Jednak następnego dnia po zaręczynach, Salomea, pomimo chęci, nie nie wybrała się w miasto w poszukiwaniu starego wroga. Zamiast tego, zmierzając do wielkiej sali na śniadanie, w jednym z bocznych korytarzy zastała hrabinę Agnieszkę w ramionach Herakliusza. Salomea niemal od razu zatoczyła koło, nakazała gestem milczenie dwórkom i schowała się za kolumną.
- Wszyscy na posiedzeniu zagłosowali na ciebie, dzięki mnie. Lepiej, żebyś uważał. - Syknęła kobieta, ale w jej głosie można było doszukać się pożądania. Zresztą królowa dość szybko usłyszała posapywanie Herakliusza. Otrząsnęła się z obrzydzeniem.
- Pani...Pomorzanka węszy. Chyba wie.
- Cii! - Zawołała i przyłożyła mu dłoń do ust. - Przeceniasz ją. Po śmierci króla ani dzień się nie utrzyma. Pamiętaj o tym. - Świdrowała mu dziurę w oku swoim ciężkim spojrzeniem. Salomea obserwowała to w napięciu, aż w końcu hrabina pocałowała go namiętnie po raz ostatni i wyminęła. Patriarcha stał dość długo w milczeniu, zgarbiony i niezdecydowany.
- Dzień się nie utrzymam. - Powtórzyła, wyłaniając się nagle z mroku korytarza. Mężczyzna podskoczył i zbladł jak śmierć. - Powiedziała to hrabina, której jedyni sprzymierzeńcy to jej własna rodzina i nic nie znaczący Lusignanowie.
- Pani... - wychrypiał Herakliusz, otwierając i zamykając usta w przerażeniu. - To nie tak jak myślisz...
- Nie wiesz, co myślę. Ale uważam, że powinieneś zastanowić się dwa razy. Jedno moje słowo a król wyda werdykt o twojej śmierci. Poza tym, nie spodziewasz się chyba, że utrzymasz stanowisko, gdy to ja będę regentką? - Celnie uderzyła w czuły punkt. Herakliusz był w pułapce. Hrabina miała wpływy, ale realna władza leżała w rękach "Pomorzanki", która z łatwością mogła decydować o statusie, życiu i śmierci ludzi wokół niej.
- Ona mnie zabije...- teraz kapłan już nie chrypiał, ale wręcz wył. Salomei jednak to zachowanie wydało się nienaturalne, podejrzane. Jakby Herakliusz prowadził własną grę. Przyjrzała się jego zimnym, podstępnym oczom i uśmiechnęła się w duchu. Potrzebowała kogoś takiego. Z tak dobrymi umiejętnościami aktorskimi.
- Opowiesz się po mojej stronie, a otrzymasz ochronę. O to się nie martw. - Mruknęła, podpierając dłonie na biodrach. Patriarcha pokłonił się głęboko.
- O pani, nigdy nie wątpiłem w potęgę króla. - Rzekł potulnie. Salomea kiwnęła głową i ruszyła przed siebie, bo zgłodniała.Śniadanie mijało w spokoju. Salomea siedziała z Eschwią i Marią Komneną. Kątem oka cały czas widziała jak Sybilla ją obserwuje. Trochę ją to zastanawiało. Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że po ataku na jej życie, tak szybko wróci do sił.
Jeszcze jedna sprawa nie dawała jej spokoju. Podejrzewała, że asasyn został wysłany z polecenia Agnieszki, ale Sybilla cały czas wydawała się jej być równie podejrzana. Nie mogła przecież pozwolić sobie na podobne sytuacje w przyszłości. Jeśli nie ugasi pożaru w zarodku, popadnie w paranoje, a tego chciałaby najmniej.
Po posiłku wyminęła dwie rozmawiające o nowych fasonach sukien kobiety i ruszyła śladem królewskiej siostry. Wedle planów, Sybilla i Gwidon mieli opuścić pałac po obiedzie, więc miała kilka godzin, żeby zamknąć tę sprawę. Królewna przez moment rozmawiała ze swoim wujem i matką, po czym ruszyła w stronę komnat. Kwadrans później Salomea stanęła przed jej drzwiami, marszcząc brwi i zaciskając dłonie w pięści. Jak to było? Co cię nie zabije to cię wzmocni? Doszło do tego, że siostra jej męża życzyła jej śmierci. Dziewczyna opuściła głowę i na moment wróciła wspomnieniami do zaśnieżonego Szczecina. Czy ona potrafiłaby skrzywdzić żonę swojego brata? Czy miałaby powód? Dlaczego Jerozolima jest tak skomplikowana?
Zapukała.
Usłyszała powolne kroki ciężarnej kobiety i po chwili stanęła z nią twarzą w twarz.
- Królowo? - Spytała zaskoczona ale i zdenerwowana, kłaniając się szybko.
- Musimy pomówić. - Rzekła mocno Salomea, przybierając najbardziej groźną minę, na jaką było ją stać. Królewna zamrugała oczami i cofnęła się, przepuszczając ją. Przez chwilę panowała napięta cisza. Salomea stanęła na wprost okna, wychodzącego na ogrody. Założyła ręce, głęboko planując swoją wypowiedź.
- Wiesz, że niedawno temu prawie zginęłam. - Zaczęła spokojnym, cichym głosem. Sybilla stanęła obok niej z tą swoją typową, smutną ale i beznamiętną miną. - Chciałabym wiedzieć, czemu do tego doszło.
Blondwłosa ciężarna stała w bezruchu, otaczając dłońmi spory brzuch.Obie były oświetlane promieniami wczesnopołudniowego słońca. W końcu Sybilla uśmiechnęła się, opuszczając głowę. Salomea spojrzała na nią z lekkim zaskoczeniem.
- Jak przeżyłaś młodość? - Spytała zagadkowo królewna. Salomea zmarszczyła brwi, ale postanowiła zagrać w jej grę. Być może dojdzie do czegoś interesującego.
- W zamku, z moimi braćmi i rodzicami. - Odrzekła powoli. - Oczywiście zakładając, że chodzi ci o dzieciństwo, bo przecież wciąż jestem młoda.
- Oczywiście...widzisz, gdy moją matkę wygnano ze stolicy, ojciec stwierdził, że moim wychowaniem musi się zająć kobieta. Posłał więc po ciotkę, Jowitę. Była ona siostrą legendarnej królowej Melisandy, wiekowa dama o stalowych zasadach. - Sybilla wciąż się uśmiechała, ale jej spojrzenie zdradzało, że w tej opowieści pojawi się jeszcze jakiś tragizm. Królowa stała na wprost niej i słuchała uważnie, starając się wyłapać drugie dno.
- Ciotka Jowita była bezwzględna. O ile Baldwin mógł biegać z innymi chłopcami po pałacu i bić ich drewnianym mieczykiem, o tyle ja od rana do nocy uczyłam się modlitw, leżałam w bazylice na wznak, aż traciłam czucie w plecach. W momencie, gdy moje dwórki ubierały kolorowe suknie i malowały oczy koholem, ja od stóp do głów byłam wyubierana w szare, nieprzyjemne tkaniny. Nie mogłam nawet odsłaniać twarzy, bo ciotka uważała moją urodę za dar szatana.
Salomea trawiła te słowa w milczeniu. Gdy jej bracia biegali z innymi dzieciakami i bili się na drewniane miecze, ona biegała za nimi, wręcz dopingowana przez ojca. Gdzie był Almaryk, gdy Sybilla traciła dzieciństwo?
- Patrzyłam zza całunów jak ojciec nosił Baldwina na barana i opowiadał bajki, trzymając go na kolanach. Moimi jedynymi bajkami były te, o aniołach zwiastujących Marii Pannie. Mimo to, gdy tylko mogłam, odwiedzałam go. Słuchałam o tym, jak wygrywał gonitwy, pokonywał kolegów. Naprawdę go kochałam. W pewnym momencie był moim jedynym przyjacielem. - Sybilla westchnęła, a jej mina stała się znów smutna. Pogładziła się po brzuchu i przysiadła na krześle. Salomea nie ruszyła się ze swojego miejsca, oczekując rozwoju opowieści.
- W końcu ciotka zauważyła, że nie interesuje mnie ascetyczne życie. Coraz częściej łamałam jej zakazy. Równocześnie zauważyłam, że z ojcem dzieje się coś niedobrego. Baldwin opowiadał mi, że przestał się do niego odzywać. Że omijał wszystko i wszystkich. Zaszył się w swoich komnatach. Wyraził nawet zgodę na wysłanie mnie do klasztoru w Betanii, na co zareagowałam w kiepski sposób. W przeddzień mojego wyjazdu płakałam i błagałam go, bym mogła zostać w domu.
Salomea drgnęła. Przygryzła wargę i potoczyła nerwowym spojrzeniem po komnacie. Sybilla zmrużyła na to oczy, obserwując ją.
- Ojciec powiedział mi tylko, żebym nie zbliżała się do Baldwina. Tylko tyle. Następnego dnia wyjechałam, nie pożegnawszy się z bratem. Jeszcze nie rozumiałam słów króla. W klasztorze spędziłam wiele strasznych lat. Zakonnice karały mnie za wszystko. Za to, że zaspałam na poranną modlitwę, za zbyt szybkie jedzenie, za zbyt ładną twarz. Musisz przyznać, że moje dzieciństwo pozbawione było jakiegokolwiek uroku.
- Współczuję ci, ale nie rozumiem, co ma to wspólnego z tym, z czym do ciebie przyszłam. - Odezwała się w końcu królowa, unosząc podbródek. Mimowolnie podejrzewała, do czego dąży ciężarna. Ta znów się uśmiechnęła.
- Śmierć ojca była moim wybawieniem. Tamtego dnia płakałam. Płakałam ze szczęścia, bo mój trzynastoletni brat natychmiast posłał po mnie, oraz matkę, którą do tamtego momentu widziałam może kilka razy. I zawsze wydawała mi się niezwykła. Nie dość, że piękna, to jeszcze wolna i potężna. Matka wzięła mnie pod swoje skrzydła. Po raz pierwszy w życiu nikt nie stał nade mną z batem i krzyżem. Jak ogromna, ciężka fala, uderzyła też we mnie wiadomość, czemu ojciec zabronił mi zbliżać się do brata. Możesz uważać, że jestem dla niego podła, że mnie brzydzi i być może faktycznie tak jest, ale wówczas przepłakałam wiele miesięcy, wspominając dobrego, mądrego chłopczyka, który pocieszał mnie, gdy byłam smutna w związku z zachowaniem ciotki Jowity.
Salomea obserwowała jak w ogrodzie spacerowały w milczeniu Izabela i jej matka. Nieregularne szkło podłużnego okna zniekształcało ich sylwetki. Przełknęła ślinę i przeniosła wzrok na Sybillę.
- On twierdzi, że któregoś dnia po prostu go zostawiłaś.
- Mógł odnieść takie wrażenie. Nie potrafiłam patrzeć, jak ciało mojego malutkiego braciszka z każdym rokiem coraz bardziej niszczeje. Jestem słaba, wiesz o tym. Wiesz też, że jesteś tu tylko dlatego, że mój syn umarł a Baldwin nie odda korony ani mnie, ani Izabeli.
Salomea wiedziała o tym wszystkim bardzo dobrze, a jednak nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad powodem. Oczywiście, mąż Sybilli był idiotą i król bał się, że Gwidon po koronacji żony sam zechce sięgnąć po władzę, ale jak rzecz miała się w stosunku do Izabeli?
- Otóż, gdy coraz bardziej oddalałam się od brata, a coraz bardziej zbliżałam do matki, w końcu nadszedł czas, by znaleźć mi męża. Nie czekałam długo, w wieku piętnastu lat stałam się żoną Wilhelma de Montferrat. Idealna partia, wszyscy byli nim zachwyceni. Baldwin, który miał czternaście lat i wciąż wyglądał na zdrowego, chodził za nim krok w krok i wysłuchiwał opowieści o Europie. Wilhelm był dobrym człowiekiem. Przez surową ciotkę i życie w klasztorze czułam się przy nim jak zwykła, szara mysz. Nie wiedziałam o swojej urodzie, nie miałam pojęcia, jak zapanować nad ciałem. Dopiero matka mnie wszystkiego nauczyła. Pokochałam ją.
Sybilla zamilkła na moment. Królowa pokiwała powoli głową i odeszła od okna, stając bokiem do ciężarnej. W momencie, gdy Sybilla była wręcz ubezwłasnowolniona, ciągle popychana przez ludzi wokół, Salomea miała wolność, o której marzyło wiele dziewcząt. Sama przez długi czas nie miała świadomości swojej urody i ciała, ale wynikało to raczej z tego, że nigdy nie musiała się tym przejmować, wiedząc, że ma w zanadrzu inne talenty. Jednak co innego, niż twarz i kształty miały do zaoferowania inne księżniczki i królewny, wystawiane na polityczny żer?
- Urodziłam syna i poprzysięgłam sobie, że nie spotka go to, co spotkało mnie. Kochałam go całym sercem, dni w końcu były pełne słońca i śmiechu. Ale potem Wilhelm zachorował na malarię i umarł tak nagle, że nie potrafiłam uwierzyć. Pewnie słyszałaś od Rajmunda, że chciałam się wtedy zabić. Owszem, niczego innego nie pragnęłam. Podcięłam żyły i leżałam tak w basenie z ciepłą wodą. Uratowali mnie. Próbowałam się zagłodzić. Matka siłą wpychała mi jedzenie do ust. Tak bardzo nie chciałam, by powróciły demony przeszłości. Gdy ciotka przyjeżdżała w odwiedziny, spanikowana nie wychodziłam ze swojej komnaty. Żyłam tylko dla mojego syna. Ale potem Bóg zabrał i jego.
Salomea poczuła, jak jej serce zaczyna kołatać. Jej myśli powędrowały do małego Wasyla. Co zrobiłaby gdyby stała mu się krzywda? Zaczęła rozumieć Sybillę lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Wcześniej jednak Amalryk de Lusignan zaprosił do siebie swojego brata z Francji. Chodziły pogłoski, że był to najprzystojniejszy rycerz Europy. Oczywiście byłam zaciekawiona, nie przejmując się wcale, że kilka miesięcy wcześniej wyraziłam zgodę na ślub z Baldwinem z Ibelinu. Chłopak łaził za mną jak cielę i szczerze powiedziawszy, zgodziłam się bardziej ze współczucia i chęci uspokojenia brata, który od śmieci Wilhelma był strasznie podenerwowany, niż jakiegokolwiek uczucia. I wtedy poznałam Gwidona. Wiem, że nikt go tu nie lubi i nie szanuje, ale to najlepszy człowiek, jakiego kiedykolwiek poznałam. Nie mogłam się napatrzeć, jak bawi się z moim małym, chorowitym synkiem, jak nosi go na barana i uczy trzymania miecza. Opowiadał mi o białych falach, uderzających w statek, gdy płynął do portu w Jaffie. No i go pokochałam.
W komnacie zaległa cisza. Sybilla gładziła brzuch z lekkim uśmiechem na ustach, a Salomea podparła się na biodrach i wyczekiwała kontynuacji. Czas mijał, a ona wciąż nie podłapała, co królewna chciała jej przekazać.
- Dzień, w którym przerażona matka wpadła na taras mojej komnaty i powiedziała, że moje dziecko miało wypadek, był najgorszym dniem mojego życia. Patrzyłam bezradnie i żałośnie, jak jego małe, blade ciało leżało na noszach przy stajni. Był to tak potężny cios w całym moim beznadziejnym życiu, że nie chciałam już niczego. Z tego trwającego wiele miesięcy letargu zdołał mnie wyciągnąć dopiero Gwidon. I w momencie, gdy Baldwin już szykował mój ślub z Baldwinem z Ibelinu, wiedziałam, że muszę ratować to, co mi pozostało. Nie mogłam znów godzić się na to, by postępować zgodnie z wytycznymi innych ludzi. Matka mnie wsparła, lubi Gwidona. Widzi w nim potencjał, jakiego nikt inny jakoś nie dostrzega. Bo widzisz, Salomeo, nawet jeśli mój brat nie chce w to wierzyć, Gwidon będzie królem równie dobrym, co on.
Królowa wbiła w nią poważne spojrzenie. Czyli jednak wzruszająca opowieść jej życia była tylko wstępem do kolejnych gróźb. Gwidon królem? Niedoczekanie. Nie pozwoli, by Jerozolima stanęła w ogniu przez jednego, niezdecydowanego i żałosnego Francuza.
- Nie spodziewałam się, że król odsunie mnie od sukcesji. Że odsunie także Izabelę, która nigdy nie przejawiała chęci do władania państwem. Zareagowałam śmiechem na jego decyzję o ślubie i próbie spłodzenia potomka. Wiesz, ile państw przysłało odpowiedzi na epistoły Wilhelma z Tyru?
Salomea przełknęła ślinę.
- Siedem. Na wszystkie księstwa i królestwa Europy, tylko siedmiu władców odważyło się posłać córki w ręce trędowatego.
Teraz Sybilla miała mściwy i groźny wyraz twarzy. Sądziła, że w końcu wystraszy tę przeklętą Pomorzankę i zapewni bezpieczeństwo Gwidonowi. Nic innego się dla niej nie liczyło.
- Wybrali cię, bo w liście pisało, że świetnie jeździsz konno, a Baldwin uwielbia konie. Dość błahy podwód, nie sądzisz? I tym sposobem znalazłaś się tutaj, urodziłaś syna, zagrażasz mojej ukochanej matce i mężowi. Panoszysz się, jakbyś to ty nosiła koronę władcy, a mój głupi brat wesoło ci przyklaskuje, bo jesteś pierwszą i jedyną kobietą, której dotknął. Wiedz jedno.
Tu Sybilla wstała na nogi zbliżyła się do królowej tak, że spoglądała na nią z góry, będąc od niej wyższą.
- Nigdy nie dopuszczę do tego, byś w jakikolwiek sposób skrzywdziła kogokolwiek kocham. - Zakończyła, a echo jej słów odbiło się groźnie od murów komnaty. Salomea świdrowała ją wzrokiem, trawiąc wszystko, co usłyszała. Ostatecznie westchnęła przeciągle.
- Muszę przyznać, że z kilkoma sytuacjami z twojego życia wyjątkowo się utożsamiłam. Współczuję ci, ale musisz przyznać, że nie jesteś fenomenem. Właściwie fenomenem jestem ja, z moją wolnością i miłością rodziców. A jednak, jak zauważyłaś, jestem tutaj i muszę wysłuchiwać twojego biadolenia. Widzisz Sybillo...obie jesteśmy kobietami. Nasze wybory nigdy nie są łatwe. Zazwyczaj wręcz takiego wyboru nie mamy. Zrezygnowałaś ze ślubu z Baldwinem z Ibelinu, nie interesując się w cale dobrem królestwa. Egoistycznie założyłaś, że twoje życie należy do ciebie, a nie jest to prawda. Bóg sprawił, że urodziłaś się w rodzinie królewskiej i od ciebie zależy, czy chrześcijanie wciąż będą chronić Grób Święty. Ty postanowiłaś wyjść za Gwidona, postawić na swoim, bo go kochasz. Jednak my, kobiety z królewskich dynastii, musimy poświęcać o wiele więcej, niż inni ludzie. Gdybym wiodła wymarzone przez siebie życie, byłabym teraz żoną jakiegoś fajnego ruskiego księcia i co tydzień gościłabym w rodzinnym domu, nie przejmując się nieobliczalnymi, królewskimi siostrami. Ale widzisz, nikt nie dostaje od życia tego, czego by chciał. Tak samo tobie nigdy nie uda się mnie pokonać. Sama zauważyłaś, że jesteś słaba. Tak się składa, że ja jestem silna i nigdy nie dam się ugiąć. Raz jeszcze podnieś rękę na mnie, mojego syna lub męża, a wtedy wszyscy ci, których kochasz, faktycznie znajdą się w niebezpieczeństwie. Nie wiem, czemu założyłaś, że chcę kogokolwiek skrzywdzić. Ale pamiętaj. Nie igraj z ogniem.
Sybilla wpatrywała się w nią z zaskoczeniem, lekko blednąc. W jej głowie trwała nierówna walka pomiędzy tym, co usłyszała, a tym, co wmówiła jej matka. Być może faktycznie Pomorzanka nie stanowiła takiego zagrożenia? Być może powinna usunąć się w cień i być tylko milczącym obserwatorem?
Zmarszczyła brwi i podeszła do stolika przy oknie. Wzięła z niego złoty grzebyk, pamiętający czasy jej smutnego i surowego dzieciństwa. Odwróciła się do Salomei i uniosła przedmiot.
- Był w kufrze, którymi mi kiedyś podarowałaś - Skłamała, łamiącym się głosem. - Oddaję ci go. Jeśli kiedykolwiek podniesiesz rękę na Gwidona, lub moją matkę, jego zęby zatopią się w twojej szyi.
Salomea przez moment patrzyła na kobietę i grzebyk, ale ostatecznie wzięła go do ręki i obejrzała z każdej strony.
- Tylko od ciebie, Sybillo, zależy, gdzie skończą jego zęby.
CZYTASZ
Królestwo
Ficção HistóricaXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...