XVI "Nieproszeni goście"

400 25 8
                                    


    Ogłoszenie parafialne!
    Myślę nad nowym opowiadaniem, ale nie jestem jeszcze pewna, czy będzie to kolejna powieść z cyklu średniowiecze, czy raczej któreś z moich starych fantasy, natomiast za niedługo może się okazać, że "Królestwo" nie będzie pojawiało się już tak często, chociaż oczywiście idziemy w dobrym kierunku, 1/4 historii za nami :D. Lecim dalej! 

    Dni powoli zamieniały się w tygodnie, a Salomea wiedziała tylko tyle, że po udanej akcji pod Kerakiem i odwrocie sił Saladyna, Baldwin zostanie w warowni przez jakiś czas, pilnując, by chrześcijańscy pielgrzymi zostali na pewno wypuszczeni, oraz by obserwować Renalda, który poza oberwaniem w twarz i koniecznością zapłaty kilkunastu tysięcy monet został właściwie ułaskawiony. Dziewczynie nie podobał się ten fakt, ale cóż mogła zrobić. Przejrzała już całą korespondencję, bacznie obserwowała dróżki i strażników w pałacu, oraz wysłała list do papieża, ubiegając się o atencję w stronę Pomorza i rozbitej na dzielnice Polski. Wciąż czekała na odpowiedź, mając nadzieję, że doczeka się koronacji, jeśli nie jej ojca, to chociaż któregoś z Piastów. Wówczas jej najważniejsza misja dobiegłaby końca. Mogłaby w pełni skupić się na eliminacji wrogów w Jerozolimie.
    Któregoś dnia do pałacu przybyła Agnieszka de Courtenay. Salomea przyjęła ją właściwie ciepło, zmęczona ciągłym towarzystwem Wilhelma. Poza tym miała okazję się jej przyjrzeć. Gdy przeszła przez bramę pałacu, dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową, gdy tamta lekko się ukłoniła.
    - Miło, że w momencie, gdy pałac świeci pustkami, ktoś postanawia nas odwiedzić. - Oznajmiła królowa i omiotła wzrokiem towarzyszki kobiety. Patrzyły na jej dróżki, co dawało do myślenia. Musiały się znać. Agnieszka również uniosła kąciki ust.
    - Odkąd umarł mój były mąż i stary król, mam w końcu okazję pobyć na dworze i wspomagać swoje dzieci. - Odrzekła, lustrując Salomeę wzrokiem z góry do dołu. Dziewczyna wiedziała, że kłamie jak z nut. Nie wspierała swoich dzieci, tylko zdobywała wpływy i spiskowała. - Chciałabym również lepiej poznać swoją synową.
    Obie przeszły potem na dziedziniec, gdzie grupa muzyków grała wschodnie melodie, a służący donosili im wina i owoców.
    - Baldwin uwielbiał czytać i jeździć konno. - Opowiadała Agnieszka, gdy siedziały wspólnie na obitych kanapach, kontemplując muzykę i przechadzające się pawie. - Był bardzo spokojnym i cichym dzieckiem.
    - Słyszałam, że zabroniono ci wychowywać dzieci, gdy unieważniono twoje małżeństwo z królem. - Docięła jej Salomea z satysfakcją i aż upiła łyk czerwonego wina. Hrabina, słysząc to skamieniała i spojrzała na nią morderczym wzrokiem.
    - Owszem. - Warknęła, a młoda królowa ledwo powstrzymała wredny uśmieszek. - Nie zabroniono mi ich jednak kochać i o nie dbać.
    "Nigdy ich nie kochałaś, traktowałaś je jako przepustkę do władzy", pomyślała Salomea, ale nie odezwała się, tylko odłożyła kielich na bok, przeciągając się lekko. Przez chwilę panowała między nimi napięta cisza, przerywana nawoływaniem pawi.
    - Spokojnie tu i leniwie. - Odezwała się po chwili królowa. - Aż nie można uwierzyć, że nasi mężowie są na wojnie. - Dodała, patrząc na Agnieszkę i uśmiechając się półgębkiem. Hrabina była aktualnie żoną Renalda z Sydonu, jednego z ważniejszych baronów, Baldwin jednak nie trzymał go blisko siebie, z wiadomych powodów.
    - Saladyn jest wszędzie. Nawet jeśli wycofał wojska z królestwa, nigdy nie wiadomo, gdzie pojawi się następnego dnia. - Słowa hrabiny zabrzmiały jak groźba, co nie umknęło Salomei, która tylko zmrużyła oczy. Nie do końca wiedziała, jak to zinterpretować, pokiwała więc tylko głową. Ponowną ciszę przerwało bicie dzwonów. Młoda królowa uniosła głowę i spojrzała w niebo, które przecięła chmara ptaków.
    - Czemu dzwo...- zaczęła, ale Agnieszka przerwała jej gestem, po czym zerwała się z kanapy. Do bijących dzwonów dołączyły następne. Można było odnieść wrażenie, że cało miasto bije na alarm.
    - Miasto jest atakowane! - Zawołała stara hrabina z autentycznym przerażeniem na twarzy. Salomea również zerwała się z kanapy i spojrzała na nią nieprzytomnie.
    - Ale przecież...Saladyn nie mógłby...- jąkała się. Była pewna, że wrogi sułtan znajdował się daleko stąd, po wycofaniu spod Keraku, które nastąpiło przecież ledwie tydzień temu. Nie było szans, żeby w tym czasie wraz z wojskiem doszedł do Jerozolimy.
    - To nie Saladyn, głupia! - Krzyknęła Agnieszka i chwyciła ją za nadgarstek. - To może być każdy! Saraceni potrafią zwąchać okazję!
    I już po chwili pędziły wspólnie przez pałac, żeby udać się na wyższe piętra. Strażnicy biegali w popłochu po korytarzach, nie zwracając na nie uwagi. Kobiety wpadły na taras, wychodzący na południe, skąd było wyraźnie widać mury obronne. Większość tarasów w pałacu, w tym tarasy królewskie, wychodziły do wnętrza kompleksu pałacowego, pozwalając na podziwianie widoku ogromnego dziedzińca oraz ogrodów. Były tylko dwa tarasy, wychodzące na miasto. Ten, na który wbiegły oraz inny, po drugiej stronie budowli.
    - Nie ma nas kto bronić, zostało kilkudziesięciu rycerzy, niecała setka strażników pałacowych i...i tyle! - Zawołała Salomea, wskakując na kamienną balustradę i przewieszając się przez nią lekko, by spojrzeć w dół. Doszło do niej, że w pewnym sensie spodziewała się, że do tego dojdzie. Zapewnienia wszystkich wokół o bezpieczeństwie miasta nigdy jej nie przekonały. Hrabina dotknęła jej ramienia.
    - Co teraz zrobimy...- wychrypiała i młoda królowa doszła do wniosku, że może ta jej teściowa w cale nie jest zła. Naprawdę wyglądała na przestraszoną i przejętą. Elegancko spięte, jasne włosy, poprzecinane pasmami siwizny, poznaczona lekkimi zmarszczkami twarz o zbiegłych, jasnych brwiach oraz załzawione, błękitne oczy sprawiły, że młodzieńcze serce Salomei stopniało i postanowiło zająć się wszystkim wokół.
    - Nie martw się, hrabino. Dowodziłam już kiedyś. Był to wprawdzie mały oddzialik i robiłam to tylko dlatego, że mój brat, Racibor, oberwał strzałą i był w szoku, ale udało mi się odepchnąć duńskich zbrojnych. Spróbuję pozbierać wśród mieszczan ludzi, którzy umieją trzymać miecz i nie pozwolimy najeźdźcom, kimkolwiek są, zająć tego miasta! - Obwieściła z mocą w głosie i poczuła, że w końcu może zrobić coś ważnego. Baldwin doceni ją i zacznie szanować, tak jak wszyscy wokół. Obrona miasta, zwłaszcza, że przecież przebrnęła przez tony dokumentów na ten temat, nie wydawała się jej skomplikowana.
    Agnieszka spojrzała na nią, a w jej oczach na sekundę pojawił się jakiś lodowaty błysk.
    - Tak, kochana. Idź w miasto i zbierz ludzi. Nie oddaj Jerozolimy, jest zbyt ważna. - Powiedziała cicho, a Salomea pokiwała żywiołowo głową i wybiegła z tarasu, by poszukać dowódcy strażników oraz Pierra, który mógłby jej pomóc. Hrabina, która pozostała sama w popołudniowym, październikowym słońcu, uśmiechnęła się tylko półgębkiem, po czym odwróciła z powrotem w stronę murów obronnych, pozwalając, by wyraz przerażenia całkowicie spłynął z jej twarzy.

KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz