spotkałam ją dzisiaj w galerii, miała do mnie pretensje, że się do niej nie odzywałam, myślała, że mnie źle traktujesz, bijesz gwałcisz, albo co najgorsze zabiłeś - parsknęłam. - W końcu jesteś szefem mafii. - przełknęłam zgromadzoną ślinę - Potem zapytałam ją co ją tu sprowadza, przecież powinna być w Portland, a ona powiedziała mi, że .... jej mama ma raka mózgu i przyjechała do Los Angeles, bo jej mama ma tu chemię - w moich oczach pojawiły się łzy - Emma ma tylko mnie i mamę, jej ojciec jest alkoholikiem i w ogóle się nimi nie przejmuje. A wiesz co jest najgorsze? - moje wargi drżały - Że w takich chwilach nie było mnie przy niej, została kompletnie sama, a ja w tym czasie byłam tutaj i korzystałam z tych luksusów, które mi dałeś, gdzie ona nie wiedziała co robić, zostawiłam ją na pastwę losu, rozumiesz? Ona ma tylko mnie i mamę, która może w każdej chwili umrzeć - rozkleiłam się totalnie. Moje oczy były czerwone, a po policzkach spływały słone łzy. William nic nie mówi tylko patrzy na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. Pochodzi do mnie i obejmuje mnie mocno swoimi męskimi ramionami, po czym głaszcze po włosach, lekko się kołyszemy.
![](https://img.wattpad.com/cover/185943179-288-k6704.jpg)
CZYTASZ
MIŁOŚĆ MAFIOSA
RomanceZakończona Nie pamiętam ile łez wylałam po powrocie z bankietu. Pamiętam tylko ten ból, który rozrywał moją klatkę piersiową na strzępy. Pamiętam również szarpaninę pomiędzy mną, a... Williamem. Pomiędzy czterema ścianami było słychać krzyki, a racz...