Poranny las, osnuty mgłami milczał, zaś ciszę przerywało tylko powolne skrzypienie śniegu pod kopytami potężnego konia. Siedząca na jego grzbiecie dziewczyna uważnie obserwowała dziedziniec i otaczające go gołe drzewa. Tak cicho w lesie nigdy nie bywało. A już zwłaszcza o tej porze dnia. Lewą ręką ściskała wodze, a prawa, skryta pod połami płaszcza i skór, szykowała się do chwycenia za miecz. A jednak już od kilku dobrych godzin jej samotnej podróży, panował idealny spokój. "Cisza przed burzą", stwierdziła w duchu, wypatrując śladów kopyt i butów w śniegu.
Była druga połowa stycznia i panowały aktualnie najsroższe mrozy. Zwłaszcza tu, na północy rozbitego państwa Piastów, Pomorzu. Dziewczyna zamyśliła się na moment, czując burczenie w brzuchu. Jeszcze chwila i będzie w Szczecinie. Jej ojciec najpewniej wynagrodzi trudy jej podróży wystawnym obiadem i przynajmniej tygodniem wolnego. Uśmiechnęła się na myśl o ojcu. Uwielbiała go.
Las nie przerzedzał się. Dziedziniec przez cały czas świecił pustkami. Pojedyncze płatki śniegu opadały jej na futrzastą, ozdobioną piórami i perłami czapkę. Szare włosy, zamarznięte na końcach, spływały aż do pasa. Dzień zapowiadał się dość pogodny. Słońce zaczynało oświetlać śnieżne zaspy, płatki skrzyły się, a dziewczyna powoli traciła czujność. Jej koń, Barnim, brnął dzielnie przed siebie. Ufała mu, to na nim nauczyła się jeździć konno. Uważała go za swojego najlepszego przyjaciela.
Nagle koń zatrzymał się i zastrzygł uszami. Dziewczyna od razu poderwała wzrok do góry i zaczęła wypatrywać zagrożenia. Rękę zacisnęła mocno na trzonie miecza, oddychając szybko i płytko. Barnim kręcił się przez chwilę w miejscu, rżąc niespokojnie. Dopiero po upływie kilkunastu sekund tuż przed nimi, na dziedziniec wyskoczyło kilku mężczyzn w zbrojach. Od razu zrozumiała z kim ma do czynienia. Na ich tarczach widniał niebieski lew na tle czerwonych serc.
- Czego chcą ode mnie rycerze Henryka Lwa? - Spytała, starając się by jej ton brzmiał pobłażliwie. Mężczyźni wymienili między sobą szybkie spojrzenia.
- Zemsty. - Warknął ten stojący najbliżej niej.
- Nie pomogę wam w tym. Nie znam osobiście cesarza. Powinniście jechać na zachód. - Powiedziała szybko, licząc, że nie dojdzie do konfrontacji. Wiedziała że w zejściu z sześcioma rycerzami jej jedyną szansą była szybka ucieczka. Ucieszyła się, że nie mieli koni.
- Nasz pan został wygnany przez twojego ojca. - Dodał ten sam mężczyzna, chwytając za rękojeść. Dziewczyna zmrużyła oczy. Wiedzieli kim była. Musieli mieć informacje z samej góry, że tego dnia i o tej porze będzie zmierzała do Szczecina.
- Przykro mi, że wielki książę został dyplomatycznie usadzony przez naszą małą wspólnotę, natomiast ja nie miałam z tym nic do czynienia. - Orzekła, uśmiechając się wrednie. Liczyła na to, że mężczyźni ostatecznie uznają jej wyższość i wycofają się. Oczywiście kłamała jak z nut. Od najmłodszych lat walczyła o pozycję w politycznym świecie i doskonale wiedziała, że wpływ jej ojca (oraz w pewnym sensie jej także) doprowadził do skazania na banicję saksońskiego księcia i rozpad jego małej ojczyzny.
Rycerze kalkulowali, jak bardzo opłacać im się będzie pojmanie pomorskiej księżniczki. Dziewczyna westchnęła niecierpliwie. Rycerze byli niezdecydowani i najprawdopodobniej zastraszeni. Na szczęście potrafiła to wykorzystać.
- Wybaczcie panowie, natomiast jako samotna niewiasta w lesie, muszę już umknąć do zamku. Życzę wam powodzenia w zemście za swojego księcia. - Zawołała trochę ochryple i spięła Barnima, zanim mężczyźni cokolwiek postanowili. Galopowała przez zasypany śniegiem dziedziniec, aż las zaczął się przerzedzać i już wkrótce zatrzymała się na gołym wzniesieniu, by dostrzec w oddali drewniane zabudowania swojego grodu. Odwróciła się za siebie. Potężna puszcza zionęła czernią.
- Jacyś dziwni kolesie. - Stwierdziła, a Barnim potrząsnął łbem, jakby się zgadzając.
To nie była pierwsza konfrontacja z nieprzychylnymi jej ludźmi. Jako córka księcia liczyła się z faktem, że nie wszyscy ją uwielbiają. Zwłaszcza teraz, niedługo po skończonej wojnie.
Poczuła się zupełnie bezpiecznie, gdy wjechała za mury obronne grodu i rozpoznała uliczki. Mieszczanie już wystawili kramy, nawoływali ludzi do kupowania produktów, kogoś karano za kradzież, kogoś zakuto w dyby, w kogoś rzucano kaszą. Żyć nie umierać, w takim mieście. Rycerze jej ojca od razu ją rozpoznali, kłaniając za każdym razem, gdy obok nich przejeżdżała. Uśmiechała się ciepło do każdego. Większość z nich znała osobiście. Niektórzy byli jej towarzyszami zabaw z dzieciństwa.
Na wzgórzu zamkowym panował typowy harmider. Służące przekrzykiwały się, rycerze ćwiczyli szermierkę, wszyscy biegali, odśnieżali, śpiewali. Dziewczyna zeskoczyła z konia i pomachała do stajennych. Jeden z nich zerwał się z miejsca i podbiegł do niej, ślizgając się na zamarzniętym bruku.
- Pani, jak podróż? Zdrowa jesteś, nikt cię nie napadł? - Zaczął dopytywać, chwytając Barnima za wodze i oceniając stan jego kopyt. Stajenny miał na imię Przemysław i był młodszy od niej o kilka lat. Dziewczyna uwielbiała go za poczucie humoru i niezdarność.
- Cóż, podróż sama w sobie dość spokojna. Całość zajęła mi tylko trzy dni, także Barnim naprawdę dobrze się sprawdził. Dopiero teraz, dosłownie przed chwilą, w lesie, miałam konfrontację z ludźmi Henryka Lwa. - Opowiedziała mu, odpinając pas z mieczem i poprawiając zsuwające się skóry. Zaczęli iść powoli w stronę stajen.
- Oh, cóż za zbóje! Grozili ci, pani? - Spytał autentycznie przejęty chłopiec, a piegi na jego twarzy były jeszcze wyraźniejsze w tym mrozie. Dziewczyna zaśmiała się głośno.
- To było bardzo krótkie spotkanie. - Powiedziała, oglądając się na pracujących wokół ludzi. - Mówili coś o zemście, chyba planowali porwanie...nie mieli koni...beznadziejni rycerze.
- Skąd wiedzieli, że będziesz tamtędy przejeżdżać? - Spytał Przemysław, wprowadzając Barnima do boksu i ściągając z niego siodło.
- Też mnie to zastanawia. Oczywiście moja podróż nie była tajna, czy coś, ale mimo wszystko, było przynajmniej pięć szlaków, które mogłam wybrać. - Stwierdziła, opierając się o bele, oddzielające boksy i zakładając ręce. Przemysław pokiwał gorliwie głową.
- Otóż to, otóż to. A teraz powinnaś, Pani, udać się do zamku. Jest przeraźliwy mróz! - Zawołał, odwracając się do niej nagle, jakby sobie o tym drobnym szczególe przypominając. Dziewczyna prychnęła śmiechem.
- Cóż, rzeczywiście jest mroźno. No i jestem głodna. Zajmij się nim dobrze. - Tu wskazała na karego, zimnokrwistego ogiera. Przemysław znów żywo pokiwał głową i ze zdwojoną szybkością wziął się za wygarnianie śniegu z kopyt. Dziewczyna zarzuciła włosami i sprężystym krokiem udała się w stronę wrót do zamku.
Zamek nie był imponujący. Ot, nieduża, kamienna budowla z małymi okienkami i mrocznymi wnętrzami. Jednak ona go kochała. Jego znajome, zimne mury, ukryte za gobelinami przejścia, zapachy płynące ze znajdującej się w piwnicy kuchni. Zaraz po przekroczeniu progu dopadły ją dwa harty - Pęłk i Szwadzier.
- Witajcie, maluchy! - Zawołała wesoło i zaczęła je przytulać. Wywabiła tym z komnaty swojego ojca we własnej osobie.
- Salomea! - Zawołał z zadowoleniem, przemierzając ciemny i skryty w cieniu korytarz. Dziewczyna wyprostowała się, rozpościerając ramiona. Już po chwili była duszona w potężnym uścisku swego ojca, Bogusława, księcia Pomorza.
- Jak podróż? - Zapytał, gdy tylko ją puścił. Salomea wzięła głęboki oddech, masując żebra.
- Cóż, ogólnie dobrze, ale wszystko opowiem ci przy wieczerzy. - Stwierdziła i zdjęła czapkę z głowy. Bogusław kiwnął głową.
- Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa. Dam znać kucharkom, by odgrzewały mięsiwa.
Salomei napłynęła ślina do ust na myśl o jedzeniu. Od kilku godzin jej brzuch tylko i wyłącznie burczał. Zrzuciła z siebie futra, płaszcz i przepaski, oddając wszystko kilku służkom i ubrana tylko w tunikę w barwach księstwa oraz skórzane spodnie pobiegła w stronę schodów, by następnie wbiec do swojej komnaty i rzucić się na ciepłe łóżko. Przytulając twarz do pościeli i zerkając kątem oka na wypchanego niedźwiedzia koło drzwi, poczuła, że w końcu wróciła do domu.
CZYTASZ
Królestwo
Historical FictionXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...