Rozdział 6

9.6K 279 54
                                    

POV. NINA

Kładę się z impetem na łózko, nadal dotykając bolącego miejsca dłonią. Łzy lecą mi z oczu jedna za drugą. Zatapiam twarz w poduszce tym samym tłumiąc mój szloch. To, że mnie uderzył nie boli mnie fizycznie tak bardzo, jak psychicznie. Świadomość tego, że mężczyznę, którego obdarowywałaś miłością śmiał podnieść na ciebie rękę jest okropne i nie da się tego opisać.

Nino, co ty pieprzysz! Nadal obdarowujesz Williama miłością, nadal go kochasz, ale nie chcesz  tego przyznać.

Nigdy bym nie przypuszczała, że Will podniesie na mnie rękę, ale teraz widać, jak bardzo się myliłam. Może nie powinnam mu tego mówić? Może w tym jest też trochę mojej winy?

Nie, Nino. Nie możesz zganiać tego na siebie. To on powinien trzymać nerwy na wodzy.

Tak bardzo pragnę wrócić na Florydę żyć swoim życiem i mieć spokój. Oddałabym za to wszystko, ale William nigdy mi nie pozwoli, żebym wróciła na Florydę, będzie trzymał mnie tu siłą. Czy on naprawdę nie może mi dać spokoju? Moje rozżalenia przerwy pukanie do drzwi. Kiedy nic nie odpowiadam po prostu William wchodzi. Nie podnoszę się z łóżka, ani nie wyjmuje twarzy z poduszki. Czuje, że naprzeciwko łóżka stoi Will i bacznie mi się przygląda.

- Nino ? –twardo przywołuje moje imię. Ja jednak nie reaguje. – Nina, nie zamierzam się powtarzać – unosi lekko głos, a ja by uniknąć kolejnego starcia, po prostu podnoszę się z poduszki. Siadam opierając plecy o zagłówek i zginam nogi w kolanach, obejmując je rękoma. Nie patrzę się na niego, po prostu nie chcę, bo wiem, że to wywoła u mnie jeszcze większy ból, mój wzrok jest skierowany na okno. William podchodzi bliżej mnie, a ja lekko zagryzam wnętrze policzków, by się nie rozpłakać. Kątem oka widzę jak wyciąga do mnie dłoń, a w niej trzyma mój telefon. – Poproszę jeszcze raz, ale to już ostatni. Masz zadzwonić do nich i powiedzieć, że wyjechałaś i nie wiesz kiedy wrócisz, pod byle jakim pretekstem, najlepiej takim, który nie rzuci podejrzeń. – Nie reaguje w żaden sposób na jego słowa. Mój oddech jest bardzo spokojny, a policzki i oczy powoli wysychają od łez. Will wzdycha ciężko i klęka przed łóżkiem. Wyciąga swoją dłoń i dotyka mojego czerwonego policzka, przejeżdża po nim kciukiem, na co się wzdrygam i odchylam głowę. – Nie zmuszaj mnie do tego, abym musiał im zrobić krzywdę, a co najgorsza zabić. – w przypływie energii spoglądam na niego i wyrywam mu gwałtownie moją komórkę. W międzyczasie staram się uspokoić, alby nic nie podejrzewali. Na ekranie pojawiają się pięć nieodebranych połączeń od Dana oraz trzy od Lucy. Wybieram pierw numer do Lucy, William każe mi włączyć na głośno mówiący, przewracam oczami na jego żądanie i włączam głośnik. Rozmowa z moją przyjaciółką trwa około pięciu minut, trudno jej to zrozumieć, ale szanuje moją decyzje. Teraz kolej na Dana czego się bardzo obawiam.

Pierwszy sygnał, drugi sygnał.........

- Boże, no nareszcie! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak się martwiłem? Jeszcze wczoraj ten telefon, że odstałaś kwiaty i czekasz przed jakąś restauracja, do której ja Cię niby zaprosiłem, o mało co nie dostałem zwału serca. Gdzie ty do cholery jesteś ?! – wykrzykuje na jednym oddechu Dan. Biorę głęboki oddech i podnoszę wzrok na Williama. Nie trzeba się dobrze przyglądać, by zauważyć mocno zaciśniętą linię szczeki.

- Musiałam wyjechać – mówię prosto z mostu, gdyż chcę mieć to wszystko za sobą.

- Co? Ale tak nagle? Skarbie, czy coś się stało? – muszę jak najszybciej skończyć rozmowę z Danem, zważając na Williama gdzie za chwilę da upust swoim wszystkim emocjom i nawet nie chcę o tym myśleć, jak mogłoby to się skończyć.

- Nie, po prostu... to wszystko poszło zbyt szybko i strasznie mnie to przytłoczyło, potrzebuje świeżego oddechu i czasu, aby to wszystko poukładać sobie w głowie.

- Rozumiem, ale mogłaś powiedzieć wcześniej, że nie jesteś gotowa, na coś poważniejszego, Nino, przecież wiesz, że bym to zrozumiał. –mówi ze spokojem Dan

- Wiem, przepraszam, ale muszę sobie to wszystko poukładać w mojej głowie.

- Skoro, tak będzie dla ciebie lepiej, to dobrze, gdzie teraz jesteś?

- Jestem z dala od Florydy – wiem, że ta informacja, niej jest dla niego satysfakcjonująca.

- Kiedy masz zamiar wrócić? Narobisz sobie dużych zaległości na studiach – pyta spokojnie Dan.

- Wiem, ogarnę to nie martw się, ale naprawę nie wiem kiedy wrócę– spoglądam na Williama który informuje niemym językiem, żebym już kończyła. – Przepraszam, ale muszę już kończyć, zaraz padnie mi komórka – co jest oczywiście nieprawdą.

- Rozumiem dzwoń do mnie dobrze? – pyta mnie, a ja odmrukuje w zgodzie – Do zobaczenia wkrótce Nino, bardzo cię kocham, pa. – odrywam telefon od ucha naciskam czerwoną słuchawkę.

William wyszarpuje mi telefon z ręki i rzuca nim mocno o ścianę. Mój telefon rozlatuje się nie dwie części. Mężczyzna rzuca się nie mnie, tym samym powalając mnie całkowicie na łóżko, leże pod nim, a on przyciska mnie swoim ciałem, moje ręce są nad głową, które są trzymane w żelaznym uścisku. Oboje patrzymy sobie w oczy, ale nie jest to w żadnym wypadku spojrzenie ukazujące coś dobrego. Tu widnieje sama wściekłość, oczywiście w oczach Williama, natomiast w moich? Przerażenie, strach?

- Kochasz go? – warczy William, czuje jego mocny zapach perfum oraz mięty, oraz jego przyrodzenie.

- Puść mnie – mój głos w połowie się łamie. William naciera na mnie bardziej swym przyrodzeniem.

Kurwa!

- Kochasz go?! – pyta ponownie podnosząc głos.

- Puść mnie! – krzyczę na niego, a William jak oparzony odskakuje ode mnie. Wstaje gwałtownie z łóżka i podchodzę do okna gdzie przysiadam nie niewielkim parapecie, patrzę na lasy, które znajdują się parę kilometrów od willi, a w tym samym czasie pocieram moje bolące miejsca na nadgarstkach.

- Pytam po raz ostatni. Kochasz go?

- Nie – odpowiadam w końcu cichym i słabym głosem. W mgnieniu oka Will odwraca mnie przodem do siebie i mocno przyciska swoje usta do moich. Kładę dłonie płasko na jego torsie i próbuje go z całej siły odepchnąć, ale nic z tego. Wale go pięścią w tors i dopiero po dłuższej chwili odrywa się ode mnie na kilka centymetrów, w tej chwili dopycham go od siebie.

- Nigdy więcej mnie nie całuj! Rozumiesz?! – wycieram usta wierzchnią dłoni.

- Nie, nie rozumiem! Bo kurwa jesteś moja i będę cię całował! Będę całował najmniejszy skrawek twojego ciała, a wiesz dlaczego? Bo cię kurewsko kocham i nigdy nie przestanę! – wykrzykuje mi samą prawdę po czym wychodzi mocno trzaskają drzwiami.

A potem zostawia mnie samą. Samą z mętlikiem w głowie, który tak cholernie ciężko mi jest poukładać.

        


Bomba  niedługo wybuchnie......💣🔥🔥
  

MIŁOŚĆ MAFIOSAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz