Czuje ciepłe usta Williama na mojej prawej skroni, składa na niej soczystego buziaka. Jego ciało układa się za mną na łyżeczkę, a ja jeszcze bardziej wtulam się w kołdrę jak i w niego. Dłoń mężczyzny gładzi moje nagie ramie, uśmiecham się pod nosem. Dotyk William jest jedyną rzeczą, którą chce czuć od razu po przebudzeniu. Oplata mnie w talii i jeszcze bardziej dociska do swojego wyrzeźbionego torsu. Leniwie odwracam się twarzą do niego, mam lekko zmrużone oczy, przez co, że jestem jeszcze senna. Jednak kiedy jestem skierowana do niego w końcu zbieram się na ich otwarcie. Światło, które panuje w kabinie nieco mnie razi, przez co przez parę sekund non stop mrużę oczy, czekając, aż się one przystosują.
- Widać, że sen w chmurach ci bardzo sprzyja – stwierdza fakt niskim tonem. Kciukiem zatacza niewielkie kółka na moim ciepłym policzku.
- Tak – odpowiadam cichym głosem - Za ile będziemy na Florydzie ? – mam nadzieję, że nie przespałam całego lotu.
- Za godzinę – patrzy wprost w moje rozespane oczy.
- To więc, dlaczego mnie teraz budzisz? – skoro do lądowania na Florydzie mamy jeszcze godzinę czasu, to dlaczego do jasnej cholery śmie mnie teraz budzić?
- Nie miej mi tego za złe, ale zaraz podadzą nam obiad, kochanie i nie chciałem, żebyś jadła zimne jak się obudzisz. – tłumaczy William podnosząc się.
- Obiad? W tym samolocie masz nawet kuchnię? - pieprzony bogacz.
- Tak, ale taką małą i skromną. Nie lubię gotowych dań, które trzeba tylko odgrzać w mikrofali, dlatego wydzieliłem w samolocie przestrzeń na kuchnię. – Siadam na łóżku i odkrywam się z kołdry, zapominając o tym, że jestem goła. William widząc moje piersi oblizuje apetycznie usta i z niechceniem podaje mi moją bluzkę oraz stanik, jak i mój dół garderoby. – Za piętnaście minut będzie obiad – nachyla się nade mną, całuje mnie leniwie w usta – Ubierz się, a ja idę dokończyć jeszcze przed obiadem kilka formularzy. – na odchodne puszcza mi oczko i wychodzi zamykając rozsuwane drzwi od niewielkiej kabiny, która w samolocie robi za sypialnię. Sięgam po czarne stringi, które znajdują się na skraju łóżka. Zakładam na siebie cały komplet bielizny, spodnie oraz bluzkę. Podchodzę do niewielkiego lustra, gdzie palcami rozczesuje roztrzepane włosy. Moja twarz nadal jest zaspana, William miał racje sen w samolocie pośród chmur naprawdę mi sprzyja, genialnie się tu śpi. Spędzam jeszcze niecałe pięć minut, aby doprowadzić się do ostatecznego porządku. Za pomocą specjalnego przycisku, drzwi od pomieszczenia się rozsuwają. Cichym krokiem idę w kierunku Williama, który jest odwrócony do mnie tyłem i pochłonięty przez zdalną pracę. Gdy już jestem za nim nachylam się i obejmuje go rękoma, dłońmi przejeżdżam od góry w dół i z powrotem po białej nienagannie wyprasowanej koszuli. Czując mój ciepły dotyk, William smyra zarostem moją rękę, po czym składa na niej niedokładne pocałunki. Nachylam się jeszcze bardziej, by móc nawdychać się jego niesamowitego męskiego zapachu oraz drogich perfum. Leniwie odrywam się od niego i siadam na niewielkiej kanapie obok.
- Dobrze, że mnie obudziłeś, bo strasznie zgłodniałam – mówię, po czym zabieram Williamowi z dłoni filiżankę z kawą, gdyż mam zaschnięte gardło, patrzy na mnie z uśmiechem i zamyka laptopa, a na nim kładzie wszystkie papiery. Przystawiam szklankę do ust i upijam łyk, czarnego płynu. Po wzięciu nieco sporego łyka i połknięciu tego, moja twarz formuje się w grymas. – William, cholera jak ty to możesz pić? – pytam nie dowierzając, jak coś takiego można pić. To jest kurewsko mocne.
- Lubię pić mocne kawy, jeszcze bardziej napędzają mnie do działania i motywują, wiedziałem że ci nie zasmakuje, ale wolałem, żebyś sama się przekonała – William kładzie ręce na bokach fotela.
- Jesteś okropny, ale chociaż już masz pewność, że nie będę ci jej podbierała – wycieram wierzchnią dłoni usta, by pozbyć się tego jakże okropnego smaku, który został jeszcze na moich wargach.
CZYTASZ
MIŁOŚĆ MAFIOSA
RomanceZakończona Nie pamiętam ile łez wylałam po powrocie z bankietu. Pamiętam tylko ten ból, który rozrywał moją klatkę piersiową na strzępy. Pamiętam również szarpaninę pomiędzy mną, a... Williamem. Pomiędzy czterema ścianami było słychać krzyki, a racz...