- Odejdź, kochany, rozmawiamy, a ty jesteś pijany. - Powiedziała znudzona Sybilla, gdy mocno wstawiony Gwidon podszedł do niej i objął jej ramiona. Siedząca na wprost nich Agnieszka pokręciła głową i westchnęła.
- Gwidonie, nie rozumiem z jakiej racji pijesz zdrowie tego dziecka.
- Wszyscy...pi...hik...ją! - Zawołał mężczyzna, czkając. Hrabina i jej córka zgodnie posłały mu zirytowane spojrzenia. Lusignan tylko machnął ręką i chwiejąc się, odszedł od nich. Znajdowali się na dziedzińcu pałacu. Od kilku dni trwały festiwale i zabawy, na niebie rozbłyskały sprowadzone z Chin fajerwerki. Królowa urodziła zdrowego syna a kilka dni później, po przybyciu jej matki i jednego z braci, na chrzcie, księcia nazwano Wasylem. Nikt tak naprawdę nie wiedział, skąd to dziwaczne, północne imię, ale przynajmniej umieli je wymówić, nie to co "Walpurga", czy co gorsza "Warcisław". Imiona księżnej i księcia Pomorza skrócono więc do "Walga" i "Wart". Mieli pozostać w Jerozolimie kilka miesięcy w celu wspierania młodej królowej matki. Odbyli przy okazji pielgrzymkę.
- Oby zdechło w czeluściach piekielnych. Ten obrzydliwy pomiot może pokrzyżować nam plany. - Mówiła gniewnie Agnieszka, upijając łyk wina. Sybilla spojrzała na nią przygaszonym wzrokiem.
- Przeciągniemy go na swoją stronę, matko. Będzie nam sprzyjał. - Stwierdziła, nie wiedząc, co do czego dąży hrabina. Ta tylko zmrużyła oczy i syknęła jak żmija.
- Głupia. To dziecko nie może dożyć koronacji! - Zawołała szeptem. Sybilla zrobiła wielkie oczy i nachyliła się do matki.
- To twój wnuk! - Krzyknęła i aż się zapowietrzyła, nie wiedząc, co powiedzieć. - To syn twojego syna!
- I tej pomorskiej suki! Zresztą, mniejsza o to. Dopóki rządzi ten trędowaty...król...nigdy nie będę...nie będziemy miały wpływu na politykę tego państwa.
Sybilla wpatrywała się w swoją matkę, bojąc się tego, co widzi. Poczuła, jak zbiera się jej na płacz, lecz równocześnie chciała krzyczeć i kląć. Przymknęła oczy i opuściła głowę. Przejechała dłonią po płowych włosach na piersi i westchnęła przeciągle.
- Nie podniosę ręki na to dziecko. - Wysyczała, marszcząc bojowniczo brwi. - Zbyt dobrze wiem jak wygląda ból po stracie syna.
Agnieszka uniosła podbródek i patrzyła na nią chłodno i z wyższością. Pokręciła głową, ściskając usta tak mocno, że zrobiły się cienkie jak kreska.
- Jesteś tchórzliwa i młoda. Pomorzanka wygna ciebie i Gwidona...ba, zabije go. Ty skończysz w gnijącym lochu. Nazwali go tym obrzydliwym, pogańskim imieniem, nie ma więc opcji, żeby mój syn myślał jakkolwiek trzeźwo. Głupi chłopak pierwszy raz w życiu zetknął się z kobietą i już owinęła go sobie wokół palca. Dopóki ja żyję, zrobię wszystko, żebyś tron przejęła ty...i Gwidon.
- Nie pozwolą mu...
- Nie martw się. Mamy czas.
- Wiesz, że Baldwin ostatnio czuje się dużo gorzej. Nigdy nie wiadomo, kiedy umrze. - Zauważyła ze smutkiem Sybilla. Zaczęła bawić się palcami. Nie utrzymywała bliskich stosunków z bratem od wielu lat, ale nie chciała, żeby umierał. - Wprawdzie nikt o zdrowych zmysłach nie koronuje noworodka, ale...
- Pomorzanka już swoje wie, ty się nie martw. Rajmund i Ibelinowie stoją po jej stronie. Koronują noworodka, ale ona będzie rządzić jako regentka.
Sybilla zacisnęła usta i położyła łokcie na stole. Zaczęła obracać kielich z winem.
- Wyślijmy asasynów. - Szepnęła a Agnieszka uśmiechnęła się przebiegle.
- Coś jeszcze z ciebie będzie...- Nie zniosę tej okropnej kobiety! Masz najgorszą teściową jaka może istnieć! - Zawołała Walpruga, wpadając do komnat królewskich, wystrojona w piękną, turkusową suknię. Złote włosy spleciono i schowano w czepcu, na jej skroniach spoczywał połyskujący diadem. Salomea, leżąca na wznak na skopanej pościeli, pobladła i z wielkimi podkowami pod oczami, tylko ją obserwowała.
- Nie martw się mamo, po uroczystościach wyjedzie i nie będziesz musiała jej widywać.
- Musisz się jej pozbyć.
- Gdzie Wasyl?
- U mamki.
- Po co mamka?! Wiesz jak bolą mnie piersi? Co ja mam nicy robić z własnym pokarmem? - Dziewczyna była wielce niezadowolona. Odkąd po raz pierwszy spojrzała w błękitne oczęta swojego dziecka, zapałała ogromną miłością i przywiązaniem, mimo, że był różowy i pomarszczony. Z dnia na dzień jego skóra robiła się coraz przyjemniejsza, nie wykazując żadnych objawów trądu. Na główce plątały się nieliczne, jaśniutkie włosy i Salomea wiedziała, że Wasyl będzie wykapanym ojcem. Cieszyła się, że kiedyś będzie jej dane ujrzeć wierne odwzorowanie twarzy swojego męża. Bez maski, bez olejków z koki i bez cierpienia. Nawet nie chciała myśleć o tym, że dziecko mogłoby zachorować na trąd, tak jak ojciec.
- Masuj, inaczej zrobią ci się zatory. Ja osobiście karmiłam każde z was. Tutaj mają inne zwyczaje, musisz się przystosować. - Stwierdziła księżna i wzruszyła ramionami.
- I ty to mówisz...- zaśmiała się Salomea i posłuchała polecenia. W tym samym momencie do komnaty wszedł Baldwin. Miał na sobie jasnobłękitny turban, grawerowaną maskę i błękitną tunikę z posrebrzanymi mankietami. Walpurga skłoniła się, a Salomea oderwała dłonie od biustu. Urosły nie tylko jej piersi, ale także biodra się zaokrągliły, dzięki czemu w końcu zaczęła wyglądać jak dojrzała kobieta a nie chuda nastolatka.
- A ty gdzie? Nie wiesz, że kobieta w połogu jest nieczysta? - Prychnęła, mając na myśli średniowieczny zwyczaj, według którego kobieta w ciągu około tygodnia po porodzie musiała być odizolowana od mężczyzn, gdyż wierzono, że jest ona zwłaszcza narażona na pokusy szatana (polecam książkę "Życie średniowiecznej kobiety", tam jest dużo takich ciekawostek XD).
- Musiałem sprawdzić, jak się czujesz. Kiedy staniesz na nogi?
- Kiedy porządnie mnie nakarmią.
- Każę przyrządzić jagnięcinę w sosie i mnóstwo baklawy. Czego jeszcze chcesz?
- Mojego dziecka. Mają mi je dać, natychmiast! - Zawołała i zerwała się do siadu. Baldwin wykonał ruch, jakby chciał ją powstrzymać, ale zaniemógł i tylko oparł się o krzesło. Walpurga uniosła ręce, być może chcąc go asekurować. Szybko znalazła z nim wspólny język. Mężczyzna obserwował jej relację z córką i synem, i zazdrościł obojgu naprawdę kochającej matki.
- Oczywiście...- wychrypiał,oddychając ciężko. Salomea podkuliła kolana. Baldwin nie widział jeszcze Wasyla. W dzień porodu zemdlał i był niedysponowany do rana. Wówczas odmówił obejrzenia dziecka, bojąc się go zarazić. Na chrzcie też go nie było, wydał tylko bullę informującą o wyborze imion: Wasyl Almaryk. Pierwsze imię wywalczyła Salomea z Walpurgą, która na dzień dobry oznajmiła, że książę Grodów Czerwińskich, Wasyl, uratował życie jej brata w jakiejś bitwie na co królowa stwierdziła, że jej syn musi koniecznie nosić imię człowieka, który być może uratował dynastię Piastów. Baldwin cicho zaoponował, ale właściwie imię mu się spodobało, a w cale nie chciał dodatkowo denerwować swojej wykończonej żony. Tak naprawdę chciał ją całować, przytulać, nosić na rękach. Co wieczór, gdy zasypiał, obandażowany i słaby, przeklinał Boga, że nigdy nie będzie mu dane nawet poczuć dotyku jej skóry na jego własnej. Poczucie to było w nim tak silne, że musiał przyznać rację tym wszystkim poetom, piszącym o sile miłości. Mimo, że kiedyś w nią wątpił i w cale jej nie chciał.
Do komnat przyszła bona z mamką oraz kilka dwórek, towarzyszących im w opiece nad dzieckiem. Salomea wyciągnęła ręce i z pieczołowitością przyjęła malucha. Uśmiechnęła się czule, widząc jak spokojnie śpi, wpychając kciuk w różowiutkie usta. Baldwin pozostał przy krześle, tylko trochę się wychylając, by cokolwiek zobaczyć. Do jego oczu napłynęły łzy. Cieszył się, że pod maską nikt nie mógł ich dostrzec. Walpurga gestem odprawiła służące i podeszła do córki oraz wnuczki.
- Będzie przepiękny. Błękitnooki, o rozwianych złotych falach...mądry i dobry...uparty i odważny...- zaśmiała się, gładząc go po głowie. - Oboje jesteście cudowni. - Dodała szeptem i dotknęła palcem nosa Salomei. Ta prychnęła i nachyliła się, by położyć głowę na klatce piersiowej swojej matki. Dopiero po chwili przypomniała sobie o obecności Baldwina.
- Chodź tu. - Powiedziała, spoglądając na niego. Walpurga wstała i lekko ociągając się, wyszła. Chciała zostawić nowo upieczonych rodziców samych z dzieckiem. Król przełknął ślinę i pokręcił głową.
- Zarażę go.
- Wiesz, co mi wpychałeś między nogi a mimo to jestem zdrowa. Chodź tu i chociaż na niego popatrz. - Powtórzyła z naciskiem. Jeśli chodzi o zdrowie, naprawdę cechowała się doskonałym. Nic jej nie ruszyło - zmiana klimatu, upał pustyni, rana na ręce, ciąża i poród w dwunastowiecznym wydaniu.
Baldwin oderwał się od oparcia krzesła i powoli podszedł do łóżka. Spojrzał z góry na śpiącego chłopczyka i poczuł, jak po jego policzkach spływa jeszcze większa ilość łez. Nie zdołał się powstrzymać i przysiadł, opierając głowę na prawej dłoni.
- Czy ty płaczesz? - Spytała Salomea, również się wzruszając. Baldwin nie był w stanie odpowiedzieć, więc tylko pokiwał głową. Dziewczyna podsunęła mu Wasyla. Dziecko się przebudziło, ale nie zaczęło płakać. Błękitne oczy o kształcie migdałów znalazły na swej drodze identyczne - należące do ich ojca. Mężczyzna wziął go na ręce, bardzo delikatnie i ostrożnie, jakby bojąc się ścisnąć go za mocno. Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli - ojciec i syn. Żadne z nich nie wiedziało, co ich czeka w przyszłości. Jak potoczą się ich losy. Jeden z nich odliczał czas do śmierci, drugi dopiero zaczął żyć. Łączyła ich nierozerwalna więź.
- Nie rozumiem, jak moi rodzice mogli nie być mną zachwyceni. Przynajmniej na początku, kiedy byłem taki mały i cudowny jak on.
- Kochali cię, ale w trochę inny sposób. Każde pokolenie inaczej okazuje miłość. - Stwierdziła Salomea, opierając głowę na jego ramieniu. - My będziemy go chronić. Tulić, kiedy będzie płakał i podnosić, kiedy będzie upadał. Unosić głowę, kiedy się podda i pchać do przodu, kiedy zrobi krok do tyłu. A kiedy nadjedzie czas, sam upora się z przeciwnościami. Na razie jest taki malutki...
- Chciałbym, żeby było tak już zawsze. Ty, on i ja. Razem. - Rzekł król, pocierając brodą maski o czubek jej głowy. - Szkoda, że nie potrwa to długo.
CZYTASZ
Królestwo
Historical FictionXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...