Gdy Salomea weszła kilka tygodni później do Wielkiej Sali, jak określano największą komnatę w zamku, która służyła za jadalnie, miejsce obrad oraz balów, wszyscy jej bracia już tam byli. Było ich dokładnie czterech. Dziewczyna nawet na nich nie spojrzała, zasiadając do potężnego, długiego stołu i wypatrując swoich rodziców. Jej najstarszy brat, Racibor, był typem dumnego, chłodnego księcia, który swe życie poświęcił walce o wpływy. Miał związane w kucyk, kręcone włosy w dokładnie takim samym chłodnym odcieniu blondu, co Salomea, oraz identyczne duże i ciemne oczy w obwódce czarnych rzęs. Dziewczyna usiadła właśnie obok niego i naciągnęła narzutkę na dłonie, kuląc się lekko z zimna. Mimo, że w palenisku na wprost stołu płonął spory ogień, zamek standardowo był zimny. Racibor mieszał w kielichu z winem i pustym wzrokiem obserwował kant stołu. Jego siostra rozejrzała się po sali.
- Salka, mogę pożyczyć twój miecz? - Spytał z wyszczerzem trzeci w kolejności książę, młodszy o rok od Salomei Bogusław. Jeszcze młodszy od niego Kazimierz zaatakował go pięściami i już po chwili salę wypełniły krzyki i dźwięk obijanych półmisków.
- Uspokójcie się już, do jasnej cholery. - Powiedział z przekąsem Racibor, podnosząc lekko ton i spoglądając na nich spod byka. Salomea oparła się na krześle i założyła ręce.
- Nie ma mowy, młody. Kiedyś pożyczyłam ci łuk a potem musiałam wyławiać go z Odry. - Odrzekła oschle.
- To było laaata temu! - Zawołał chłopiec i dostał w policzek od Kazka. Salomea prychnęła.
- Oni nigdy nie dorosną. - Dodał jej ulubiony brat, Warcisław. Miał dziewiętnaście lat, co czyniło go starszym od niej o dwa lata. Jako jedyny w rodzeństwie odznaczał się czarnymi jak smoła włosami, podtrzymywanymi eleganckim rzemieniem. Salomea uważała, że jest piękny i mu tego zazdrościła. Gdyby mogła wybierać, również chciałaby mieć czarne włosy, najlepiej w połączeniu z błękitnymi oczami. Niestety natura obdarowała ją odwrotnością swego życzenia.
- To jeszcze dzieci, czego od nich wymagasz. - Powiedziała, stukając palcami w stół. Rodzice wciąż nie przychodzili, a Boguś i Kazek byli na dobrej drodze do pozabijania siebie nawzajem. W momencie, gdy jeden z nich dostał w głowę pogrzebaczem, Salomea i Wartek zerwali się z miejsc, by już po chwili szamotać się z dwójką nastolatków i w ostateczności oderwać ich od siebie, trzymając za kołnierze koszul.
- Jak chociażby spojrzysz na niego krzywo, Kazek, to przysięgam, skończysz z łyżką w dupie! - warknęła dziewczyna, starając się utrzymać czternastolatka. Wartek z łatwością podniósł Bogusia tak, by zrównali się bladymi twarzami.
- A ciebie podpalę i będę oglądał jak płoniesz. - Rzekł, mrużąc groźnie oczy. Chłopcy wyrwali się im i pobiegli do stołu, by usiąść grzecznie i cicho. Salomea zarżała śmiechem. Wartek stanął obok niej.
- Jeśli ojciec z matką zaraz nie przyjdą, to zjemy młodych. - Zaproponował, wskazując ich brodą. Racibor rozłożył się na krześle, przewieszając jedną rękę przez oparcie i posłał im sarkastyczne spojrzenie.
- Wszyscy jesteście siebie warci. - Skwitował, ukazując szereg całkiem zdrowych jak na XII wiek zębów. Salomea i Wartek prychnęli. Dokładnie w tym samym momencie wrota rozwarły się z impetem i do sali wpadła ich matka.
Walpurga Pomorska była kobietą, z którą nie warto było zadzierać. Pochodziła z dynastii Piastów i słowiański temperament przejawiała niemal na każdym kroku. Była dumna, doskonale wykształcona i hołdowała zasadzie, że "kobieta tak do polityki, jak do wojaczki". Dzięki niej Salomea również odebrała gruntowne szkolenie z szermierki oraz miała udział w politycznym światku Pomorza i rozbitej na dzielnice Polski.
- Wasz ojciec był bardzo zajęty. Przywieziono epistoły z samej Ziemi Świętej. - Oznajmiła od razu. Wszystkie jej dzieci skamieniały. Racibor zerwał się na nogi i nie usiadł, póki matka tego nie zrobiła. Gdy już spoczęła na swoim miejscu, jednego jej ramienia dopadła Salomea, a drugiego Wartek.
- Z Ziemi Świętej? Do nas? Szykują nową krucjatę? - Dopytywał chłopak, odgarniając z oczu czarne loki.
- Nie możemy jechać na krucjatę, mamy swoje problemy! Sama mówiłaś że traktat pokojowy z Danią jest kruchy, a Polska wciąż jest tylko zlepkiem dzielnic. - Nawijała Salomea. Walpurga uniosła dłonie i przymknęła powieki. W Wielkiej Sali zapanowała idealna cisza.
- Nie chodzi o wojnę, co może dziwić. - Rzekła i omiotła spojrzeniem stalowo szarych oczu wszystkie swoje dzieci. - Nie tym razem. Król Jerozolimy szuka żony.
Przez kilka dobrych minut nikt się nie odezwał, bo informacja od matki wszystkim wydała się abstrakcyjna. Po co pisali do nich z tak daleka, skoro nie o wojnę chodziło? Co mają poradzić na to, że jakiś król szuka se żony?
- No...i co? - Spytał Racibor, unosząc jedną brew. Boguś i Kazek zrobili miny pełne obrzydzenia. Wciąż nie dojrzali do wieku, by myśleć o małżeństwie.
- Nic nie rozumiecie? - Spytała Walpurga, nachylając się do nich. Salomea zmarszczyła brwi i posłała Wartkowi pytające spojrzenie. Ten tylko wzruszył ramionami. - Jerozolima to lenno Stolicy Apostolskiej. Największy skarb papieża. Największe osiągnięcie chrześcijańskiego świata. - Zaczęła wyliczać. Salomea skrzywiła się. Została wychowana w duchu chrześcijaństwa, ale, będąc kiedyś na wyprawie na pogańskiej Litwie, nie uważała już chrześcijaństwa za "jedyną możliwość". Nigdy nie była też szczególnie religijna.
- No dobra, ale po co piszą nam o tym, że król szuka żony? Dostaliśmy zaproszenie na ślub, czy jak? - Wartek prychnął śmiechem, a Salomea uśmiechnęła się szeroko.
- Epistoły te zostały wysłane do wszystkich księstw i królestw w Europie. - Powiedziała Walpurga. Pięcioosobowe rodzeństwo wpatrywało się w nią intensywnie, czekając aż w końcu wyjaśni o co chodzi. - Jerozolima liczy, że wystawimy Salomeę jako kandydatkę.
Wówczas w sali zrobiło się nie tylko cicho jak makiem zasiał, ale również dało się wyczuć nagłe napięcie. Wartek od razu spojrzał na swoją siostrę. Reszta braci również ją obserwowała. Dziewczyna otwarła usta w niemym proteście i popatrzyła na matkę z oburzeniem, mieszającym się z totalnym szokiem. Wówczas do sali wszedł Bogusław. Wszyscy poza Walpurgą wstali i popatrzyli na niego. Postawny, wysoki mężczyzna o ogorzałej twarzy z jasnym zarostem i o oczach, które odziedziczyły wszystkie jego dzieci, zatrzymał się w półkroku.
- Tato, powiedz, że nie sprzedaż mnie za koronę. - Powiedziała drżącym głosem Salomea. Bogusław przez moment nie wiedział co powiedzieć, więc dziewczyna kontynuowała, robiąc ku niemu krok. - Miałam wyjść za któregoś z ruskich książąt. Miałam być tu, na miejscu. Miałam być razem z tobą. - Jej ton powoli przechodził w płaczliwy. - A przecież król Jerozolimy podobno choruje na...na trąd...!
Walpurga schowała twarz w dłoniach, wzdychając przeciągle.
- Wystawię cię, jako kandydatkę. - Powiedział po chwili ciszy Bogusław, ale jego pewność siebie zupełnie go opuściła, gdy z oczu jego córki popłynęły łzy i wstrząsnął nią spazmatyczny szloch.
- Jest szansa, że cię nie wybiorą...dość duża szansa. - Dodał Wartek łagodnym tonem.
- Możesz zostać królową Jerozolimy. - Rzekła twardo Walpurga, spoglądając na nią, oparta ostentacyjnie na dłoni. - Wybijesz się ponad nas wszystkich.
Dziewczyna odwróciła się do niej agresywnie i pochyliła lekko.
- Nie obchodzi mnie to! - Wrzasnęła, aż mury oddały. - Nie chcę być królową Jerozolimy, tylko księżniczką Rusi! Nie wydacie mnie za trędowatego! A jak spróbujecie, to ucieknę do klasztoru!
Walpurga podniosła się z krzesła. Na jej twarzy malował się gniew. Bogusław w tym czasie cicho przestępował z nogi na nogę, licząc że w tym konflikcie zostanie pominięty. Potrafił świetnie władać księstwem i armią, ale w zatarciu z żoną lub córką, zawsze tracił głowę.
- Ojciec postanowił i tak będzie.
Wspomniany, w tym momencie uniósł dłoń, żeby zaoponować, ale został zgromiony spojrzeniem przez żonę.
- Wydajcie mnie za królewicza Danii, jeśli zależy wam na koronie i pokoju przy okazji! Będzie bliżej! - Krzyczała Salomea, wymachując rękami. - Cokolwiek, ale ja nie chcę stąd wyjeżdżać!
Walpurga zbliżyła się do niej, mrużąc oczy.
- Pomyśl, że jako królowa Jerozolimy będziesz mieć faktyczny wpływ na odbudowę kraju. - Szepnęła podstępnie. Salomea opuściła ręce i zrobiła smutną minę.
- Być może, ale mnie tu nie będzie. - Powiedziała równie cicho a następnie wybiegła z sali. Jej matka westchnęła i znów ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała, by jej córka cierpiała. W rodzinie książąt pomorskich panowała ciepła, pełna realnej miłości atmosfera, lecz niektóre cele były ważniejsze od więzów krwi. Oparła się o krzesło i usiadła powoli. Reszta jej rodziny zajęła miejsca przy stole a służący zaczęli przynosić jedzenie. W pomieszczeniu słychać było tylko brzdęk talerzy. Wartek nerwowo przebierał nogami pod stołem, dzieląc rękami mięso. W końcu nie wytrzymał i spojrzał na matkę.
- Wiesz, że ona naprawdę ucieknie do tego klasztoru? - Spytał, wycierając ręce. Walpurga skinęła głową.
- Wiem właśnie.
CZYTASZ
Królestwo
Historical FictionXII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choruje na trąd. Baronowie zgodnie stwierdzają, że póki jego choroba nie jest bardzo rozwinięta, należy z...