XLVII "Nowy Rozdział"

246 12 21
                                    



    Walpurga Pomorska wpatrywała się usilnie w białą tkaninę, powiewającą na mroźnym, marcowym wietrze. Materiał ten delikatnie okalała wyłożoną futrami kołyskę, w której spokojnie drzemała jej najmłodsza wnuczka - Dobrosława. Córka Racibora Pomorskiego i Anastazji Wielkopolskiej przyszła na świat ledwie kilka tygodni temu i jej babcia drżała nad jej zdrowiem, bojąc się opuścić komnatę dziecięcą nawet na chwilę. Przecież pierwsze dziecko jej najstarszego syna, Bogusław Raciborowic, nieomal umarł na zapalenie płuc po pospiesznym chrzcie niemal rok temu. Kobieta jednak w tamtym momencie nie myślała ani o swoim synu, ani o jego dzieciach.
    Po raz kolejny ze skupieniem i długą zmarszczką, ciągnącą się po środku czoła podstarzałej już, choć wciąż dumnej twarzy czytała list od swojej jedynej córki, Salomei. Dziewczyna opisała jej wszystko, przepraszała, że długo nie odpowiadała na listy, lecz miała mnóstwo na głowie. Król Jerozolimy nieomal umarł, a ona sama poprowadziła wojsko i zakończyła niebezpieczną wojnę. Przede wszystkim jednak, zlikwidowała głównego wroga - kobietę, której Walpurga nienawidziła od pierwszej chwili, gdy pokazała się jej na oczy - hrabinę Agnieszkę de Courtenay.   
    Księżna Pomorska zagryzła wargę i złożyła epistoł na pół, przyglądając się różowym policzkom Dobrosławy. Mimo, że jej ukochana córka, wydana przez nią samą na polityczny żer na drugim końcu znanego ówcześnie świata okazała się zaradna i utrzymała się na szczycie bez większego szwanku, serce matki zawsze będzie drgało w niepokoju na myśl, że coś może jej grozić. Pomyślała w przestrachu, że hrabina to tylko początek. Za nią stoi wiele osób, gotowych pomścić jej śmierć.
    W momencie, gdy do komnaty weszła Anastazja, Walpurga wstała z obitego zwierzęcą skórą fotela i bez słowa wyminęła dziewczynę, by zniknąć w mroku korytarza.
    - Czy czegoś ci trzeba, pani? - usłyszała za sobą delikatny głos synowej.
    - Nie. - Odrzekła sucho, mimo, że właściwie ją lubiła. Teraz przede wszystkim musiała znaleźć swojego męża, Bogusława, księcia Pomorza, i się z nim rozmówić.

    - Racibor chce wyjechać na Uznam. - Powitał ją mężczyzna w Wielkiej Sali. Marzec właściwie dobiegał końca, jednak na Pomorzu bardzo często trwały długie zimy, więc wysokie, witrażowe okna były zasnute szronem. Walpurga westchnęła i usiadła przy stole, opierając brodę na pięści.
    - Salomea była na wojnie. - Powiedziała cicho, ale jej słowa i tak odbiły się od murów. Bogusław upuścił plik dokumentów, które czytał a służący rzucili się, by je pozbierać. On również postarzał się przez te trzy lata. Jednak na stan obu małżonków najbardziej wpłynął sam Racibor, który dokładnie w tym samym momencie wszedł do Sali.
    - Matko, ojcze? - Spytał, obserwując ich miny. Bogusław uniósł dłoń, nakazując mu chwilowe milczenie.
    - Jakiej wojnie? Królestwo Jerozolimskie jest w opałach? - Dopytał nerwowo. Choć przywykł do braku Salomei, jego serce wciąż za nią tęskniło.
    - Pisała, że jeden z baronów sprowokował najazd, o czym zresztą słyszeliśmy od rybałtów. To ten, który zamordował pielgrzymów.
    Bogusław pokiwał powoli głową, przypominając sobie o tym fakcie.
    - Zabiła matkę króla. - Dodała Walpurga i w Sali nastała nieprzyjemna cisza. Racibor, wciąż stojący przy wrotach przyjął tę wiadomość o wiele lepiej niż jego ojciec, który najpierw spurpurowiał, a potem niemal trupio zbladł. Młody mężczyzna wiedział, że do władzy trzeba dojść po trupach i równocześnie nie miał do siostry tak wielkiego sentymentu.
    - Czy to ta sama, która nasłała na nią asasyna? - Upewnił się książę, a jego żona kiwnęła grobowo głową. - Więc niech jej ziemia twardą i zimną będzie. Każdy, kto podniesie rękę na moje dziecko musi skończyć w ten sam sposób.
    - Zastanawiam się, czy nie pojechać do niej. Wspomóc jej. Mimo, że król odzyskał siły, boję się, że czeka ją teraz najgorszy okres. Okres zamieszania i zemsty. - Oznajmiła Walpurga, prostując się. Jej siwiejące, płowe włosy zafalowały od ruchu a ich lekko szara barwa przywiodła Bogusławowi przed oczy powiewającą grzywę Salomei, gdy galopowała u jego boku po plaży.
    - Matko, jeśli wolno mi zauważyć, jesteś teraz potrzebna w Szczecinie. Szykuję się na podróż na Uznam, więc...
    - Czy ojciec zaaprobował twoje zapędy? - Spytała donośnie i ostro, odwracając ku niemu twarz. Jej syn zamilkł i przełknął z konsternacją ślinę.
    - Jeszcze nie - Odezwał się Bogusław - Jednak, moja droga, mamy już zgodę i poparcie cesarza. Jeśli Bóg da, zbierzemy flotę i zaatakujemy Rugię jeszcze w tym roku.
    Walpurga popatrzyła na niego, następnie znów na Racibora i wstała, niezadowolona, bo z jednej strony faktycznie musiała zostać na Pomorzu, by strzec stolicy w momencie, gdy jej mąż i dwaj najstarsi synowie będą pertraktować z okolicznymi księstwami, a z drugiej chciała zebrać grupę rycerzy i pojechać do Jerozolimy, by bronić córki jak zajadła lwica.
    - Do Jerozolimy możemy wysłać obiecaną w wianie drużynę, o którą król już kiedyś się upominał. - Dodał łagodnie Bogusław, ale jego syn od razu się zapowietrzył.
    - Ojcze, gdy szykuje się tak wielka wyprawa, nie możemy pozwolić sobie na stratę choćby stu ludzi! - Zawołał od razu. Nikt się nie odezwał. Księżna oparła dłonie o krzesło, po czym odbiła się od niego ruszyła w kierunku wrót. Zatrzymała się tuż przy swoim synu.
    - Dlaczego Uznam? - Spytała cicho i gniewnie, bo słowiańska osada, otoczona niemieckimi wrogami była wyjątkowo niebezpiecznym miejscem.
    - Matko, ktoś musi tam ruszyć. Mają najprzedniejszą flotę, sama wiesz. - Odrzekł cierpliwie Racibor, jednak to w cale nie uspokoiło jego matki. Ta ostatecznie pokręciła głową i przymknęła powieki.
    - Zostanę więc, bo losy księstwa są najważniejsze. Jednak nasza córka nie może tkwić w śmiertelnej pułapce Jerozolimy, więc zaanektuję drużynę i wyślę ją do niej, gdy tylko wyrazi taką potrzebę. Sprzeciwiacie się? - Oznajmiła, a gdy ani jej mąż, ani syn nie odezwał się słowem, odwróciła się zamaszyście i wyszła z Wielkiej Sali. Bogusław pokręcił głową bez przekonania i zasiadł do stołu, by po raz kolejny przejrzeć dokumenty. Racibor dołączył do niego w milczeniu, a wówczas wrota otwarły się ponownie i stanął w nich Warcisław, podjadając jakieś mięsiwo.
    - Mijałem wkurzoną matkę. - Powiedział na dzień dobry, a widząc mordercze spojrzenia ojca i brata, schował jedzenie za plecy i rozejrzał się nerwowo. - Coś mnie ominęło?

KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz