XXVII "Końce i początki"

501 23 7
                                    


    Po powrocie do Jerozolimy, Salomea otrzymała kilka ważnych listów. Pierwszy, jaki przeczytała, został nadany przez papieża. Wyrażał chęć pobłogosławienia koronacji jej ojca Bogusława, lub wuja Bolesława na króla i zjednoczenie Polski, lecz dzielnice były zbyt skłócone. Papież Aleksander II ubolewał nad faktem, że chrześcijańskie państwo graniczące z dzikimi, pogańskimi ziemiami nie potrafi się zmobilizować. Salomea pomyślała dokładnie to samo i odłożyła list z cierpiętniczą miną.
    W kolejnym przeczytała o ślubie Racibora z daleką kuzynką, Anastazją Wielkopolską. Dziewczyna wykonała dziki taniec i podskoczyła kilka razy ze szczęścia. Wzruszyła ją myśl, że najstarszy brat w końcu założy rodzinę. Potem jej emocje opadły i zamyśliła się. W tym momencie do komnat królewskich, gdzie przebywała, wszedł Baldwin. Mężczyzna miał na sobie granatowe szaty w złote ornamenty i czarny turban. Salomea uśmiechnęła się półgębkiem.
    - Cóż tak czytasz? - Spytał, obchodząc ją półkolem i zasiadając do mahoniowego biurka.
    - Listy. Papież nie jest w stanie koronować ani mojego ojca, ani wuja. Nie wiem, co teraz zrobić, bo...- zawiesiła się. Dotychczas nikt w Jerozolimie nie wiedział, że ojciec wystawił ją jako kandydatkę głównie po to, by zyskać tytuł króla. Baldwin pochylił głowę, by lepiej się jej przyjrzeć spod maski. Potem prychnął śmiechem.
    - Czyli to, że tu przybyłaś, nie było jedynie altruistycznym gestem twojej rodziny w celu ochrony Ziemi Świętej?
    - Oczywiście, że nie. Nikt nie jest altruistą w dzisiejszym świecie. - Sarknęła dziewczyna i zasiadła na wprost niego.
    - Gdyby się tak zastanowić, czasy nigdy nie były dobre na altruizm.
    - W sumie fakt. Egoizm pozwala przetrwać, dlatego chętniej z niego korzystamy.
    Król pokiwał powoli głową. Następnie rozłożył ręce.
    - O czym jeszcze czytałaś?
    - Mój najstarszy brat, Racibor, ożenił się z naszą daleką krewną, Anastazją Mieszkówną, księżniczką wielkopolską. Pewnie nic ci to nie mówi, Wielkopolska nie jest szczególnie ważną dzielnicą, ale i tak się cieszę. Jaka szkoda, że mnie tam nie było... - Opowiedziała, na koniec smutniejąc i opierając głowę na dłoni. - Gdybym wiedziała wcześniej, wysłałabym im prezent.
    - I tak możemy im go wysłać. Masz jakiś pomysł? - Stwierdził Baldwin. Dziewczyna uniosła oczy, by na niego spojrzeć. Zamyśliła się.
    - Lustro. - Powiedziała w końcu.
    - Lustro? - Zdziwił się mężczyzna. Salomea nigdy nie przestawała go zaskakiwać.
    - Tak. Saraceni mają niezwykłe lustra. Odbijają lepiej niż gładka powierzchnia wody. W Europie takich nie ma, wy macie ich pod dostatkiem. Jestem pewna, że będą zachwyceni. - Zawołała z uśmiechem, powracając do życia i prostując się na krześle. Król znów się zaśmiał.
    - Dobrze, wyślemy im dwa lustra w pięknych, złoconych ramach. Szczerze, nawet nie wiedziałem, że w Europie takich nie macie.
    - Nigdy nie byłeś w Europie, prawda? - Spytała Salomea, zakładając ręce. Król pokręcił głową. Westchnął przeciągle i w komnacie zapanowała cisza, przerywana krzykami pawi z tarasów. Słyszeli cichutką, wschodnią muzykę i śpiew dwórek królowej. Ktoś, mimo późnej pory, ćwiczył szermierkę. Poza tym, było cicho.
  

    Przez następne dni Salomea wraz z Baldwinem zajmowała się sprawami politycznymi. Król musiał rozstrzygnąć jakiś spór, Gwidon i Sybilla znów przybyli do Jerozolimy, więc trzeba było ich przywitać, bez przerwy ktoś prosił o audiencję, jeśli nie rycerze zakonni, to baronowie i tak w kółko. Dopiero wtedy dziewczyna poczuła, że naprawdę uczestnicząc w życiu państwa, w końcu przestanie się nudzić. Poza tym czuła wsparcie Rajmunda i rwała się do zawierania nowych sojuszy, miała jednak w pamięci swoją matkę i musiała nauczyć się trzymać emocje na wodzy. Najbardziej podobał się jej fakt, że miasto ją uwielbiało, a dzieci modliły się za nią w kościołach. Gdy usłyszała o tym od Fulko, na którego widok dwa tygodnie po powrocie do Jerozolimy wpadła w zachwyt i przytuliła, wprawiając wszystkich w szok i niedowierzanie, wzruszyła się i pomyślała, że w zasadzie cieszy się ze swojego pobytu tutaj.

    Po ciężkim dniu szła powoli w stronę komnat, żeby się wykąpać. Niemal roześmiała się na myśl o tym, jak próbowała uciec z domu, byleby nie wyjechać do Ziemi Świętej. Teraz coraz mocniej czuła się tu jak w domu. Zrzuciła z siebie suknię i biżuterię, po czym całkiem naga wskoczyła do basenu wypełnionego ciepłą wodą z olejkami. Odetchnęła i oparła głowę o chłodny marmur.
    Tymczasem Baldwin wracał z posiedzenia baronów, na którym po raz kolejny od wyprawy na Damaszek, pokłócił się z Gwidonem. Coraz mniej lubił swojego szwagra. Mężczyzna był pewny siebie, ale kompletnie nieudolny. Zabierał głos w sprawach, na których się nie znał, równocześnie nie potrafiąc zdecydować się na jedno, konkretne wyjście. Baldwin wiedział, że jeśli umrze bezpotomnie, jego siostra zostanie koronowana, a ten kretyn automatycznie zostanie królem. Salomeę wypędzą lub zabiją i dojdzie do totalnej zagłady państwa. Nie potrafił zrozumieć, czemu Sybilla nie chciała unieważnić swojego małżeństwa. Wiedział, że nie jest głupia, ale słyszał też, że po prostu kochała Gwidona. Niemal ślepo kochała. To go niepokoiło.
    Gdy wszedł do komnaty z biurkiem usłyszał plusk wody. Stwierdził, że pewnie Salomea się kąpie, więc nie przejął się tym nadto. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że dziewczyna musi być naga i że dzieli go od niej tylko kilka metrów oraz chłodny mur ściany. Przełknął ślinę i poczuł lekkie zawroty głowy. Przez te dwa tygodnie spędzone w stolicy nieustannie był doglądany przez medyków, nie przemęczał się, dlatego czuł się dobrze, na tyle, na ile dobrze może się czuć trędowaty człowiek. Zbliżenie z Salomeą mogło być męczące, ale miał wystarczająco dużo sił. Poza tym jego ciało dziwnie zareagowało. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuł. Zacisnął dłonie w pięści, mając silne przeświadczenie, że popełnia grzech. Ale nie mógł inaczej, nie potrafił się powstrzymać. Poza tym, Salomea była przecież jego żoną...
     Zobaczył tylko fragment jej głowy. Mokre włosy połyskiwały w ostatnich promieniach słońca. Nie usłyszała go. Spojrzał na pozostawione na podłodze części garderoby. Poczuł, że robi mu się trochę duszno, więc wziął głębszy oddech. Wtedy się odwróciła.
    - Baldwinie? - Zbladła lekko, po czym jej policzki zapłonęły czerwienią. Nie odezwał się, bo jedyne czego chciał, to podejść i wyciągnąć ją z wody, bez względu na jej brak ubrań. Mimo to, nie poruszył się.
    - Mogę? - Spytał tylko, drżącym głosem. Salomea przełknęła ślinę i znów poczuła to palenie wewnątrz. Nie była do końca pewna, co ma zrobić, ale ostatecznie podniosła się powoli, pozwalając, by woda opadła z jej ciała. Baldwin wydał jakiś niezidentyfikowany dźwięk, ale nie zwróciła na to uwagi. Nawet nie zauważyła, jak jej ciało wygięło się ku niemu i jak dotykała czołem zimnej maski na jego twarzy. Wyraźnie poczuła woń olejków na jego chorej skórze. Trąd jej nie obchodził. Nic jej nie obchodziło. Nie chciała przestać go dotykać.
    Znalazła się na łóżku. Mokre włosy opadły na poduszki. Baldwin dyszał nad nią. Trzymał rękę na guzikach koszuli.
    - Zamknij oczy. - Wychrypiał.
    - Co...? - Spytała, nie rozumiejąc.
    - Zamknij oczy, nie patrz. Nie patrz na mnie. - Usłyszała w zamian. Wzięła kilka głębszych wdechów i zamknęła oczy. Położyła na nich dłonie.

    Jerozolima nie wiedziała jeszcze, że na tamtym łóżku ważyły się jej losy.


KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz