Gdy Baldwin dowiedział się, że Renald ponownie napadł na muzułmańską karawanę i jeszcze w dodatku zgwałcił, a potem zabił siostrzenicę samego sułtana Saladyna, wpadł w furię, co nigdy mu się nie zdarzało. Salomea, wyrwana ze snu około trzeciej nad ranem, krzykami przynajmniej kilku mężczyzn w komnacie z biurkiem, przez chwilę nie ogarniała co się stało. Była już połowa września, ale dziewczyna pierwszy raz słyszała, żeby król w ogóle podniósł głos. On tymczasem przechadzał się po komnacie, oddychając ciężko i odruchowo trzymając zdrową dłonią palce tej lekko sparaliżowanej.
- To oznacza wojnę! - Zawołał i odwrócił się z impetem, gdy do komnaty weszła Salomea.
- Wojna? - Spytała zaspana, mrużąc oczy przez rozpalone wokół znicze. - Tak szybko? Myślałam, że podpisaliście jakiś traktat pokojowy...
- Podpisaliśmy, ale Renald z Châtillon postanowił napaść na karawanę i zamordować siostrzenicę sułtana! - Wyjaśnił wściekły Rajmund, nie bacząc nawet, że rozmawia z siedemnastolatką w koszuli i narzuconej na to pelerynie Baldwina, którą znalazła na oparciu krzesła przy stole do szachów. Fakt ten trochę rozkojarzył młodego króla, ale po chwili odzyskał rezon.
- Wilhelmie, zwołaj radę baronów. Rozstrzygniemy dzisiaj tę sprawę. - Oznajmił już bardziej opanowanym tonem. - O ile większość napaści Renalda jestem w stanie zaakceptować, ponieważ sieją zamęt wśród saracenów i Saladyn nie jest przez to w stanie ich wszystkich zjednoczyć, o tyle ten plugawy czyn przechylił czarę goryczy.
Wszyscy zgromadzeni w komnacie, czyli Salomea, Rajmund, Wilhelm i Tyberiasz, patriarcha Jerozolimy, pokiwali głowami.
- Chwila...zamordował siostrzenicę Saladyna? - Dopytała Salomea, która w trakcie tych dwóch miesięcy zdążyła już trochę nauczyć się o polityce Jerozolimy i wiedziała, że sułtan z Damaszku był jej największym wrogiem.
- Królowo, udaj się na spoczynek i nie zajmuj swojej głowy tymi spra... - zaczął Wilhelm.
- Tak, i zgwałcił. W sensie najpierw zgwałcił, potem zamordował. Wyrżnął też całą muzułmańską karawanę. Jeśli Saladyn nie ruszy na nas w akcie zemsty, będzie to cud, albo podstęp...- sprecyzował Baldwin, doprowadzając arcybiskupa do irytacji. Dziewczyna zmarszczyła brwi w gniewie.
- Skaż go na śmierć. - Powiedziała chłodno. Rajmund pokiwał ochoczo głową, wciąż nie ogarniając, że popiera śpiącą nastolatkę.
- Dokładnie!
- Zostanie ukarany, ale trzeba to skonsultować z baronami. - Odrzekł spokojnie Baldwin, nie chcąc wpadać ponownie w furię przy Salomei.
- Byłem w tym królestwie przez moment regentem. - Oznajmił nagle Rajmund a Salomea spojrzała na niego ze zdziwieniem. O tym nie wiedziała. - Wiem, że działasz szlachetnie, Baldwinie. Dążysz do pokoju i dobrobytu, równoważąc to z odpowiednią polityką wobec Saladyna...ale jako król nie zawsze musisz działać cnotliwie.
Salomea zmrużyła oczy i zamyśliła się. Jej ojciec powiedziałby coś podobnego. Nie był nieskazitelny. Nie doprowadził do banicji Henryka Lwa szczerością i dobrotliwością. Spojrzała na Baldwina.
- Gdy stanę przed Bogiem, nie będę mógł powiedzieć mu, że "musiałem tak zrobić" lub "cnota nie była odpowiednią drogą w tamtym momencie". Muszę liczyć się z faktem, że moja dusza, oraz dusza każdego z was jest w moim i waszym posiadaniu i to od nas samych zależy, czy będziemy uczciwi...czy będziemy tacy jak Renald. - Obwieścił, powoli przenosząc wzrok z jednej osoby na drugą. Salomea opuściła wzrok i zapatrzyła się na komara na posadzce. Z każdym kolejnym dniem jej mąż wydawał się jej być coraz mądrzejszy. Uwielbiała, gdy zasadzał podobne przemowy i zmuszał wszystkich wokół do przemyśleń. Podziwiała to w nim.
- Masz rację, panie. - Wymamrotał przegrany Rajmund.
- Chodźmy Wilhelmie. Trochę minie, nim zjawią się wszyscy. - Dodał Tyberiasz i wszyscy wyszli. Baldwin i Salomea zostali sami.
- Mogę uczestniczyć w posiedzeniu baronów? - Spytała, bawiąc się jego peleryną. Chłopak zwrócił uwagę na ten szczegół i spodobał mu się.
- Nie. - Powiedział tylko i również wyszedł. Po chwili jednak wrócił. - Jeśli chcesz, możesz jeździć konno cały dzień. Możesz pójść do biblioteki...co tylko zechcesz...
Przyłapał się na tym, że gdy czegokolwiek jej odmawiał, uciszał wyrzuty sumienia pozwalając jej na wszystko inne. Salomea i tak była obrażona.
- Z chęcią zrobię kukłę Renalda ze słomy i ją podpalę. - Prychnęła, czym skołowała młodego króla, który tylko pokręcił głową i znów wyszedł, modląc się, by tego faktycznie nie zrobiła.W ciągu tych dwóch miesięcy w zasadzie rzadko się widywali. O ile w pierwszym tygodniu Salomea postanowiła jadać z nim śniadania, tak potem wróciła do zwykłego pałacowego harmonogramu posiłków. Czasami rozmawiali wieczorami, ale były to tylko sztywne pogawędki o tym, jak dziewczyna spędziła dzień. Przez większość czasu Baldwin ją omijał. Nie chodziło o to, że się jej bał. Wprawdzie bał się, ale czegoś zupełnie innego - że się do niej przywiąże.
Odosobniony od kontaktu z ludźmi w momencie, gdy okazało się, że choruje na trąd, zwykł miewać tendencję do przywiązywania się do wszystkiego, co było wobec niego życzliwe. Wilhelma z Tyru to ominęło - szanował go, jako wychowawcę i doradcę, ale nigdy nie obdarzył chociażby sympatią. Kiedyś prawie zaprzyjaźnił się z jednym z medyków, czego się wystraszył, więc go odesłał. Nie chciał tworzyć relacji, wiedząc, że szybko umrze. Nie chciał cierpieć, odchodząc z tego świata. Uważał miłość za coś samolubnego. Być może wpływ na taką postawę miał fakt, że jego siostra, z którą był dość blisko w dzieciństwie, opuściła go i nie odwiedzała od lat. Nie zastanawiał się nad tym głębiej.Kilka godzin po tych wydarzeniach na dziedzińcu zebrało się czternastu baronów oraz mistrzowie wszystkich zakonów rycerskich. Baldwin, wystrojony w błękitne szaty z herbem królestwa Jerozolimskiego na piersi zasiadł na tronie i od razu poczuł się słabo. Olejki z liści koki, które wcierali w niego medycy często osłabiały ból, jednak tym razem nikt go niczym nie natarł. Wiedział, że długo nie wytrzyma i od razu musi przejść do sedna.
- Wezwałem was, bo sprawa Renalda z Châtillon okazała się nagląca. Akceptowałem jego poprzednie wyskoki, bo wprowadzały chaos wśród saracenów. - Oznajmił lekko drżącym głosem, co od razu wyłapał Wilhelm. Przypatrzył mu się. - Tym razem baron na Karaku musi zostać ukarany. Jego czyn oznacza wojnę. W maju podpisaliśmy traktat pokojowy z Saladynem, jest wrzesień a my już wznawiamy działania wojenne.
- My nie narzekamy! - Zawołał Arnaud de Toroge, mistrz zakonu Templariuszy.
- Zostawmy Renalda w spokoju i wyjdźmy Saladynowi na spotkanie! - Dodał mistrz Joannitów. Głośnym krzykiem poprali ich wszyscy rycerze.
- Cisza! - Ryknął Rajmund. Baldwin milczał, obserwując wszystko, starając się nie myśleć o bólu i drętwej lewej ręce, w której cały czas tracił czucie. - Głupcy, myślicie że wygracie z Saladynem pod Karakiem? On tylko liczy na otwarty konflikt! Zwłaszcza tam, gdzie dostęp do wody jest ograniczony a wszędzie rozpościera się równina...
- Skoro chce wojny, dostanie ją! - Krzyknął któryś z baronów w tłumie.
- Panie, nikt nie ma prawa napadać na ciebie i Jerozolimę. - Dodał Gwidon z Lusignan. Mąż Sybilli był mężczyzną lekko przy kości, o czarnych, falowanych włosach i gęstej brodzie. Baldwin go nie znosił.
- Odpowiedzmy mieczem na miecz! - Krzyczał tłum. Rajmund westchnął, kręcąc głową z rezygnacją. Wilhelm ponownie spojrzał na króla. Ten zaczął się zastanawiać.
Olanie Saladyna oznaczało, że będzie sobie pozwalał na więcej. Był dobrym władcą, przestrzegającym traktatów, ale usilnie walczył o zjednoczenie muzułmanów i odbicie wszystkich państw, utworzonych przez krzyżowców. Wyruszenie niewielkim orszakiem na Karak tylko po to, żeby zaaresztować Renalda może i byłoby dobrym posunięciem w celu uspokojenia Damaszku, ale zdecydowaną antyreklamą dla własnych ludzi. Wiedział, jaką decyzję musi podjąć.
Uniósł rękę, gdy Rajmund zaczął kłócić się z Gwidonem, a baronowie i rycerze podzielili się na dwa obozy, dopingując każdego z nich. Widząc go, wszyscy zamilkli. Król podniósł się powoli. Rajmund ruszył do niego, by pomóc mu wstać, ten jednak odmówił gestem. Gdy już się podniósł i opanował zawroty głowy, przemówił.
- Zbierzcie armię. Ruszamy na Karak.
Wówczas wszyscy zaczęli wiwatować. Wilhelm dyskretnie się do niego nachylił.
- Albo cię to zabije, albo dożyjesz setki. Obyś pozostawił tu po sobie dziedzica. - Szepnął gniewnie. Zdawał sobie sprawę, że król po całości olał tą sprawę. Baldwin odwrócił się do niego i spojrzał na niego chłodnymi, błękitnymi oczami.
- Poprowadzę wojsko i wrócę. O to się nie martw.Nie wiedział czemu, ale był pewien, że jego czas jeszcze nie nadchodzi.
CZYTASZ
Królestwo
Historical FictionXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...